poniedziałek, 30 marca 2020

Rozdział 20

      - Nie mierz ludzi swoją miarą, młoda - zaśmiała się cicho Ahsoka. Uważam tę ironię jako zemstę za wszystkie przytyki, które usłyszała od Anakina. Dzięki, tato. Nie pomagasz.
      - Chodźmy - zadecydował wesoło Obi-Wan.
    Z jednej strony chciałabym, aby coś mu zmyło z ust ten durny uśmieszek, ale sama ta chęć już zapeszyła, bo pewnie spotka nas coś trudnego do pokonania, jakaś beznadziejna misja, pułapka albo któremuś z nas ów wookie wyrwie ramię. Już nie mogę się doczekać.  
      - Han Solo? - zagadnął Mistrz Jedi.
      - W czym mogę pomóc? - zaoferował mężczyzna pochylając się do przodu nad stołem, na którym położył własne dłonie dyplomatycznie splątane w palcach.
     No dobra, może nie był aż takim chłystkiem. Nie liczył sobie mniej niż dwadzieścia coś lat, ale nie wyżej niż trzydzieści. Tak coś pomiędzy. Biła od niego arogancja i zbyt duża pewność siebie spowodowana sprytem, którym się zresztą chełpił. Cóż za pozbawiony skromności człowiek.
      Zmierzył nas wszystkich wzrokiem od góry do dołu. Na Ahsoce zawiesił się na krótką chwilę co nie uszło mej uwadze. A gdyby tak przyjąć wyzwanie mojej kochanej mentorki i zrobić jej na złość i powiedzieć Luksowi o wszystkich takich przypadkach. Niby nic ich nie łączy...
      To jest w ogóle śmieszne.
     O ile gdy mieli te dwadzieścia lat, to miało to jeszcze jakiś sens, ale teraz? Błagam, macie po trzydzieści dwa lata, co prawda nie widać tego ani po wyglądzie, ani po zachowaniu, ale jednak zobowiązuje to do pewnej dojrzałości. U nich ta cecha się zatrzymuje tylko w momencie pełnienia służby, bo wobec siebie to jest już jakiś żart. Lux Bonteri... biorąc pod uwagę to, co mówiła mi Ahsoka - w sensie powtarzała mi słowa mojej matki - to moja kochana rodzicielka, gdyby nie mój tata, to nie wiadomo kiedy by się ustatkowała. Co prawda związek z Jedi nie jest tradycyjnym ustatkowaniem, zwłaszcza gdy trwa wojna, ale nalegająca rodzina nie sprecyzowała, tak więc szach mat. Strzelam, że gdyby wraz z Anakinem się nie odważyli na wyznanie swoich uczuć i ślub, to skończyli by właśnie jak Ahsoka i Bonteri.
      Pewnie padnie pytanie "Ale na co przytaczam historię moich rodziców?"
      Bo Ahsoka jest cienka. Pod tym względem w ogóle nie jest odważna i zdecydowana. No błagam! Ma pewne nawet ustępstwa. Jedi z własnej woli nie chcą przywiązania, ale w ciągu dziesięciu lat już takie silne więzi się naradzały pomiędzy niektórymi Jedi, że po testach sprawdzających ich harmonie, zachowanie zdrowego rozsądku i ocenienie prawdziwego uczucia, pozwalano brać ślub. Kiedyś o tym opowiem, bo naprawdę Rada Jedi podołała wyzwaniu, który zgotował im Wybraniec. Wracając, Lux Bonteri to zdecydowanie odzwierciedlenie mojej mamy. Tylko że jej katorga trwała dwa lata. Jego - od siedemnastu. Na jego miejscu bym ją już odstawiła, ale z drugiej strony - nie dzielą się tym, co jest między nimi. Nie narzekają, może ten układ im się podoba... albo że są, kiedy Ahsoce się tak podoba?
      To dziwne.
      - Togrutanka i troje ludzi? - zdziwił się.
      - I dwa droidy: protokolarny i astromechaniczny* - dodał Luke.
      - Po co wam takie droidy? Chyba dla twojego własnego hobby, dzieciaku - stwierdził Solo.
