niedziela, 15 września 2019

Rozdział 14

    Minęły dwa dni od mojej rozmowy z Pooją. Nie ukrywam, że strasznie się denerwowałam w związku z tym. Miałam nadzieję, że się wyrobi w tym czasie, ale jednak musiało jej to zająć o wiele więcej czasu niż sądziłam. No cóż, nie oceniałam, do takich spraw naprawdę trzeba się odpowiednio przygotować i znaleźć dobry moment.
      Niestety moja misja na Naboo dobiegła końca, mogłam wracać, bo wysłano na zmianę Stass Allie. Nie żebym jakoś narzekałam, bo strasznie pragnęłam powrotu i skupienia się na Tatooine, lecz trzymała mnie tu sprawa rodzinna. Kto by się spodziewał, że tak to się wszystko skończy?
     Ostatni raz odwiedziłam grób rodziców, nie wiedziałam kiedy jeszcze tu wrócę... czy w ogóle wrócę. Jeśli moje zadanie na piaszczystej planecie ma być tak trudne, jak mówią, to nie jestem w stanie ocenić długości mojego życia. Nie żeby mnie ono znudziło, chciałam ciągnąć swą egzystencję i fajnie by było wyjść cało z każdych niebezpiecznych misji.
     Zastanawiałam się również nad tym, kiedy spotkam Pooję. Jakie to niewiarygodne, że jedna rozmowa tak bardzo mogła wszystko zmienić! Obdarzyłam ją taką sympatią przez jej odwagę, że zaczynałam czekać na kolejną pogawędkę. W końcu, to nie ja wyciągnęłam pierwsza dłoń, tylko ona. To świadczyło o mnie, że jestem tchórzem? Może nie? Po prostu nie widziała mi się z nią rozmowa, nie wiedziałam też na czym stoję. Jak miałam być śmiała, skoro całe życie żyłam w przekonaniu, że moja biologiczna rodzina mnie nienawidzi?
     Zatrzymałam się chwilę na rampie statku i spojrzałam na Theed. Jednak nie było aż tak źle, jak się obawiałam. To miejsce tętniło życiem i spokojem, nieważne co by się działo. Nawet miejscowe konflikty nie miały wpływu na zaburzenie charakteru tej ostoi - zawsze będzie się tu dalej wojny niż bliżej.
     Właśnie: wojna. Kompletnie o niej zapomniałam, ale o to właśnie tu chodzi. Tu się dzieją własne spory, mniej ważne od wojny, ale pochłaniające nas doszczętnie. Mam wrażenie, że niewiele dała mi ta wyprawa. Prędzej się pogubię w rzeczywistości czekającej na mój powrót, niż wykażę się cierpliwością.
     Weszłam na pokład, by zabrano mnie wśród gwiazdy.

