poniedziałek, 30 marca 2020

Rozdział 20

      - Nie mierz ludzi swoją miarą, młoda - zaśmiała się cicho Ahsoka. Uważam tę ironię jako zemstę za wszystkie przytyki, które usłyszała od Anakina. Dzięki, tato. Nie pomagasz.
      - Chodźmy - zadecydował wesoło Obi-Wan.
    Z jednej strony chciałabym, aby coś mu zmyło z ust ten durny uśmieszek, ale sama ta chęć już zapeszyła, bo pewnie spotka nas coś trudnego do pokonania, jakaś beznadziejna misja, pułapka albo któremuś z nas ów wookie wyrwie ramię. Już nie mogę się doczekać.  
      - Han Solo? - zagadnął Mistrz Jedi.
      - W czym mogę pomóc? - zaoferował mężczyzna pochylając się do przodu nad stołem, na którym położył własne dłonie dyplomatycznie splątane w palcach.
     No dobra, może nie był aż takim chłystkiem. Nie liczył sobie mniej niż dwadzieścia coś lat, ale nie wyżej niż trzydzieści. Tak coś pomiędzy. Biła od niego arogancja i zbyt duża pewność siebie spowodowana sprytem, którym się zresztą chełpił. Cóż za pozbawiony skromności człowiek.
      Zmierzył nas wszystkich wzrokiem od góry do dołu. Na Ahsoce zawiesił się na krótką chwilę co nie uszło mej uwadze. A gdyby tak przyjąć wyzwanie mojej kochanej mentorki i zrobić jej na złość i powiedzieć Luksowi o wszystkich takich przypadkach. Niby nic ich nie łączy...
      To jest w ogóle śmieszne.
     O ile gdy mieli te dwadzieścia lat, to miało to jeszcze jakiś sens, ale teraz? Błagam, macie po trzydzieści dwa lata, co prawda nie widać tego ani po wyglądzie, ani po zachowaniu, ale jednak zobowiązuje to do pewnej dojrzałości. U nich ta cecha się zatrzymuje tylko w momencie pełnienia służby, bo wobec siebie to jest już jakiś żart. Lux Bonteri... biorąc pod uwagę to, co mówiła mi Ahsoka - w sensie powtarzała mi słowa mojej matki - to moja kochana rodzicielka, gdyby nie mój tata, to nie wiadomo kiedy by się ustatkowała. Co prawda związek z Jedi nie jest tradycyjnym ustatkowaniem, zwłaszcza gdy trwa wojna, ale nalegająca rodzina nie sprecyzowała, tak więc szach mat. Strzelam, że gdyby wraz z Anakinem się nie odważyli na wyznanie swoich uczuć i ślub, to skończyli by właśnie jak Ahsoka i Bonteri.
      Pewnie padnie pytanie "Ale na co przytaczam historię moich rodziców?"
      Bo Ahsoka jest cienka. Pod tym względem w ogóle nie jest odważna i zdecydowana. No błagam! Ma pewne nawet ustępstwa. Jedi z własnej woli nie chcą przywiązania, ale w ciągu dziesięciu lat już takie silne więzi się naradzały pomiędzy niektórymi Jedi, że po testach sprawdzających ich harmonie, zachowanie zdrowego rozsądku i ocenienie prawdziwego uczucia, pozwalano brać ślub. Kiedyś o tym opowiem, bo naprawdę Rada Jedi podołała wyzwaniu, który zgotował im Wybraniec. Wracając, Lux Bonteri to zdecydowanie odzwierciedlenie mojej mamy. Tylko że jej katorga trwała dwa lata. Jego - od siedemnastu. Na jego miejscu bym ją już odstawiła, ale z drugiej strony - nie dzielą się tym, co jest między nimi. Nie narzekają, może ten układ im się podoba... albo że są, kiedy Ahsoce się tak podoba?
      To dziwne.
      - Togrutanka i troje ludzi? - zdziwił się.
      - I dwa droidy: protokolarny i astromechaniczny* - dodał Luke.
      - Po co wam takie droidy? Chyba dla twojego własnego hobby, dzieciaku - stwierdził Solo.