      Luke się zjeżył. Czyjaś arogancja nie działała na niego dobrze. Zwłaszcza, gdy ktoś kwestionował jego umiejętności bez kompletnej wiedzy na ich temat.
     - To raczej nasza sprawa - stwierdził uprzejmie Obi-Wan siadając na przeciwko rozmówcy. Obok wcisnął się Luke, ja na samym końcu. Obok mnie stała Ahsoka znakomicie odgrywająca swoją rolę. Oby ten obraz mnie czegoś nauczył.
     Wookiee zawył cicho i... spokojnie? Dobra, jedną z rzeczy, których można nauczyć się podczas treningu Jedi, to inny język, nie było ograniczeń - można było się ich nauczyć ile się chciało. Wszystko się przyda do misji. Ciekawostka: żaden z tych,  który wybrałam, nie był językiem wookieech
      - W czym mogę pomóc? - zaoferował się przemytnik.
     - Chcieliśmy się tu przeprowadzić, dosłownie przed chwilą przylecieliśmy. Barman nam tego odradza i powiedział, abyśmy się poradzili ciebie, gdzie mamy się przeprowadzić. Najlepiej tam, gdzie niewolnictwo jest dozwolone.
     - Jeżeli szukacie bezpiecznego miejsca, gdzie możecie mieć tę niewolnicę, to jedynie farmy wilgoci tutaj - stwierdził.
      - Och, zdecydujcie się - mruknęłam przewracając oczami.
      - O ile panience będzie chciało się pracować - stwierdził ze śmiechem.
      Zmierzyłam go wzrokiem.
      - Jak na parę sekund znajomości, to szybko oceniasz - odparowałam.
    - Dziewczyno, masz ubrania z tkanin wartych kupę kredytek. Kim wy jesteście? - zapytał podejrzliwie. - Wywiad? - Han zaczął się wiercić niepewnie. Biła od niego czujność, która pozwalała mu, w razie czego, na strzelenie jako pierwszy.
      - Nie przybyliśmy tu karać przemytników, to nie nasza misja, ale za szmuglowanie przyprawy należy się kara. Mogę przymknąć oko jeśli udzielisz pewnych informacji. Co ty na to? - zaproponował Obi-Wan.
      Han Solo przez chwilę lustrował nas wzrokiem.
      - Jesteście Jedi - podsumował.
      - Brawo, panie bystry - skomentowałam.
      - Zachowuj się - skarciła mnie cicho Ahsoka.
      - Czego chcecie? - zapytał znudzony szmugler.
      - Informacji o działaniach Zygerrii na tej planecie - odpowiedział Kenobi.
      - To nie tanie informacje. - Wookiee zawtórował mu jękiem.
      - Żartujesz sobie? Oferujemy ci praktycznie ułaskawienie - wtrącił Luke.
      - Obojętność, a po waszej obojętności nie czeka mnie żadne bezpieczeństwo. Płacicie i macie.
      - Żartujesz sobie? - zakpił mój brat.
     - To wy macie stroje warte pięć tysięcy kredytów każdy, bo są robione dla senatorów. Nie wiem, jakimi Jedi dokładnie jesteście, ale skoro was stać na takie uniformy, to dziesięć tysięcy nie będzie stanowić problemu - zawyrokował Han.
      - Ty... - zaczęłam.
    - A mi się wydaje, że po możecie trochę zrzucić sceny po znajomości. Co, Chewbacca? - zaproponowała Ahsoka
_____________________________________
*Znaczy, ja wiem, że nigdzie nie było napisane, że oni są, ale dopiero teraz się zorientowałam, że są potrzebni, więc jedynie udało mi się to zmienić w poprzednim rozdziale, bo wszystko miałam tak dobrze sklejone, że nie dałam rady gdzie ich wpakować. Oni zawsze są, więc no... to oczywiste, że polecieli. Nawet jak ma ich nie być, to zawsze się znajdą. Nie oszukujmy się.

