Wczesnym rankiem, kiedy korytarze Świątyni Jedi były całkowicie opustoszałe za sprawą trwania pory snu, obudziła mnie Ahsoka. Potrząsnęła mym ramieniem, co niewiele pomogło. Odpowiedziałam jej mruknięciem niezadowolenia.
- Dwadzieścia minut do narady - oświadczyła Tano.
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, a moje powieki od razu się otworzyły. Powstrzymałam ziewnięcie, to nie czas na marzenie o słodkim śnie.
- Mogłaś tak od razu! - zganiłam ją.
Szybko zerwałam się z łóżka i ruszyłam do drzwi, lecz w ostatniej chwili zawróciłam by posłać swoje łóżko. Jedi żyli w harmonii, a jednym jej odpowiedników był ład. Mówi się, że reprezentujemy to, co mamy w głowie. Choć nie bardzo mogę to do siebie odnieść, bo jako Jedi mam wpojoną rutynę sprzątania, to zgodzę się zupełnie. Porządek oznacza, że przestrzegamy kodeksu, jesteśmy poukładani w uczuciach, myślach. Robimy to, co dobre.
No właśnie, nikt nie jest czarnym charakterem we własnej historii*, więc według nas, Jedi robią dobrze. Według Zygerrian, to oni robią dobrze. To dziwne, ale tak już jest. My nie jesteśmy uważani za antagonistów, ponieważ żyjemy i walczymy by chronić innych, chociaż podczas wojen klonów reputacja Zakonu bardzo ucierpiała. Nadal trudno nam odbudować wiarę w nas, bo Zygerria wypowiedziała nam odwet. W każdym razie, za każdym razem, kiedy rozmyślam nad tym wszystkim, zawsze dochodzę do jednego wniosku - Jedi nigdy nie uznawali się za nie wiadomo jakich czystych. Też mamy w sobie zło, niektórzy przechodzą na ciemną stronę Mocy, musimy wiele w nas tłumić, by nie siać spustoszenia.
W skrócie - nasze życie opiera się na wyrzeczeniach. Gdyby nie rezygnacja z tak wielu udogodnień, emocji, myśli, nie istniałabym... w sensie Zakonu by nie istniał. Jakby nie patrzeń jestem w nim jednostką, która zrodziła się z nieprzestrzegania zasad... i nadal w nim żyję, mam rodzinę! Co za dziwna hipokryzja, ugh!
Kiedy znajdowałam się już w pobliskim odświeżaczu, umyłam twarz oraz oczy ciepłą wodę, co od razu mnie rozbudziło. Większość osób preferuje zimną, ale ja do nich nie należę. Nie mam czasu, ochoty, ani potrzeby, aby nakładać na siebie jakieś kosmetyki. Nie mogę również sobie na to pozwolić w przeciwieństwie do mamy. Pomimo spadku, jaki mi został po wysokiej posadzie, to zgodziłam się żyć w niewielkim dobytku, jaki dostają Jedi. Kredyty mojej rodzicielki są na koncie bankowym i czekają.
Tylko na co czekają?
Przeczesałam szybko włosy, nie miałam czasu na wymyślne warkocze, zajmę się tym później, więc tylko przewiązałam je rzemykiem.
- Możemy iść - oświadczyłam, gdy wyszłam z odświeżacza. Zanim się do niego udałam, szybko przebrałam się w czysty uniform oraz założyłam buty, więc byłam już całkowicie gotowa. Do spotkania zostało jakieś trzynaście minut.
- Cieszę się - uśmiechnęła się Ahsoka i ruszyła przed siebie u mojego boku.
- Jak wiele dzisiaj ustalimy? - zapytałam.
- To, jak dotrzemy na Tatooine - odparła.
- Już?! - zdziwiłam się.
- Już. Ale to dopiero pierwsza faza, więc nie ekscytuj się. Nie wiemy, kiedy wyruszamy. A raczej, ja nie wiem - sprecyzowała.
Resztę drogi odbyłyśmy w ciszy. W takich chwilach korzystałam z okazji, iż mogłam się trochę porozglądać i porozmyślać. Dość często zatapiam się w swoich wspomnieniach i wyobrażeniach starając się nie wykraczać poza granice, które mam wyznaczone jako Jedi.
Weszłyśmy do centrum dowodzenia.
- Witajcie - powiedział na nasz widok Mace Windu.
Stanęłam ramię w ramię z moim bratem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją - w końcu dostaliśmy tę misję. Możemy się wykazać.
- Zaczynajmy. Na Tatooine wyruszycie jako rodzina, Obi-Wan jako ojciec, a wy jako dzieci. Ahsoka będzie grać waszą... służkę. - Korun nie owijał w bawełnę, gadał od razu, bez ogródek. Tak powinno być już dawno.
- Tak długo zajęło wam wpadniecie ten pomysł? - zakpiłam i od razu ugryzłam się w język. Dzięki, tato, naprawdę potrzebowałam twojej pyskatej natury. To oczywiste, że szukali poszlak, ugh.
- Ucisz Anakina Skywalkera siedzącego w twoich genach - upomniał z uśmiechem Ki-Adi-Mundi.
Zaczęło mnie zastanawiać jak wiele łączy go z jego siedmioma dziećmi i pięcioma żonami. Ten śluby były od tak, czy łączyło go z nimi coś więcej? O dzieci dbał jak należy? Właśnie, ilu z nich to mężczyźni? Wiem, że ma jedną córkę, co mnie wcale nie dziwi - kobiet rasy Cerean jest od groma, a niski wskaźnik męskiej części tej rasy nadal nie wzrasta.
- Wiemy, że mamy szukać jednej z części broni - zagadnęłam.
- Nadal nie wiemy jaka broń, jak to wygląda, jakich jest rozmiarów. Nasz wywiad coraz częściej podsyła informacje jasno oznaczające, iż mamy być gotowi.
- Przecież to sprawa Huttów - zauważyłam.
- Ale jeżeli uruchomią broń, to będzie również nasza.
- Wiemy, gdzie szukać?
- Będziecie musieli przeczesać całą pustynię - odparł Ki-Adi-Mundi.
- To samobójstwo - zauważył Obi-Wan. - Przyjedziemy jako rodzina i zaczniemy wychodzić na pustynię w poszukiwaniu... nie wiadomo czego.
- Tam jest pełno ludzi pustyni. Jeżeli Anakin... - zaczęła Ahsoka.
- Co ma Anakin do ludzi pustyni? - zdziwił się Windu. - Anakina nie ma, nie rozumiem do czego dążysz.
- Nieważne - zrezygnowała Tano.
- Czyżby? - zapytał Luke.
- Naprawdę.
- Wyruszacie za trzy dni. Możecie korzystać z pomocy innych, ale nie zdradzajcie się. Przy Naboo będą stacjonować krążowniki Repubiki, gdybyście potrzebowali pomocy.
______________________________________
* George R. R. Martin - celowo nie dałam w cudzysłowie, ponieważ to SW, aczkolwiek tutaj zaznaczam czyje to słowa, które tak bardzo mi się tu wpasowały i chodzą mi ostatnio po głowie.
- Dwadzieścia minut do narady - oświadczyła Tano.
Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, a moje powieki od razu się otworzyły. Powstrzymałam ziewnięcie, to nie czas na marzenie o słodkim śnie.
- Mogłaś tak od razu! - zganiłam ją.
Szybko zerwałam się z łóżka i ruszyłam do drzwi, lecz w ostatniej chwili zawróciłam by posłać swoje łóżko. Jedi żyli w harmonii, a jednym jej odpowiedników był ład. Mówi się, że reprezentujemy to, co mamy w głowie. Choć nie bardzo mogę to do siebie odnieść, bo jako Jedi mam wpojoną rutynę sprzątania, to zgodzę się zupełnie. Porządek oznacza, że przestrzegamy kodeksu, jesteśmy poukładani w uczuciach, myślach. Robimy to, co dobre.
No właśnie, nikt nie jest czarnym charakterem we własnej historii*, więc według nas, Jedi robią dobrze. Według Zygerrian, to oni robią dobrze. To dziwne, ale tak już jest. My nie jesteśmy uważani za antagonistów, ponieważ żyjemy i walczymy by chronić innych, chociaż podczas wojen klonów reputacja Zakonu bardzo ucierpiała. Nadal trudno nam odbudować wiarę w nas, bo Zygerria wypowiedziała nam odwet. W każdym razie, za każdym razem, kiedy rozmyślam nad tym wszystkim, zawsze dochodzę do jednego wniosku - Jedi nigdy nie uznawali się za nie wiadomo jakich czystych. Też mamy w sobie zło, niektórzy przechodzą na ciemną stronę Mocy, musimy wiele w nas tłumić, by nie siać spustoszenia.
W skrócie - nasze życie opiera się na wyrzeczeniach. Gdyby nie rezygnacja z tak wielu udogodnień, emocji, myśli, nie istniałabym... w sensie Zakonu by nie istniał. Jakby nie patrzeń jestem w nim jednostką, która zrodziła się z nieprzestrzegania zasad... i nadal w nim żyję, mam rodzinę! Co za dziwna hipokryzja, ugh!
Kiedy znajdowałam się już w pobliskim odświeżaczu, umyłam twarz oraz oczy ciepłą wodę, co od razu mnie rozbudziło. Większość osób preferuje zimną, ale ja do nich nie należę. Nie mam czasu, ochoty, ani potrzeby, aby nakładać na siebie jakieś kosmetyki. Nie mogę również sobie na to pozwolić w przeciwieństwie do mamy. Pomimo spadku, jaki mi został po wysokiej posadzie, to zgodziłam się żyć w niewielkim dobytku, jaki dostają Jedi. Kredyty mojej rodzicielki są na koncie bankowym i czekają.