     Połowę drogi przespałam.
     Jestem zbyt senna ostatnio - albo po prostu znużona.
    Czekam na swoje codzienne obowiązki, choć wiele razy miałam nadzieję, że w końcu mnie wezmą gdzieś i odpocznę od niej. Jednak rutyna, to najlepsze co może być. Reszta jest bardziej męcząca niż się wydaje.
    Mimo wszystko, mój odpoczynek nie wróżył nic dobrego - na Coruscant już zachodziło słońce, a ja byłam bardzo rozbudzona. Zarwę dość dużo nocy, a jutro zaprezentuję sobą człowieka w złym stanie emocjonalnym i fizycznym. Zapowiada się ciekawie.
    Kiedy stanęłam na powierzchni lądowiska, nie wiedziałam czy się cieszyć czy smucić. Ta wyprawa mnie zmęczyła, ale tak bardzo zadowoliła. To jedne z tych podróży, które okazały się naprawdę dobre pomimo wielu przykrych chwil. Moja rodzina ma szansę na zjednoczenie.
     Luke wyszedł mi na spotkanie.
    - Wydajesz się być bardzo radosna - zauważył.
    - Mam ci wiele do powiedzenia - odpowiedziałam. Zastanawiałam się jak zareaguje. Wydawał się być beztroski przez całe życie. A może to maska. Wiem co się kryje w jego głowie, ale nawet przede mną jest w stanie wiele ukryć. Są rzeczy, które lepiej zachować dla siebie - nie tylko dlatego, że komuś może się to nie spodobać, lecz tak jest po prostu łatwiej. Nikomu nie musimy się z tego tłumaczyć.
       Czasem... no dobra: często się sobie dziwię, że tak się wszystkim przejmuję. Aż za bardzo. Taka już po prostu jestem, ale to pomaga mi spojrzeć na wiele rzeczy obiektywnie. Ma to też swoje złe strony, do tej pory spędza mi sen z oczu to, jak inni ze mną potrafią wytrzymać. Wychodzę na panikarę, choć według mnie jest to czysta roztropność. Poza tym, można wiele tym osiągnąć. Nie od razu, bo na wszystko jest potrzebny czas.
      - Rozmawiałam z Pooją - wyznałam mu, kiedy tylko pozwolono nam się oddalić. Złożenie raportu Ahsoka wzięła na siebie, ale i tak będę musiała się później pofatygować, aby dopełnić go swoją wersją.
      Na twarzy mojego brata pojawiło się zdziwienie.
     - Jak tego dokonałaś?
    - Sama do mnie przyszła. Chce porozmawiać z babcią i dziadkiem. Wyjaśnić ten niedorzeczny konflikt. Sama nie wie, jak taka głupia błahostka mogła poróżnić ich z mamą. Nie zrozum mnie źle, rozumiem ich zachowanie, dużo ryzykowali tym małżeństwem, ale skoro wszystko zostało zostało wyjaśnione z Zakonem. Zatwierdzone, jest zgoda... to po co dłużej się dąsać?
    - Masz rację, może uda nam się kiedyś z nimi nawiązać kontakt. Może Pooji się uda ich jakoś namówić, zmienić ich nastawienie na nieco łagodniejsze. Tylko szkoda, że tak późno. To nie chodzi o nas, tylko o naszą matkę. Ona już nie żyje, a jej żal odbija się echem w Mocy - stwierdził mój bliźniak.
      - Dobrze, że im wybaczyła. Na pewno im wybaczyła - upierałam się.
     - Nie wątpię, ale chciałbym znać jej opinię. Nasze wyobrażenia są na podstawie wspomnień, z których niewiele da się wyciągnąć. Znamy skrawek ich życia i myślenia. Reszty możemy się domyślić przez opowiadania Ahsoki i Obi-Wana, a ich perspektywa, to nie całkowita prawda.
_________________________________________
Czy jest sens nadal to pisać? Ktoś to w ogóle czyta?

NMBZW!

niedziela, 8 września 2019

Rozdział 13

       Dzień zaczął się podejrzliwie spokojnie. Zawsze byłam dziwnie przezorna, aż do przesady. Nawet tym razem. Jednak nie spodziewałam się, że zło zjawi się znienacka, czy coś w tym stylu. Po prostu... dziwnie się czułam. Nie chodzi o samopoczucie, ale jakby o ocenę czegoś z perspektywy trzeciej osoby.
      Wstałam z uśmiechem na twarzy, bo obiecałam to sobie. Stwierdziłam, że skoro mam zmienić coś w swoim życiu, to od razu. Wiem, że nie powinnam się uśmiechać sztucznie, więc starałam się tego nie robić. Postanowiłam łapać pozytywne  aspekty z ostatnich dni i radość przyniosła mi dobrze wykonana misja. Moc mi sprzyjała, więc to też uznałam jako powód do cieszenia się.
      Ale czy to niezbyt szablonowe?
     Przecież uśmiech to po prostu uśmiech, co on nam da? Zawsze można go sfałszować i nikt niczego się nie dowie. To jak maska na wszystkie okazje - najlepiej się sprawdza w trudnych chwilach, zwłaszcza, jeśli jest się dobrym kłamcą.
     Ale to przecież katalizator. Gdybym się tego nie podjęła w odpowiednim momencie, to kto wie, kiedy bym się zdecydowała ponownie. Takie małe kroczki jak: uśmiechanie się, nabranie dystansu do pewnych rzeczy, czerpanie radości z czego się da... to wszystko może na nas wpłynąć naprawdę pozytywnie. Dzięki temu osiągniemy to, czego pragniemy. Bohater zawsze zaczyna od zera, lecz nieważne co zrobimy dla świata, czy innych. Najważniejsze jest to, jaki sukces osiągniemy sami w sobie. Nie każde zwycięstwo oznacza satysfakcję. Jeżeli uda mi się dopiąć swego, to zdobędę jeden z ogromnych szczytów stworzonych przez przyszłość, a ona nie jest sprzymierzeńcem jeżeli chodzi o wyznaczanie prostych dróg.
     Nie chciałam tego dnia myśleć o tych wszystkich rzeczach, o których myślę na codzień. Chcę zmienić swoje życie... chcę, ale nie każdy mi w tym pomaga!
      Bałam się spotkania z kuzynką, ale kiedy właśnie w ten dzień postanowiłam być obojętna na moją beznadziejną sytuację w związku z rodziną, ona pokrzyżowała mi plany. Nie, że się pojawiła i wszystko zniszczyła, wróciłam do tego, czego chciałam już unikać... to było prawdziwe spotkanie. Całkowicie realne!
      Postanowiłam w końcu przemierzyć cały pałac. Przyjrzeć się mu we wszystkich możliwych kątach, do których miałam dostęp. Nie zamierzałam nikomu wchodzić do łazienki czy coś, moja ciekawość nie jest aż tak wygórowana, nie przesadzajmy.
     Szłam jednym z korytarza i nagle, jakby się zmaterializowała, Pooja Naberrie wychodzi zza zakrętu i patrzy na mnie jak wryta. Ja od razu opanowałam swój szok i kroczyłam przed siebie jak gdyby nigdy nic. Zrobiłam głęboki wdech i stopniowo wypuszczałam powietrze z moich płuc. Tak, wiem, dziwne - Jedi mają przecież inne metody na przywrócenie do siebie spokoju, powinniśmy wyzbywać się złych emocji od razu po ich pojawieniu, aczkolwiek rozwiązania społeczeństwa też są skuteczne.
      Z każdym krokiem dzieliły nas coraz to mniejsze odległości. Kiedy między nami zaistniała odległość jakichś trzech czy czterech metrów, z jej ust wydobyły się następujące słowa:
       - Leia Amidala Skywalker?
      Stanęłam jak wryta, po czym spojrzałam na nią zapominając o oddychaniu. Czułam jakby runął mój cały idealny świat... idealny w sensie, że jakoś poukładany, bez większych problemów. Może też nie "runął", ale na pewno jakaś harmonia w nim została przez nią zachwiana.
      - Trochę czasu mi zajęło odgadnięcie tego, kto się kryje pod kapturem szaty Jedi - zaczęła. - Następnie drugie tyle, żeby zebrać się na tę rozmowę.
      Z moich oczu musiała razić ogromna podejrzliwość - jak zawsze w takich momentach - a na twarzy nie malowała się żadna emocja. Uważam, że nie mam problemu z zawieraniem nowych znajomości, ale moja postawa musiała ją... spłoszyć? Cofnęła się ostrożnie o jeden krok.
      Zastanawiałam się nad tym, co jej powiedzieć.
      - No cóż... - I to w sumie wszystko, jeśli chodzi o moją pomysłowość.
    Wydawało mi się, jakby Pooja czekała na coś więcej... Leio, przecież czeka, aż rozwiniesz swoją myśl! Ugh! Co się stało z całą moją nabytą inteligencją, kiedy jej najbardziej potrzebuję?! Wyparowała?!
      - Nie wiem co powiedzieć. - Przynajmniej trzymam się prawdy. To się ceni.
      - Nie dziwię ci się - odpowiedziała.
      Żartujesz.
     - Jakby to powiedzieć...
      - Najlepiej najprościej. - Ugryzłam się w język.
      - Masz rację. - Brawo za spostrzegawczość, siostro... raczej: kuzynko.
     Stałyśmy w milczeniu. Ja czekałam aż ona w końcu podejmie rozmowę. Czy ona oczekiwała czegoś z mojej strony? Nie wiem, nie umiem czytać w myślach. Nawet nie wiem co mam jej powiedzieć, to nie mnie babka odtrąciła od niej, tylko na odwrót!
      - Nie miałam jak się z tobą skontaktować. Nie chodzi o metody, ale... nie miałam wiele lat, więc nie pojmowałam co się dokładnie dzieje - powiedziała. - Kiedy was zobaczyłam, nie wiedziałam czy mogę podejść, poza tym, ani babcia, ani dziadek... nawet rodzice do was nie podeszli. Trzymali mnie i moją siostrę blisko siebie. Nie miałam kontaktu z ciocią Padme przez pięć lat. A po pogrzebie nikt już o was nie mówił. Nie wiem co siedzi w głowach naszej rodziny, ale ja tego nie chcę dalej ciągnąć. Chcę mieć kuzynkę, żyć z nią w dobrych relacjach. Wiem, że nie przyjdzie ci to od tak. Ale chcę cię poznać. Ciebie i twojego brata.
      W ciszy wyczekałam aż skończy.
     - Nie spodziewałam się tego - przyznałam, kiedy przetrawiłam jej słowa. - Nie możemy oceniać babci i dziadka. Nie wiem co im siedzi w głowach, znam pogłoski, więc moja ocena bierze się właśnie z nich. Całe moje życie niesprawiedliwie ich oceniam, bo nie znam ich motywów. Ale najwyraźniej tak musiało być. Staram się ich usprawiedliwiać, że chcieli dobrze. Ich poczynania są dziwne, ale w jakimś stopniu trafne. Czy gdyby twoja córka naraziła Jedi, nie zdenerwowałabyś się? - zapytałam.
     - Pewnie tak. Mógł przez z nią zostać wydalony z Zakonu, stracić szansę na coś wielkiego - zgodziła się Pooja.
       - Ale przyniosła wiele dobrego. Może im głupio. Nikt się tego nie dowie - stwierdziłam.
    Naberrie pokiwała głową, ale nagle spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Takim charakterystycznym, który zwiastuje świetny pomysł... zależy z jakiej perspektywy się patrzy.
      - Ja mogę - oznajmiła.
      Ściągnęłam brwi.
     - Jak? No chyba nie chcesz z nimi porozmawiać. Przecież wzbraniają się od tego - przypomniałam.
      - Tak, ale nie mogą wiecznie milczeć w tej sprawie. Najwyżej się z nimi pokłócę. Daj mi szansę. Moja próba ci się należy. Nawet jeśli się nie uda, to przynajmniej się wstawiłam za tobą. Jesteś naszą rodziną i nic tego nie zmieni. Nie zaufasz mi, to pewne.  Ale chociaż pozwól mi się do siebie jakoś zbliżyć i wynagrodzić ci te wszystkie lata - poprosiła.
      - Nie musisz mi niczego wynagradzać.
     Chciałam ją powstrzymać. Nie lubię jak ktoś się dla mnie niepotrzebnie naraża, jak robi wszystko, żeby ułatwić mi życie.
     - Muszę. Sumienie mi to podpowiada. Łączy mnie z tobą przymusowa miłość, a ja nie chcę takiej więzi. Chcę, żebyśmy się pokochały naprawdę. Chcę być dla ciebie prawdziwą siostrą.
__________________________________
Pierwszy, ciężki, tydzień za nami. Trochę trudno wrócić do normalności...

NMBZW!

niedziela, 1 września 2019

Rozdział 12

      Moje sumienie kłóciło się samo ze sobą. Wyjść z cienia i złapać ich na gorącym uczynku czy poczekać?
      Właśnie!
     Miałam powiadomić Ahsokę! Dwa razy wcisnęłam przycisk na moim komlinku udostępniając tym samym swoją lokalizację. Mam nadzieję, że się pospieszy. Jest ich dwóch, więc potrzebuję wsparcia. Jeśli jednego złapię, to drugiego spłoszę.
      Dalej przysłuchiwałam się rozmowie.
      - To mnie przerasta. Myślałem, że spłacę swoje długi - wyznał właściciel mieszkania.
     - Spłacisz, jak wypełnisz zadanie do końca. Federacja liczy na ciebie. Zmniejsz cenę surowca - zarządzał drugi.
      - Nie mogę. Próbowałem. Robiłem co się da. Brakuje mi argumentów. Poza tym, wasze prośby nie skończyły się na surowcach. Nie taka była umowa!
     - Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Federacja przygotowała dla was rozporządzenie. Potrzebujemy zaakceptowania. Robisz to w ciągu dwóch tygodni albo tego gorzko pożałujesz. Twoja planeta też.
      - Czyżby? - zapytał znajomy mi głos.
     Jak na sygnał zeskoczyłam z dachu i pojmałam grożącego. Byli tak zdezorientowani, że nie zdążyli uciec i nie mieli jak się bronić.
      - Co tak szybko? - zdziwiłam się.
     - Byłam w pobliżu. Wolałam być w gotowości, czułam, że będę ci potrzebna. A co do was... to czuję zapach kary - zwróciła się do naszych więźniów.
      - Byłem w tragicznej sytuacji! - bronił się członek rządu Naboo. - Muszę powiedzieć rodzinie...
      - Nie ma na to czasu. Potem będą mogli cię odwiedzić - zawyrokowała Ahsoka. - Dalej!


    Padnięta położyła się na łóżku. Chęć snu zmuszała mnie do zamknięcia oczu i oddaniu się ciemności.
      - Dobrze ci poszło - pochwaliła mnie mistrzyni.
      - Dziękuję. Ale to było zbyt łatwe - stwierdziłam.
    - Tak, ale nie zawsze ci się tak trafi. Moc tak chce. Ale trochę to potrwało. Pomyśl ile się nauczyłaś. Pamiętaj, najciemniej jest zawsze pod latarnią. Zazwyczaj to, czego pragniemy, mamy podane na tacy, to tylko my sami nie potrafimy z tego skorzystać. Ale to, czemu nie umiemy, to już jest kwestia indywidualna, zależna też od sytuacji.

      Przesłuchaniem zajęła się królowa wraz ze swoją gwardią. Niestety, to nie koniec mojej misji. Miałam zostać na Naboo jeszcze co najmniej trzy dni. CO NAJMNIEJ. Przecież ja tu oszaleję. Jedyne co robię to siedzę w komnacie, przysypiam. Rozważałam jeszcze odwiedzenie pałacowej biblioteki i komnaty, którą dobudowano na rozkaz mamy. Taka tradycja - każda królowa zlecała powiększenie pałacu, aby zostawić w pamięci nie tylko swoje rządy, ale też coś materialnego, swoją duszę. To dziwne... ogółem mam inne poglądy na ten temat, lecz nie chce mi się z kimkolwiek wykłócać. Ideologia Jedi, lepiej zostawić w swoim gronie.
      Znalazłam się w beznadziejnej sytuacji, z której pragnęłam wyjść. Wspomnienia co chwilę do mnie wracały. Już nie chodziło o samo zadanie, ale trwanie w żałobie od dziesięciu lat, zastanawianie się co rodzice by zrobili, jakby zareagowali na to co robię. Nie znałam ich za dobrze, większość ich zachowań czy cech charakteru kojarzyłam z opowieści innych, nie zawsze obiektywnych.
      Jestem jak uwięziona w klatce stworzonej ze wspomnień, nieodwracalnych wydarzeń oraz faktów. Z tak wielu sytuacji potrafiłam znaleźć jakiekolwek wyjście, a z tego nie. Co za ironia!
       Znalazłam się w sytuacji jak jakiś cywil. Wiem, że to brzmi rasistowsko. Przecież ja też jestem w jakimś stopniu cywilem, prawda? Po prostu jestem w jakieś klasie społecznej, Jedi nawet sami nie wiedzą w jakiej. Po prostu Jedi - nie są gorsi ani lepsi od innych. Obrońcy pokoju mają te same rozterki co wszyscy, ale nie mogą na nich skupiać tak dużej uwagi.
      Wszystko... większość przekładamy na Moc, staramy się wyciągać z tego naukę, przeobrażamy to w spokój i w harmonię, szukamy najłagodniejszych wyjść z potrzasków, nieważne jakich. W mojej sytuacji nie potrafię się odnaleźć. Czasem boję się, że skończę jak Aayla Secura. Nie dlatego, że nie potrafię przeżyć bez rodziców, ale nie mam oparcia w rodziców. Brakuje mi dzieciństwa, a dano mi na nie szansę, po czym odebrano. Mam dziwne niespełnienie w swoim życiu. To właśnie z tego więzienia nie mogę wyjść - braku.
      Dziwię się do tej pory, że nie zeszłam w mrok, jest we mnie tyle sprzecznych emocji. Nawet nie mam jak znaleźć kogoś komu zaufam, kto będzie moim nowym problem, któremu się oddam i zapomnę o uczepionym się mnie uczuciu.
      Tak naprawdę go nie chcę.
      Ileż można rozpaczać? Już dawno się z tym pogodziłam, jedynie co mnie trzymały to same fakty. Muszę przestać powtarzać sobie, że należy z kończyć z gdybaniem. Samo wmawianie sobie nic mi nie da, należy w końcu działać.
      Więc tak zrobię.
      Skończę z tym zaraz po wylocie na Tatooine.
      Teraz mam szansę.
    Na Naboo mam szansę przygotować się do następnego dnia. Nie dlatego, że mam tu testy sprawnościowe czy coś w ten deseń. Ale tu się wszystko zaczęło - gdyby nie konflikt na Naboo moi rodzice by się nie spotkali, to tutaj odbył się ich pogrzeb, to tu zaczęło się moje depresyjne i desperackie utworzenie sobie nowych wspomnień o nich. Tu to skończone. To zabrzmi głupio, ale chcę się odrodzić.
     Chcę się zmienić.
     Chcę zacząć żyć tu i teraz.
     Pod koniec własnego życia rozliczę się ze swoim sumieniem.
    Kiedy nadejdzie pora, dowiem się od rodziców to, na co czekałam, czekam i będę czekać. Nie wiem co to jest, ale jeżeli kiedyś spotkam ich po drugiej stronie, mam nadzieję, że zasłużę na dwa słowa.
    "Kochamy Cię".
    Obym im dała powód do dumy.
_________________________________
Tak, wiem, powinnam wrócić w środę!
Ale od środy do środy za szybko mi czas biegł, a niedziela to taka idealna była! Więc wracam do systemu niedzielnego!
Nie powiem, że jestem zadowolona z tych wakacji, jedynie udało mi się seriale pokończyć, książki były, ale nie zdążyłam z trzema, nah. Trudno. Ale za to przeczytałam dwie, których nie miałam w planach, więc nie jest źle.
Od czerwca pracowałam praktycznie codziennie i we wrześniu też mam pracować. Jedyne co było dobre w te wakacje, to jedno wesele (nie było dobre, ale przełamało jakąś rutynę), dwie osiemnastki i najważniejsze: PIĘĆ DNI u JAWY. Szczęście niepojęte!
Chcę wrócić do szkoły, lubię swoją szkołę, lubię ludzi, którzy tam są. Mam nadzieję, że wam się powiedzie w nowej klasie/szkole. Do której idziecie? Ja do trzeciej technikum.

NMBZW!