Tak, wiem, miało być w niedziele, ale coś mi ta niedziela, nie pasuje ostatnio :/
Ale z weną coraz lepiej! Tylko chęci brak.

NMBZW!

niedziela, 22 marca 2020

Rozdział 19

      Ugh, nie wiem czy nawet na Coruscant w barach jest tak tłoczno i głośno. Przytkało mi bębenki w uszach. Ślepia klientów tej kantyny były obrzydliwie i skierowane na nas. Pewnie reagują tak na każdego nowego przybysza. W sumie, czemu ja się dziwie? Kto normalny i ostrożny wchodzi do obskurnych miejsc z dwoma nastolatkami i togrutanką, która w ogóle nie przypomina siebie - zagubiona, cicha, skulona. Ahsoko, gdzie twój upór, zdecydowanie i dojrzałość? Wątpię, że będąc w moim wieku wykazywała taką skruchę, kiedy jej mentor ją skarcił. To niepodobne do niej ani teraz, ani z dawnych lat. Była zbyt pyskata.
      - Jak chcesz znaleźć tu jakiekolwiek informacje? - zapytałam szeptem Obi-Wana.
      - Niewinnością - odparł, jak gdyby nigdy nic.
    Powiedział człowiek, który był winny wyniszczenia znacznej części armii Konfederacji Niezależnych Systemów. Nienawidziła go każda separatystyczna planeta w tamtych czasach. Ty mówisz o niewinności?! Gorzej ci?
      Kenobi zamówił drinka.
    No to się popisałeś, "tatusiu". To, że w połowie galaktyki, a zwłaszcza na tej planecie, nie przestrzega się czegoś takiego jak odpowiedzialność rodzicielska, z której wynika, że opiekując się nieletnimi nie można pić, to nie znaczy, że możesz to robić! To, że jesteśmy Jedi nic nie znaczy. A jeżeli twierdzisz, że w tym czasie Ahsoka się nami zajmie, to przypominam ci, że to właśnie ty skazałeś ją na rolę niewolnika, któremu nie przysługują żadne pra... po co ja się produkuję? Nawet nie słyszysz moich myśli, a mój wybuch potraktowałbyś jako geny i w ogóle byś się nimi nie przejął.
      "Bo Anakin też taki był".
      - Pierwszy raz cię tu widzę - stwierdził barman.
      Może to nie kretyński pomysł.
      Nie chwal dnia...
     Nadal udawałam głupią i zagubioną, więc lustrowałam otoczenie. Luke również, tylko bardziej pewnie - jak na mężczyznę przystało. Właśnie w takich chwilach zaczynam wątpić w równouprawnienie. Nawet jeśli u Jedi jest ono naprawdę wysoko na listach priorytetów.
      - Przeprowadziliśmy się tu. Chcemy rozpocząć nowe życie. Moja żona niedawno umarła, żyliśmy na świecie, gdzie coraz bardziej tępi się niewolnictwo. Chcemy spokojnego życia, na dawnej planecie. Z dala od tej wojny - odparł Obi-Wan głosem zmęczonej głowy rodziny.   
      - Tutaj daleko od tej wojny nie będziecie - zapewnił barman.
      - Ale dalej niż na innych planetach. I zapomniani - kontynuował Kenobi.
     - Wątpię. Zygerria tu też ukradkiem poluje. Słyszałem od łowców nagród. Wszędzie się od nich roi, nawet tutaj zawędrowali. Wszystkie konkurencyjne planety... jak tylko złapią kogoś choćby z głupią przyprawą to potrafią cały konwój rozwalić i wynajętego przemytnika zniewolić. To popaprańcy. Niewielu udaje się zbiec czy zachować konwój w całości - powiedział barman.
      - Ale mówisz o tym, co się dzieje w przestrzeni kosmicznej, danych planetach, nie tu... - podsumował mój nowy tata.
      - Uwierz, lepiej sprzedaj tę niewolnicę, znajdź inne miejsce, zatrudnij służącą. To nie planeta dla rodziny. Nieważne jakie tragedie cię spotkały. Nikt dobrowolnie, o zdrowych zmysłach - Właśnie, o zdrowych zmysłach. Słuszną uwaga, proszę pana. - nie wybiera mieszkania tu. Trzeba albo zostać wygnanym, albo się tu urodzić i gnić do końca życia. Jeżeli chcesz, w boksie numer pięć siedzi przemytnik Han Solo, jest dobrze obeznany. Powinien wam wyjawić parę szczegółów dotyczących różnych bezpieczniejszych planet.
      Odeszliśmy od baru.
      Dyskretnie chwyciłam Ahsokę za dłoń. Cały czas czułam jej obecność, ale chciałam się upewnić, że naprawdę tu jest. Z nią byłam pewniejsz, w końcu to moja mistrzyni, ale również z troski - przebrana za niewolnicę stała się łatwym łupem, a wtedy musiałaby się zdradzić. A jeśli dla dobra misji nie zrobiłaby tego, to wolę nie wyobrażać sobie, jakie okrucieństwa by przeżyła. Powtórzyłaby los Aayli Secury?
      Złapałam ją za dłoń, bo w takich momentach przestawała się liczyć jej ranga czy to, co łączyło ją z moim tatą. W takich momentach nie traktowałam ją jak kogoś, kto był siostrą dla mojego ojca, ale jak swoją własną, starszą siostrę. Nie potrafiłabym bez niej żyć.
      - Jesteś pewny, że odgrywając rolę ojca, sensowne jest gadanie z przemytnikiem? - spytał cicho Luke. - Jeżeli się zapędzisz, ujawnisz swój tytuł negocjatora.
      - Więc trzymaj kciuki by to się nie stało - odpowiedział Obi-Wan.
      Nie żeby coś, ale ten człowiek ma pięćdziesiąt trzy lata, a zachowuję swoje pozytywne myślenie z wojen klonów. Z wyglądu też się za bardzo nie zmienił, ale to mnie akurat nie dziwi. Ogółem Jedi dość długo żyją i jak na trzy lata wojny oraz dziesięć lat odwetu zygerriańskiego, w którym nie brał tak czynnie udziału, to naprawdę świetnie się trzymał. Ale to też zależy od stylu życia, pewnie gdyby nie był rycerzem Jedi, a jakimś pustelnikiem, to prędko by wyłysiał, miałby pomarszczoną twarz. A tak to jeszcze nadaje się na rolę ojca piętnastoletnich bliźniąt.
      - To chyba on - stwierdził niepewnie mój brat.
      - Masz na myśli wookieego czy tego chłystka? - zagadnęłam krzywiąc się.
      Mam jakieś złe przeczucia.
__________________________________
Tak, tak. Nawiązanie do Nowej Nadziei, juhu.
Mam dość, nie mam w ogóle weny. Czytam książki... kiepskie. Opis się mija z treścią, nah. No i kończę nudne seriale. Ale tak musi być najwidoczniej.

NMBZW!

niedziela, 15 marca 2020

Rozdział 18

      Kula piachu, jeżeli mam być szczera. Kiedy wielokrotnie czytałam czy słuchałam o tej planecie, to z jednej strony czułam obrzydzenie, ale też pewne dreszcze. Standardy życia... czy egzystencję na tym świecie można nim nazwać? Pewnie gdyby ktoś posłuchał o moim, jako Jedi, chwyciłby się za głowę i dziwił. Ale tak już jest, bo Moc tak chciała.
      Czy tam los - jak kto woli.
     O Tatooine nie wiem jakoś za wiele. Ma dwa słońca - ponoć ich zachód wygląda pięknie - trzy księżyce, siedem miast i farmy wilgoci. Statystyka pod względem ras się zmienia, przybywają tam różne kreatury, zbiry, łowcy nagród. Najwięcej jest tam ludzi, którzy przeważnie są niewolnikami, jak mój ojciec kiedyś. Planetą nieformalnie rządzą Huttowie. To tyle jeśli chodzi o fakty przekazane przez mamę, Ahsokę i Obi-Wana.
     O życiu mego ojca na tej planecie wiem niewiele. Mając jedenaście lat dorwałam gdzieś pamiętnik mamy z tamtego okresu*, coś opowiedział nam Kenobi, ale wielką skarbnicą wiedzy był mój ojciec, ale wspomnienia umarły wraz z nim. Tak samo jak opowieści o mojej babci. Też znałam same suche informacje, które raczył nam przekazać mentor brata.
      Czasem się zastanawiam nad więzią łączącą Ahsokę ze swoim dawnym mistrzem. Może nie była tak silna jak jego i Obi-Wana, ale równie mocna. Mimo to nie znała przeszłości mojego ojca. Zapytana czemu, odparła, że sam niewiele chciał mówić, a wszystko to, co wiedział Kenobi, niespełna dziesięcioletni Anakin wypowiedział pod wpływem emocji, próby zaufania obcemu człowiekowi, który miał sprawować nad nim piecze. Ahsoka sama nie naciskała. Stwierdziła, że nigdy też nie było jej to potrzebne.
      Choć wiedziałam, że przy mentorach jestem bezpieczna, przygotowałam się na próby zniewolenia ze strony osób puszących się. Na pewno byłabym niezłą zdobyczą do usidlenia w piaskowych domach i pracowania na koszt pana. Niestety, moje umiejętności, przygotowanie, zamiłowanie do życia na wolności oraz schowany miecz świetlny nigdy na to nie pozwolą. Cóż za strata!
      Uśmiechnęłam się do mojej ironii.
      - Otrzymaliśmy pozwolenie - poinformowała Ahsoka.
    Huttowie w obawie przed Zygerrią zachowali wszelkie metody ostrożności. Niegdyś na Tatooine nie potrzebowano zgody na lądowanie, przybywał tam każdy, kto chciał, bez ceregieli. A teraz Jabba nie mógł sobie pozwolić na zagrożenie ze strony Zygerrian. Imperium Huttów nadal działało, ale nie z taką siłą, jak niegdyś. Nie wiem czy w ogóle nadal można było to nazwać imperium. Chyba utrzymuje się tylko jako nazwa.
      - Od czego trzeba zacząć. Nie pójdziemy na pustynię od razu, bo nas zgarną jako szpiegów - stwierdził Luke.
      - Trzeba pobuszować po Mos Eisley, tam można się wielu rzeczy dowiedzieć - powiedział Obi-Wan.
      - Ponoć na rzecz tego miasta, Anchorhead i Bestine podupadło - zagadnął mój brat takim tonem, jakby cytował źródła.
      - Nie jestem w stanie ci tego potwierdzić. Nigdy się tą planetą nie interesowałem. Wasz ojciec nie chciał o niej mówić. Wiem suche fakty, które niegdyś wyczytałem, nie aktualizowałem ich. Nie potrafię. Samo przebywanie tu, jest dla mnie ciężkie - przyznał Obi-Wan.
      - Ach, przypomniał mi się Rotta i moja druga misja z Anakinem. Nienawidził tej planety, jak mało co - wtrąciła Ahsoka.
       - Aż tak źle? - zdziwiłam się.
      - Trochę minęło zanim się dowiedziałam większości szczegółów. Nie dziwie się, na początku byłam zbyt wścibską czternastolatką; pełną optymizmu, który zakrzywiał mi realia. Anakin i wojna szybko to zmienili -odparła.
      - Wyląduj tam. - Obi-Wan wskazał lądowisko na iluminatorze.