      Luke się zjeżył. Czyjaś arogancja nie działała na niego dobrze. Zwłaszcza, gdy ktoś kwestionował jego umiejętności bez kompletnej wiedzy na ich temat.
     - To raczej nasza sprawa - stwierdził uprzejmie Obi-Wan siadając na przeciwko rozmówcy. Obok wcisnął się Luke, ja na samym końcu. Obok mnie stała Ahsoka znakomicie odgrywająca swoją rolę. Oby ten obraz mnie czegoś nauczył.
     Wookiee zawył cicho i... spokojnie? Dobra, jedną z rzeczy, których można nauczyć się podczas treningu Jedi, to inny język, nie było ograniczeń - można było się ich nauczyć ile się chciało. Wszystko się przyda do misji. Ciekawostka: żaden z tych,  który wybrałam, nie był językiem wookieech
      - W czym mogę pomóc? - zaoferował się przemytnik.
     - Chcieliśmy się tu przeprowadzić, dosłownie przed chwilą przylecieliśmy. Barman nam tego odradza i powiedział, abyśmy się poradzili ciebie, gdzie mamy się przeprowadzić. Najlepiej tam, gdzie niewolnictwo jest dozwolone.
     - Jeżeli szukacie bezpiecznego miejsca, gdzie możecie mieć tę niewolnicę, to jedynie farmy wilgoci tutaj - stwierdził.
      - Och, zdecydujcie się - mruknęłam przewracając oczami.
      - O ile panience będzie chciało się pracować - stwierdził ze śmiechem.
      Zmierzyłam go wzrokiem.
      - Jak na parę sekund znajomości, to szybko oceniasz - odparowałam.
    - Dziewczyno, masz ubrania z tkanin wartych kupę kredytek. Kim wy jesteście? - zapytał podejrzliwie. - Wywiad? - Han zaczął się wiercić niepewnie. Biła od niego czujność, która pozwalała mu, w razie czego, na strzelenie jako pierwszy.
      - Nie przybyliśmy tu karać przemytników, to nie nasza misja, ale za szmuglowanie przyprawy należy się kara. Mogę przymknąć oko jeśli udzielisz pewnych informacji. Co ty na to? - zaproponował Obi-Wan.
      Han Solo przez chwilę lustrował nas wzrokiem.
      - Jesteście Jedi - podsumował.
      - Brawo, panie bystry - skomentowałam.
      - Zachowuj się - skarciła mnie cicho Ahsoka.
      - Czego chcecie? - zapytał znudzony szmugler.
      - Informacji o działaniach Zygerrii na tej planecie - odpowiedział Kenobi.
      - To nie tanie informacje. - Wookiee zawtórował mu jękiem.
      - Żartujesz sobie? Oferujemy ci praktycznie ułaskawienie - wtrącił Luke.
      - Obojętność, a po waszej obojętności nie czeka mnie żadne bezpieczeństwo. Płacicie i macie.
      - Żartujesz sobie? - zakpił mój brat.
     - To wy macie stroje warte pięć tysięcy kredytów każdy, bo są robione dla senatorów. Nie wiem, jakimi Jedi dokładnie jesteście, ale skoro was stać na takie uniformy, to dziesięć tysięcy nie będzie stanowić problemu - zawyrokował Han.
      - Ty... - zaczęłam.
    - A mi się wydaje, że po możecie trochę zrzucić sceny po znajomości. Co, Chewbacca? - zaproponowała Ahsoka
_____________________________________
*Znaczy, ja wiem, że nigdzie nie było napisane, że oni są, ale dopiero teraz się zorientowałam, że są potrzebni, więc jedynie udało mi się to zmienić w poprzednim rozdziale, bo wszystko miałam tak dobrze sklejone, że nie dałam rady gdzie ich wpakować. Oni zawsze są, więc no... to oczywiste, że polecieli. Nawet jak ma ich nie być, to zawsze się znajdą. Nie oszukujmy się.

Tak, wiem, miało być w niedziele, ale coś mi ta niedziela, nie pasuje ostatnio :/
Ale z weną coraz lepiej! Tylko chęci brak.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz