niedziela, 27 czerwca 2021

Rozdział 49

     Sam mistrz Yoda powtarzał, że wizje Mocy nie są jednoznaczne. Często mają charakter wskazówek, potencjalny skutek wydarzeń wynikających z naszych lub cudzych decyzji. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, Choć wydaje się to logiczne, to reszcie galaktyki nie rozumie, że nie jesteśmy cudotwórcami.
    Mimo wszystko i tak jestem w szoku.
    Najpierw nastąpiła ciemność. Wszechobecna czarna plama i nic poza nią. Potem usłyszałam. Potem usłyszałam wiatr. Chociaż miałam świadomość, że jestem tam tylko oczami, to chłód ogarnął całe moje ciało. Zimna nie potrafiła pokonać nawet ciepła i miła kołdra otulająca mnie. Czyiś ciężki oddech pojawił się znikąd. Nie potrafiłam odróżnić płci a co dopiero konkretnej osoby.
    Ktoś był w niebezpieczeństwie.
    Ahsoka!
    Ona żyła!
    Byłam tego pewna w stu procentach - inaczej Moc nie wysłałaby mi aż tak wyraźnych sygnałów.
    Zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam chcąc szukać wskazówek właśnie tutaj, na Alderaan. Ahsoka nie miała za wiele wspólnego z tą planetą poza tym, że była tu raz czy dwa, ale pokładałam nadzieję w przyjaciołach matki, bo to oni jedyni pomogą mi pomogą nawiązać kontakty, dzięki którym odzyskam Mistrzynię.
    Wielu by odpuściło - sama Rada Jedi twierdziła, że Ahsoka przepadła, wręcz umarła. Ja bym tak nie potrafiła.
    Pamiętam wszystkie historie: kiedy Ahsokę porwali trandoshanie na Felucii czy kiedy oskarżono ją o zamach na świątynie oraz za każdym razem gdy wpadała w tarapaty - ojciec nigdy się nie poddawał i zawsze ją ratował. Bo wierzył, że Ahsoka nigdy nie zginie i nie pozwoli, żeby coś się stało. Ahsoka zawsze była dumna, lecz to się zmieniło na przestrzeni lat. Obi-Wan mówi, że widać gołym okiem, że togrutanka wydoroślała. Nadal jest jeszcze zarozumiała jak dziecko, ale pewnych cech nie da się zmienić. Tak samo było z ojcem. W każdym razie, Ahsoka nadal ma jakieś ziarno pychy i ślepej dumy, która nie pozwoliłaby się jej poddać.
    Nie zasnęłam aż do rana. Czekałam na wschód słońca z utęsknieniem, żeby wyjść i zacząć działać. Nie mogłam wymknąć się w nocy. Na pewno strażnicy byli dobrze przygotowani na ewentualność, że ktoś może na nich użyć perswazji Mocy, a nawet jeśli nie to, to czystą głupotą byłoby zaniedbać gościnność Organy. Poza tym, przyleciałam w towarzystwie Jar Jara a to on jest raczej od wyrządzania szkód i robienia głupot. Wiem, przykre, ale to prawda. Dlatego ja muszę się pokazać od lepszej strony - bardziej odpowiedzialnej.
    Oczywiście nie mogło ominąć mnie śniadanie. Zjadłam je w towarzystwie Jar Jara oraz Brehy i Baila. Poza "Dzień dobry" nie powiedziałam ani słowa. Jedzenie było przepyszne, ale nawet jego smak nie zdołał odgonić moich myśli na temat Ahsoki i planowania odbicia jej. Byłam wdzięczna Jar Jarowi, który sprawnie odwracał ode mnie uwagę swoim gadulstwem. Choć czułam zainteresowanie ze strony Brehy i Baila nie dałam po sobie poznać, że to wyczaiłam. Starałam się robić wrażenie zrezygnowanej, ale wiedziałam, że to nie zadziałała. Nie miałam do czynienia z idiotami.
    Służba, widząc, że skończyliśmy posiłek, podeszła, aby odebrać puste naczynia i sprzątnąć ze stołu.
    - W porządku, padawanko? - zwróciła się do mnie królowa.
    W pierwszej sekundzie zaskoczył mnie ten oficjalny zwrot, ale zrozumiałam, że o to chodzi. Nie pragnęłam przyjaźni z tymi ludźmi. Znałam ich z opowieści, ufałam im w jakimś stopniu, bo ufała im matka. Nie oznaczało to, że chce się przed nimi otworzyć i najwidoczniej królowa to w zupełności akceptowała. Dała mi wolność, której nigdy nie chciałam tracić jako córka tej senator i tegi Jedi co, przeciwko całej galaktyce, związali się ze sobą.
    - Tak - odparłam naturalnie. Nie była to do końca prawda. Czułam się dobrze, naprawdę dobrze, ale moje myśli zaprzątał niepokój, który starałam się opanować.
    - Czy masz jakieś plany na dziś? W czymś możemy Ci pomóc? - zaoferował się senator.
    Zastanowiłam się krótko, wręcz niezauważalnie.
    - Zostawię kwestię Ahsoki wam. Macie większe kompetencje. Senator Binks zaoferował mi swą pomoc, więc nie chce przeszkadzać i robić kłopotu. Nie ukrywam, bierne czekanie trochę męczy, ale wierzę, że uda się coś wskórać - skłamałam. Przecież dokładnie wiem, że beze mnie nic nie zrobią, tym bardziej Jar Jar, który zdziwił się na moje słowa, ale szybko przywrócił swoją normalną mimikę. - Mogę zwiedzić Alderę? - zapytałam.
    - Naturalnie. Przydzielimy ci ochronę, abyś... - zaczął Organa.
    - Proszę, nie. Nie trzeba. Dam sobie sama radę. Jeśli będę mieć kłopoty, wezwę jakiś patrol - obiecałam.
    Bail uśmiechnął się ciepło. Oboje doszliśmy do tego samego wnioski - Jedi nie potrzebują aż takiej pomocy, nawet padawani.
    Senator z uśmiechem skinął głowę na znak dojścia do wspólnego porozumienia.

_______________________________

Witam :)

NMBZW!