Tylko na co czekają?
Przeczesałam szybko włosy, nie miałam czasu na wymyślne warkocze, zajmę się tym później, więc tylko przewiązałam je rzemykiem.
- Możemy iść - oświadczyłam, gdy wyszłam z odświeżacza. Zanim się do niego udałam, szybko przebrałam się w czysty uniform oraz założyłam buty, więc byłam już całkowicie gotowa. Do spotkania zostało jakieś trzynaście minut.
- Cieszę się - uśmiechnęła się Ahsoka i ruszyła przed siebie u mojego boku.
- Jak wiele dzisiaj ustalimy? - zapytałam.
- To, jak dotrzemy na Tatooine - odparła.
- Już?! - zdziwiłam się.
- Już. Ale to dopiero pierwsza faza, więc nie ekscytuj się. Nie wiemy, kiedy wyruszamy. A raczej, ja nie wiem - sprecyzowała.
Resztę drogi odbyłyśmy w ciszy. W takich chwilach korzystałam z okazji, iż mogłam się trochę porozglądać i porozmyślać. Dość często zatapiam się w swoich wspomnieniach i wyobrażeniach starając się nie wykraczać poza granice, które mam wyznaczone jako Jedi.
Weszłyśmy do centrum dowodzenia.
- Witajcie - powiedział na nasz widok Mace Windu.
Stanęłam ramię w ramię z moim bratem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją - w końcu dostaliśmy tę misję. Możemy się wykazać.
- Zaczynajmy. Na Tatooine wyruszycie jako rodzina, Obi-Wan jako ojciec, a wy jako dzieci. Ahsoka będzie grać waszą... służkę. - Korun nie owijał w bawełnę, gadał od razu, bez ogródek. Tak powinno być już dawno.
- Tak długo zajęło wam wpadniecie ten pomysł? - zakpiłam i od razu ugryzłam się w język. Dzięki, tato, naprawdę potrzebowałam twojej pyskatej natury. To oczywiste, że szukali poszlak, ugh.
- Ucisz Anakina Skywalkera siedzącego w twoich genach - upomniał z uśmiechem Ki-Adi-Mundi.
Zaczęło mnie zastanawiać jak wiele łączy go z jego siedmioma dziećmi i pięcioma żonami. Ten śluby były od tak, czy łączyło go z nimi coś więcej? O dzieci dbał jak należy? Właśnie, ilu z nich to mężczyźni? Wiem, że ma jedną córkę, co mnie wcale nie dziwi - kobiet rasy Cerean jest od groma, a niski wskaźnik męskiej części tej rasy nadal nie wzrasta.
- Wiemy, że mamy szukać jednej z części broni - zagadnęłam.
- Nadal nie wiemy jaka broń, jak to wygląda, jakich jest rozmiarów. Nasz wywiad coraz częściej podsyła informacje jasno oznaczające, iż mamy być gotowi.
- Przecież to sprawa Huttów - zauważyłam.
- Ale jeżeli uruchomią broń, to będzie również nasza.
- Wiemy, gdzie szukać?
- Będziecie musieli przeczesać całą pustynię - odparł Ki-Adi-Mundi.
- To samobójstwo - zauważył Obi-Wan. - Przyjedziemy jako rodzina i zaczniemy wychodzić na pustynię w poszukiwaniu... nie wiadomo czego.
- Tam jest pełno ludzi pustyni. Jeżeli Anakin... - zaczęła Ahsoka.
- Co ma Anakin do ludzi pustyni? - zdziwił się Windu. - Anakina nie ma, nie rozumiem do czego dążysz.
- Nieważne - zrezygnowała Tano.
- Czyżby? - zapytał Luke.
- Naprawdę.
- Wyruszacie za trzy dni. Możecie korzystać z pomocy innych, ale nie zdradzajcie się. Przy Naboo będą stacjonować krążowniki Repubiki, gdybyście potrzebowali pomocy.
______________________________________
* George R. R. Martin - celowo nie dałam w cudzysłowie, ponieważ to SW, aczkolwiek tutaj zaznaczam czyje to słowa, które tak bardzo mi się tu wpasowały i chodzą mi ostatnio po głowie.
Napisałam ten rozdział dawno, ale to chyba jedyny dobry rozdział, bo potem jest gorzej ;-;
Zgadnijcie kto dziś dał szansę Rebelsom! Ta, to ja.
Jeżeli jesteście zainteresowani, to uzupełniłam stronę o mnie.
Jeżeli jesteście zainteresowani, to uzupełniłam stronę o mnie.
Ciężkie dwa tygodnie za mną, teraz trzeci i jazda na praktyki. Trzymać kciuki za mój konkursik z histy.
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz