czwartek, 20 czerwca 2019

Rozdział 11

      Zanim się zebrałam, to zaczęło się ściemniać. Nie żebym miała jakieś obiekcje co do mojego wyglądu, że muszę schludnie się ubrać czy coś. Czemu ja się w ogóle tłumaczę? Jestem Jedi... a, no tak. Nie zwykłym (Jakby ktoś chciał mnie upomnieć: nie chodziło mi określenie "Niezwykły Jedi" - Kiwi) Jedi, tylko Jedi z przywilejami. No bo, jaki inny padawan ma swój własny dom? W każdym razie, mniej więcej chodzi o to, że nie stroję się w jakieś nie wiadomo jakie sukienki, ale niestety pozostaje problem fryzury. Mój problem polega na tym, iż: moje włosy są grube, ciężkie, długie i jest ich dużo. Tu raczej nie chodzi o mój wygląd, tylko bardziej o wygodę i zebranie ich wszystkich do kupy. No bo wiecie, wygoda nie zawsze wiąże się z funkcjonalnością.
      Zapytacie: czemu ich nie zetniesz?
    No właśnie, mam głupi sentyment. Pomyślcie: moja mama była senatorem, więc wymyślne fryzury stały się jej codziennością. Skoro matka ich nie ścięła za każdym razem, kiedy wyruszała na misję - a było ich sporo - to po co ja mam to robić. Choć to głupie, wiem, moimi włosami chcę jakoś uczcić jej pamięć. Poza tym, nie każdy może mieć włosy, więc cieszę się z tego, co mam.
      Poza ogarnięciem samej siebie i swoich włosów... dobra, przyznaję się, tego dnia sama z nimi się nie męczyłam, a zrobiły to służki królowej. Z jednej strony jest mi głupio, bo chciałam odrzucić pomoc królowej jeżeli chodzi o moje życie w pałacu, a z drugiej strony... skoro mam okazję, to czemu miałabym nie skorzystać? Poszło im to szybciej niż mi. No i miałam co innego na głowie. Idealnie na uratowanie świata!
      Najważniejsza rzecz: kiedy tylko mam możliwość - medytuję. Niektórzy tego nie potrzebują, a ja wiem, że sama z siebie dostatecznie się nie wyciszę, jak powinnam. Nie lubię działać porywczo, nawet najmniejsze zawahanie zaczyna mnie przerażać. A co jeśli zboczę ze ścieżki? Niby to nie jest możliwe przy tak małym ryzyku, ale potem skleja się to w całość i rośnie jedno wielkie zło, które mnie wypełni. Uczę się na błędach Ahsoki, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nie czuję się pewnie.
      To błąd.
      Niepewność też mnie sprowadzi na złą drogę.
    Wyruszyłam kiedy tylko granat zaczynał dominować nad pomarańczem zachodu słońca. Wybiegłam jednymi z którychś tylnych drzwi. Wyostrzyłam zmysły i zastanowiłam się, w jakich ciemnych zaułkach może się kryć jakiś spiskowiec?
      Chociaż... nie musi się ukrywać, może bezczelnie znajdować się na widoku, dla zmyłki. Szybko przypomniałam sobie spis publicznych miejsc Naboo, gdzie mógłby robić interesy moja ofiara. Zadanie miałam utrudnione, ponieważ to było jak szukanie wiatru w polu. Nie miałam nawet spisu podejrzanych.
      Ale przecież liczyli na mnie.
      Zaczęłam od najdalej położonej od centrum kantyny. Może mi to trochę zająć, bo to  na pewno nie handlowali informacjami tak bardzo na widoku i zapomniałam poprosić Ahsokę o spis i wizerunek osób, które służą w w radzie lub ogółem w pałacu. Wiedziałabym kogo szukać, wskazówka, a tak to muszę polegać na swojej Mocy i wyciszeniu. Przecież właśnie o to chodzi - żebym się więcej nauczyła. Polegają na moich umiejętnościach. Im lepiej i szybciej wykonam swoje zadanie, tym szybciej wrócę na Coruscant i przejdziemy do misji na Tatooine.
