sobota, 29 sierpnia 2020

Rozdział 32

      Wspaniale!
      Tego nam było trzeba!
      Sarlacc!
      Stoję niedaleko jego jamą i patrzę na jego wijące się macki i po prostu nie wierzę.    Ten pomysł jest głupi. W sensie nie pomysł Kitstera, bo dedukuje świetnie, ale jeżeli Jabba faktycznie kazał wrzucić tu to, żeby się trawiło przez tysiąc lat lub na ściany jamy, żeby trudno było dorwać, to jest idiotą.
     Genialnym idiotą, swoją drogą - to trzeba mieć łeb.
     Mam nadzieję, że nasz pupil nie jest głodny, bo jak wyczuje, to po nas. Nie chcę się przekonać jak to jest być trawiona przez tyle lat. Nie po to tu szłam dwie godziny w tym upale i po tym piachu, który mam dosłownie wszędzie. Nawet tam, gdzie nie chciałabym go mieć.
      - No to nieźle - odezwałam się jako pierwsza.
      - Lepiej być nie mogło - zawtórował mi ironicznie brat.
      - Może to nie był dobry pomysł - stwierdził ze skruchą Kitster.
      - Może nie, ale czuję w Mocy, że jest blisko - odparłam. - Tylko gorzej, jak nie jest na ściankach a w jego żołądku. Nie zabijemy go, jeśli nas nie spróbuje zjeść.
     - Ogółem nie powinniśmy go zabijać. Jabba może być zły jeśli jeden z jego egzekutorów zostanie zabity. Jamy są chyba najbardziej zaszczytną śmiercią, wrzuca tam tych, którzy najbardziej zaleźli mu za skórę albo przeżyli inne metody zabójstwa. Tak słyszałem - powiedział Kitster.
      - I pomyśleć, że na jego cześć nazwano pierwszą formę - zamyślił się głośno Luke.
     - W końcu to determinacja, a sarlacci są raczej zdeterminowane do długotrwałego trawienia - zaśmiałam się.
      Kitster spojrzał na nas sceptycznie, ale nie odezwał się ani jednym słowem.
     Do roboty - pomyślałam i podreptałam parę kroków w lewo. Zamierzałam okrążyć jamę w bezpiecznej odległości i w skupieniu doglądnąć czegokolwiek, co mogłoby pomóc w budowie śmiertelnej broni.
      - O nie - odezwał się zmartwiony Kitster. - Tuskeni.
     Obejrzałam się za siebie.
    Po wydmach kroczyła grupka zamaskowanych ludzi wraz z wierzchowcami. Kojarzyłam je danych archiwum - Banthy występujące tylko tu. Pozyskuje się z nich skóry i futro. No i występują w wielu przysłowiach i wulgarnych zwrotów.
     - Wiecie co robią z bezbronną trójką ludzi? Wolę swoją panią niż być ich zdobyczą - przyznał Kitster.
      - Się trochę zdziwią, bo mamy broń -  odpowiedział Luke.
      Kitster uniósł brew.
     - To dobrze, bo to niepokojące, że zapuścili się tak daleko i w dzień. Występują tu smoki krayt, a ludzie pustyni się ich boją.
     - Da się od nich coś wyciągnąć?- upewniłam się.
     - Ich język jest niezrozumiały. Zaatakują nas, chyba że umiesz ich wystraszyć.
     Nagle usłyszałam przerażający dźwięk. W naszą stroną biegła banda zabandażowanych z jakimiś kijami w górze.
    Zbiegliśmy z wydmy, żeby jak najdalej być od jamy sarlacca w razie gdybyśmy tam wpadli. Kitster trzymał się za nami, a my z Luke'm natarliśmy na bandę, aby w ostatniej chwili włączyć miecze świetlne. Kiedy zielona klinga wydostała się z cylindra Luke'a, tuskeni stanęli. Na widok mojej niebieskiej jeden zaczął panikować. Luke używając Mocy wzbił się w powietrze i wylądował trzy metry za zgrają tuskenów odcinając im drogę ucieczki.
    - Stać! Czego tu szukacie? - zapytałam. Co ja sobie myślę? Pewnie mnie nawet nie rozumieją. Wskazałam na jamę sarlacca. - Byliście tam? Czego szukaliście?
    Przerażony tusken zaczął krzyczeć i wymachiwał rękoma. Reszta zareagowała z równym strachem co on. Jeden z nich rzucił mi pod nogi torbę, po czym wszyscy się skulili.
     - Naprawdę wszyscy się ich boją? Płoszą się jak dzieci - zauważył Luke.
     - Zazwyczaj jak ktoś ma broń, to próbują walczyć bez względu na wszystko. W ich kulturze to nie honorowe uciec. Chyba mają zrazę do Jedi - domyślił się Kitster.
     - Albo spotkali Sithów - stwierdził Luke.
     - Widzieliście kiedyś osobę, która miała taką broń? - zapytałam. Wszyscy popatrzeli na panikarza, on pokiwał nerwowo głową. - Czerwoną? - Pokręcił głową i wskazał mój miecz. - Niebieska... zrobił wam krzywdę? - Tusken zaprzeczył. Wyciągnęłam rękę. - Podaj rękę.
     - Leia, co ty? - zdziwił się Luke.
    - Wiem, co robię - zapewniłam brata. - Spokojnie. Zgaszę miecz. Podaj rękę - poprosiłam Tuskena. Drżący podszedł do mnie, a ja wyłączyłam miecz świetlny i ujęłam jego dłoń.
      Wczułam się w Moc. Nie jestem może utalentowana jak Quinlan Vos, ale może wyczuję jego obawy. Chce wiedzieć, kto z mieczem świetnym odważył się kogoś skrzywdzić, nawet jeśli ofiarami są ludzie pustyni. Jeżeli Kitster mówił prawdę, to nie powinny się bać.
      Wiecie jak to jest, że choćby nie wiadomo jak dobrze byście chcieli dla kogoś dobrze, a szkodzicie tylko sobie? A czy wspominałam o moim połączeniu z bratem - że zawsze się z nim dzielę ważnymi sprawami? Teraz właśnie zepsuje mu światopogląd tak, jak zepsuł mi go tusken. Jaka ta galaktyka niewdzięczna.
      Powróciła do mnie znajoma aura, bardzo silna, tyle że wzburzona. Tata - jak nic to był tata, tę emanującą siłę poznam wszędzie. Aż to miłe, że mogę znowu go poczuć. Gorzej - że to co czułam, to ślady krwi, którą rozlał mój ojciec. Słyszałam przeraźliwy krzyk.
      To niemożliwe.
_________________________________________
Jak tam? Zgadnijcie co nikt nie napisał XD Ja
Mam usprawiedliwienie, z robotą na wakacje jest po prostu CIĘŻKO w tym czasie. Nie macie pojęcia co przechodziłam. Ale od nowego roku zamierzam mobilizację.
A jak wasze wakacje?

NMBZW!