     Weszłam do do budynku. W powietrzu unosiła się woń alkoholu i zapach dziwnych substancji. Nie chciałam nawet zgadywać o to. Raz, nie interesowało mnie źródło smrodu, a dwa: w niczym by mi się to nie przydało. Albo... nie no, przecież nie miałam szukać różnych pachnideł czy używek, to nie moja rola. Poza tym, tego w galaktyce jest od groma i niewielu się tym przejmuje. Najważniejszy stał się odwet zygerriański, dlatego handlarze używek mieli otwarty rynek. Znalazły się sytuację, gdzie miejscowe policje planet zatrzymywały dealerów, wymierzały kary, ale tak naprawdę, w porównaniu do codziennego strachu przez możliwe niewolnictwo, to tylko błahostka.
      Usiadłam przy barze. Powinnam czuć się zniesmaczona oraz zestresowana, a dla mnie było to dziwnie naturalne. Moja twarz pozostawała w cieniu kaptura narzutki służącej jako część uniformu Jedi. Nie nosiłam typowego płaszcza i stroju, swój ubiór skompletowałam sama, by wygodnie mi się pracowało. Długi płaszcz zostawiłam tylko na specjalne okazje jak pogrzeby, ważne wizyty Kanclerza czy festiwale z jakieś okazji. Do misji używałam zwykłej, beżowej (musiałam sprawdzić ten odcień, bo kompletnie się nie znam - Kiwi) peleryny, która sięga mi do pasa.
     - Zwykły, najtańszy sok. Bez dodatków - poprosiłam barmana beznamiętnym tonem i rzuciłam parę kredytek na blat.
     Siedziałam tam dobre pół godziny, wyciszałam się najlepiej jak potrafiłam, skupiałam się parę razy na tych samych rozmowach, ale żadnych informacji nie zdobyłam. Poza tym, Moc jawnie dawała mi znać, że nic tam po mnie i powinnam ruszać dalej.
     Jestem raczej zbyt obiektywna. Sądziłam, że szybko to załatwię, ale ta misja wydaje się bardziej żmudna niż sądziłam.
    Wybrałam się do następnych dwóch kantyn, ale sytuacja się powtórzyła. Tak zmarnowałam dwie godziny ze swojego życia. Z drugiej strony, robiłam co w mojej mocy, więc nic aż tak złego się nie stało. Działam dla dobra innych, więc czy aby na pewno trwonię swój cenny czas?
    Z jednej strony miałam ochotę już teraz zakończyć moją podróż, ale nie mogłam. A co jeśli po prostu przeoczyłam? Będę musiała wracać przez parę wieczorów w te same miejsca i robić to samo. Czy w tak błędnym kole zdołam cokolwiek osiągnąć?
    Kierowałam się z powrotem do centrum Theed. Wieczór... w sumie to już noc, wydawała się naprawdę spokojna. Na Coruscant nie mogłam tego powiedzieć, tak bardzo przyzwyczaiłam się do ciągłego hałasu w dzień i noc, że spokój utrudniał mi zasypianie. Niestety na Naboo nie wszystko było tak bardzo idealne, jak się wydawało. Usłyszałam kłótnie dwóch mężczyzn. Pobiegłam do źródła hałasu i schowałam się w ustronnym miejscu, żeby nie mogli mnie zobaczyć. Jest ze mnie tak drobna osoba, że bez problemu filar zdołal mnie ukryć.
     - Nie taka była umowa!
    - Od paru wieczorów nie zjawiasz się w naszym umówionym miejscu! Myślałeś, że przede mną zwiejesz? Cywilne mieszkanie nie zapewni ci schronienia.
    - Królowa coś podejrzewa!
    A jednak mogło być łatwo.
________________________________
Hej! Wybaczcie, że wczoraj nie opublikowałam, ale o 11 miałam zakończenie roku i od razu potem wróciłam na obiad do domu i do pracy.
TO OSTATNI ROZDZIAŁ PRZED WAKACJAMI. WRACAM 28 SIERPNIA.
Poza tym, szykuję dla was niespodziankę!
Mam nadzieję, że wszyscy przeszliście do następnej klasy/skończyliście szkołę. Ja wyszłam ze średnią 4.0, teraz odpoczywam zarabiając. Zamierzam spiąć się jeżeli chodzi o blogi w te wakacje. Dziękuję wam za wszystko i do zobaczenia!

NMBZW!

środa, 12 czerwca 2019

Rozdział 10

     Na Coruscant nie padało jakoś często, klimat był jakby harmonijny. Jeżeli już miało lać, to jak z cebra, aczkolwiek nikt nie przetransportował pogody z Kamino. Tam... nawet nie można tego porównać. Dochodzę do wniosku, że nie mogłabym tam mieszkać. W każdym razie, zazwyczaj w stolicy Republiki świeciło słońce, ale nie grzało tak, jak na Tatooine.
     Zresztą... o czym ja mówię? Wszystko: wiatr, pory roku, temperaturę, deszcz nadzorowała Sieć Kontroli Pogody Coruscant, czyli tak zwana WeatherNet. Czy mogę więc mówić o jakiejkolwiek naturalności?
     Tamtego dnia, jakiś tydzień po powrocie z Naboo i pogrzebu moich rodziców, wybraliśmy się z bratem oraz członkami Rady Jedi oraz z Ahsoką - wraz z Obi-Wanem powinni tam być jako nasi mentorzy - aby Kanclerz mógł z nami porozmawiać. Zrozumiał naszą sytuację i zaoferował pewną pomoc i opiekę. To on nie sprzedał apartamentu mamy, chciał go oddać Zakonowi, ale nie Zakon nie mógł tego przyjąć - nie chcieli posiadać, więc Bail Organa wziął mieszkanie na siebie, ale tylko na papierku. Doceniam jego hojność, nie mieszał się w utrzymanie go jakoś bardzo. Przysłał służki z Naboo do zajęcia się nim, sama królowa pochwalała ten pomysł i współpracowała z senatorem oraz Kanclerzem. Nie czułam się z tego powodu jakoś lepsza, niekiedy nawet mi to ciążyło - ktoś się dla mnie poświęcał aż za bardzo. Wręcz narzucał się, ale to dla naszego dobra. Bardzo szybko zaczęłam to doceniać, dokładniej: zaraz po wyjściu z senatu tego feralnego dnia.
     Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale reporterzy HoloNetu dowiedzieli się, że mamy spotkanie w biurze Wielkiego Kanclerza Republiki. Strzelam, że jakiś senator dla większego zarobku czy za cenę poparcia w pewnej sprawie, sprzedał tę informację i napatoczyli się jak owady.
     Co jest w tym wszystkim najgorsze?
     Każdy czynnik.
    Otoczyli nas ze wszystkich stron, odtrącili Mistrzów, którzy nie mogli nawet nas obronić. Jakby chociaż dopuścili się do przepychania, to zostaliby oskarżeni o brak szacunku do innych, agresywność. Sam fakt, że nie mogli nawet mieczem świetlnym ich postraszyć, bo poszliby pod sąd. Strażnicy Senatu niewiele mogli zrobić.
    Udało nam się przedrzeć do transportowca, a gdy znaleźliśmy się bezpiecznie w środku, reporterzy zaczęli się rozpraszać zrezygnowani. Wtedy ich pochwycono i przeprowadzono do biura Kanclerza. Tam natychmiast mieli usunąć nagranie materiały, Kanclerz przesłał do ich centrali mandaty oraz najlepsi hakerzy pousuwali namiastki nagrań z HoloNetu.
      Już więcej nas nie tknęli.
      Ten dzień wspominam jako pewną traumę i nauczkę. Wszyscy, którzy mieli nas chronić, robili co mogli, starali się. Kiedy faktycznie nie mogli nic zrobić, poczułam brak bezpieczeństwa i zrozumiałam, że muszę to docenić. Przez część swojego życia uznawałam to przykład braku danej osoby w potrzebie, aż w końcu zrozumiałam, że to sprawka bezsilności oraz obrotu spraw nie do przewidzenia. Przecież znajdowali się tuż obok. Najważniejsze są chęci - to, że nie dali rady odtrącić wroga, nie znaczy, że nie próbowali.
     Najmniejsze zagrożenie czekało na mnie na Naboo. Wszystko było tu tak naturalne, spokojne i pozbawione stresu. Pomimo tego, to właśnie Coruscant uznawałam za swój dom. Tata zawsze powtarzał, że jego dom istniał tam, gdzie znajdowała się akurat jego matka. Tak samo nauczył i nas. Wiem, że nie powinnam porównywać żywych istot do trupów w takich sprawach, ale to przecież na Naboo spoczywali nasi rodzice. Tu dorastała moja mama, tu zawsze witano nas ciepło.
      A nie czuję się tu bezpiecznie.
     - Nie możemy wrócić szybciej, wiesz o tym - przypomniała mi Ahsoka, kiedy tylko weszła do naszej kwatery. Musiała wyczuć moje pogubienie zwłaszcza, że siedziałam na ziemi tuż obok wielkiego okna i tępo wpatrywałam się w krajobraz Naboo.
     - Bardzo mnie zastanawia nasza misja na Tatooine. Luke pewnie się do niej przygotowuje - zauważyłam.
      - Ty też. Znajdź w tej misji drugie dno - poleciła mentorka.
      - Polityka mi się nie przyda na Tatooine. Negocjować i tak już potrafię.
     Togrutanka uśmiechnęła się i usiadła na przeciwko mnie.
     - Z Anakinem były pewne dwie rzeczy - zaczęła. - Łamanie rozkazów i obiekcje co do moich samodzielnych zadań.
     - Kolejna historia? - domyśliłam się.
    - Po części. Każdy świat ma swoje mroczne strony, pamiętaj. Niestety, nie każdy ma tak wiele czasu, żeby wszystko wyśledzić jak należy. Weź pod uwagę również to, że masz mi na tej misji towarzyszyć. A nauka... sama uznałaś, że wiele potrafisz.
    - Chcesz mi powiedzieć, że puszczasz mnie na samodzielną misję, żeby szukać na Naboo złoczyńców? To łamanie rozkazów - zdziwiłam się.
     - Czyli robię to, co zawsze robił twój ojciec. Tylko że ja daję ci kredyt zaufania. Wiem, że sobie poradzisz, a on nawet jak wiedział, że dam radę to mi nie pozwalał, bo to zbyt duże ryzyko. Doceń. Chcesz się czegoś nauczyć, co do misji... złap tylu ile dasz radę, to ci się przyda na Tatooine.
     - Na Tatooine obowiązuje tylko prawo Huttów.
     - Ale na szumowiny trafisz na każdym kroku. Nie mogę cię wiecznie chronić, nieważne jak bardzo bym się starała. Jeżeli będziesz mieć problemy, w miarę możliwości się ze mną skontaktuj. Możesz ruszyć nawet teraz, ale zaczynając od tej chwili, melduj się co godzinę. Bałagam. Jedno połączenie, oznacza, że wszystko jest dobrze, dwa: potrzebujesz wsparcia. Jasne? Przybędę tak szybko, jak tylko dam radę. Poproszę kapitana, aby udzielił mi wgląd do kamer, żebym wiedziała gdzie jesteś.
      - Czy masz na myśli kogoś konkretnego? - zmartwiłam się.
    - Zastanawiałam się już wcześniej, jak zaradzić twojej nudzie i moim pomysłem było "Cokolwiek". Dowiedziałam się od straży, że mają w swoich szeregach zdrajcę. Spisek z Federacją Handlową. Nie przeciw królowej, ale interesom Naboo. Bardzo niekorzystny spisek trwający od roku. Spoczywają w tym momencie na tobie losy gospodarki rodzinnej planety twojej matki. Mogłabym zrobić to sama, ale doszłam do wniosku, że prócz treningu da ci to jakieś poczucie bycia częścią tego świata. Twoi rodzice zrobili dla Naboo bardzo wiele. Teraz pora na was - wytłumaczyła Tano.
     Zastanowiłam się chwilę. Nagle kąciki moich ust powędrowały w górę.
     - Federacja Handlowa, tak? - upewniłam się.
     - Tak - potwierdziła Ahsoka lekko zmieszana. Znała mnie bardzo dobrze. Mnie i mój uśmieh. Na pewno już rozmyślała nad tym, co ja takiego mogłam wymyślić. - O co chodzi?
     - Przypomniało mi się pewne zdanie pasujące do tej okazji.
     - To znaczy?
     - "Jak nie wiesz o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze" - zacytowałam.
     - Praktycznie zawsze chodzi o pieniądze. A na pewno o majątek - zauważyła mistrzyni.
     Wstałam.
     - Jak wyruszę to dam ci znać. Dorwę go.
_________________________________________
Hejka! U mnie wszystko zapięte na ostatni guzik. Czekają mnie dwa miesiące czytania książek, pisania i oglądania seriali. Brawo ja!

NMBZW!

środa, 5 czerwca 2019

Rozdział 9

      - Ahsoka zostanie pasowana jeszcze dzisiaj - zawyrokował Mace Windu.   
     Obi-Wan nie mógł oderwać wzroku od fotela Anakina. Ponownie stał pusty, ale tym razem go zastąpią, nie będą czekać. Teraz naprawdę zginął, to już nie były domysły.
      - Kiedy z nią rozmawiałem, upierała się, że nie jest jeszcze gotowa - odparł ponuro.    - Za bardzo się przywiązała i przyzwyczaiła. Już dawno była gotowa - zauważył Ki-Adi-Mundi.
    - Rozumiem ją. Dla mnie też był jak brat. W pewnym momencie jak syn, bo musiałem go wychować. Też nie byłem gotowy tak, jak ona. Mnie też Qui-Gon zostawił z tym samego. Ona nie chce mnie słuchać - zwierzył się Kenobi.
      - Bo i teraz gotowy nie jesteś - odezwał się Yoda.
      Obi-Wan zastanowił się chwilę.
      - Masz rację - przyznał.
      - Co cię trapi? - zmartwiła się Luminara Unduli.
      - Zanim Anakin przybył na Geonosis, osiem lat temu, przebywał na Tatooine. Kiedy wróciliśmy z Ansion, mówił, że męczą go sny związane z matką. Poleciał tam przy pierwszej lepszej okazji. Znalazł ją w wiosce Tuskenów. Podobno jedyne co trzymało ją przy życiu to nadzieja, że Anakin w końcu się zjawi. Miała rację, ale po paru sekundach umarła w jego ramionach. Po bitwie na Geonosis, Anakin obudził się w salach uzdrawiania. Pierwsze, co zobaczył, to proteza. W końcu spojrzał na mnie i zaczął oskarżać mnie o śmierć swojej matki. Miał rację, powstrzymywałem go, a mogłem wyrazić zgodę, wbrew wam. Mogłem, bo wybaczylibyście nam. Boję się momentu, kiedy usłyszę od bliźniąt, że śmierć ich rodziców to moja wina. Mogliśmy wymyślić inny plan, a jednak skorzystaliśmy z tego. Zginęli, kiedy się rozdzieliliśmy.
      Nastąpiła długa cisza, każdy milczał jakby bał się ją przerwać. Spostrzeżenia Obi-Wana były trafne, ale nie pewne. To tylko domysły, jego wewnętrzne rozterki i spekulacje spowodowane odciśniętym piętnem na jego sumieniu. W ów momencie jego JA zostało pogubione i zachwiane. Wiedział co ma robić, znał swoje zadanie oraz cel. Pytanie brzmiało: od czego zacząć? Jak zacząć? Musiał tym dzieciom pomóc się odnaleźć, ale jak, skoro sam może się szybko pogubić? Kenobi to Jedi, którego nikt nie widzi po ciemnej stronie Mocy, bo to zbyt szlachetny człowiek i aż przesadnie idealny Jedi. W takich chwilach sam swoją przyszłość w świetle zasłania mrokiem pytania "A co jeśli?"
    - Anakin miał rację, ale nie patrzył na to ze strony, z której ty. Twoim błędem jest to, że nie starałeś się przedwcześnie postawić w jego sytuacji. Wszyscy jesteśmy dziećmi jakieś kobiety, ale on ją znał za długo - zauważyła Shaak Ti. - Skywalker nie próbował spojrzeć na to jako Jedi żyjący według kodeksu. Sam go niedługo potem złamał. Nie umiał żyć bez przywiązania. Nie powinieneś obawiać się czegoś, czego wina leży nie tylko na twoich barkach. Nie możesz zakładać w tej sytuacji najgorszego.
     - W żadnej sytuacji. Musimy być obiektywni - zauważył Ki-Adi-Mundi. - Spodziewanie się najgorszego nie może nas skłaniać, żeby przykryć nią wszystkie pozytywy. Harmonia, Obi-Wanie.
     - Tej harmonii musisz nauczyć bliźnięta. To jest twoje zadanie, bo jesteś najlepszym przykładem osiągnięcia harmonii - pochwalił Mace Windu.
     - Ale po jednym sukcesie nie mogę zakładać pasma zwycięstwa. Udało mi się wychować Anakina, ale nie mogę nastawić się na powodzenie kolejnej misji w kształceniu padawana. Nie mam jednego, mam dwóch. Ahsoka sama nie da sobie rady - ciągnął Obi-Wan.
     - Ty też nie. Będziecie się wymieniać. Do póki żyjesz, Obi-Wanie, los tych dzieci jest w twoich rękach i na pewno nie zbłądzą - pouczył Korun. - Kwestią zostaje twoje rychłe odejście, bo każdy kiedyś umrze. Przypomnij sobie zachowanie Anakina, gdy musiałeś wcielić się w łowce nagród, by przeszkodzić w zamachu na Palpatine'a. Jeżeli te dzieci po twojej stracie popadną w taki sam stan, wtedy nawet Ahsoka ich nie powstrzyma. Musicie ich podnieść po stracie rodziców. Nie są dorosłe, tak, jak Anakin, kiedy znalazł swoją matkę. Są dziećmi, jako tako nieszkodliwe, bo możemy je na razie upilnować. Nawet jako Jedi nie są do końca świadome tego, co się stało. Najgorsza będzie strata kolejnych najbliższych.
      - Będę o tym pamiętać - obiecał Kenobi.
      Czasami rady Rady Jedi są tak oczywiste, że czuł się jak idiota. Tylko nie do końca był świadom, czy czuję się tak, bo podejmuje oczywiste tematy, czy dlatego, że oni traktują go jak debila? Z uśmiechem przypomniał sobie wieczne frustracje Anakina, który twierdził, że członkowie Rady Jedi nigdy nie traktowali go poważnie, nie mieli zaufania. Z perspektywy czasu nawet zaczął go rozumieć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przez całe życie Skywalker był lekceważony, a po jego śmierci nagle doceniany. Jeżeli osiągnął tę samą umiejętność przeniesienia swojej świadomości w Moc, to na pewno widział co się dzieje. Wiele razy Obi-Wan zastanawiał się, czy zdoła się skontaktować ze swoim dawnym uczniem, ale nigdy nie dostał odpowiedzi.
      Kenobi bardzo tęsknił. Pragnął znowu porozmawiać ze Skywalkerem albo chociaż usłyszeć jego opinie lub złość na reakcję społeczeństwa na śmierć małżeństwa. Nie zdziwiłby się, gdyby się wściekł. Zachowanie reporterów było żenujące.
       Jak można prześladować niewinne dzieci - zwłaszcza Jedi, które żyją w pewnym odizolowaniu?
_______________________________________
Hej! Od soboty zaczęłam pracować, w tym tygodniu po szkole. Ale udało się! Dziś mam wystawione proponowane oceny i średnią 4.0! JUHU!
A teraz lecę do pracy!

NMBZW!