      Oczywiście, wszystko płatne i jak zwykle, nie przyjmowano waluty Republiki. Wszystko ma swoje zasady - szkoda, że niektóre z nich utrudniały wykonanie misji. Czemu nikt nie pomyślał by Jabba zniósł na chwile nietolerancję. Niby mieli otworzyć tylko szlaki nadprzestrzenne i pakty dotyczące współpracy, lecz nie wszystko się da. Między innymi przyjęcie kredytów. O zniesieniu niewolnictwa nawet nie wspominam, zwłaszcza w tych czasach. Nawet ironią zrobiłabym z siebie wariatkę.
      Geny polityka, gdzie się podziewacie?
      - Teraz do jakiegoś obskurnego baru, co? - domyśliłam się.
      - Ahsoka, trzymaj się z tyłu, ale blisko. Wy - zwrócił się do mnie i do mojego brata Obi-Wan. - ograniczcie się do wydawania jej poleceń.
      - Prosisz mnie bym pomiatała własną mistrzynią - zauważyłam.
      - Rodziną - doprecyzował Luke.
      - Mistrzyni każe ci wykonywać polecenia Obi-Wana i obiecuje brak konsekwencji - skarciła mnie Ahsoka. - Idziemy.
      Nie podobał jej się ten plan ani teraz, ani przedtem i pewnie potem, lecz to misja, więc muszę dobrze się spisać, nienagannie. Pierwsze co zrobiłam, to przybrałam minę zniesmaczenia, zagubienia, a moje oczy wydawały się szukać rozumu. Nadal nie miałam pojęcia czy będę grać głupią, rozpuszczoną dziewczynkę, czy obytą i dorastającą nastolatkę. Zimny cylinder miecza świetlnego, schowany pod szatą, ocierający się o skórę mego brzucha nie ułatwiał sprawy. Z trudem przyjdzie mi powstrzymywanie się od bystrości Jedi czy użycia forteli politycznych, które mam we krwi.
    - Wejdźmy do tego baru - polecił Obi-Wan.
______________________________________________
*Zdziwcie się albo nie, ale jest seria 6 pamiętników - trzy z Nowej Nadziei: Lei, Luke'a i Hana oraz trzy z Mrocznego Widma: Maula, Anakina i Padme. Ja jestem w posiadaniu pamiętnika Padme i próbuję upolować Anakina, bo tylko te dwa są wydane w Polsce. Zapytacie, czemu nie ma pamiętnika Anakina, czemu Leia nie znalazła - Jedi nie mogę posiadać i zostańmy przy tej wersji.

Jesteśmy w trudnej sytuacji, bo jest kwarantanna, ja nigdzie nie wychodzę, grzeję ławę, czytam książki i wena była dzisiaj jako tako. Ja byłam nastawiona na praktyki, chciałam pisać, ale to co się dzieje i na jaką skalę sprawia, że pokrzyżowano mi plany. Jestem zagubiona, czuję się uwięziona i nie wiem ile to potrwa. Będę się starać podnosić tyłek i pisać.

NMBZW!

niedziela, 8 marca 2020

Rozdział 17

      Minęły dwa dni. Nazajutrz wyruszamy, a ja nadal nie zdążyłam porozmawiać z Pooją. Z drugiej strony niewiele straconego, nie? Ale wypadałoby, bo przecież nie wiem na ile tak naprawdę moja podróż jest niebezpieczna. Czy jeśli się udało, to zdołam kiedykolwiek poznać moją babcię i dziadka?
       Przez większość życia byłam samotna i nadal się tak czuję. W tym momencie głównie dlatego, że jestem tak zestresowana, że nie wiem gdzie ręce wsadzić kiedy mam wolną chwilę od treningów. Za każdym razem kiedy go kończę jest mi smutno i chcę tam wrócić, pomimo że w trakcie miałam już dość. Informacje zebraliśmy już wszystkie.
      Jedyne co mi pozostało, to patrzenie w sufit. O spaniu nie było mowy, moje powieki nie zamierzały zamykać się na dłużej niż ułamek sekundy wymagane mruganiem.
      Nie miałam już o czym myśleć... w sensie nowości. Cały czas krążyłam w kółko z jednym i tym samym - od rodziców, przez Pooję, po misję... która zaraz ma stać się moją codziennością.
       Po raz kolejny zajęłam się analizowaniem mojego życia porównując go z procesem powstawania holofilmu czy holoserialu. Czy każdy scenariusz, który Moc dla mnie przygotowała, przedstawiłam tak, jak powinnam? Odegrałam dobrze role? Może postąpiłam inaczej niż powinnam, po swojemu i Moc mnie każe. Albo każdy ponosi konsekwencję czyjeś złej decyzji. Prawdopodobnie to ktoś, a nie ja, nie posłuchał reżysera, Mocy, więc podążył inną ścieżką rozwalając cały projekt - czyjeś życie.
     Najgorsze jest utknięcie w miejscu. Ja utknęłam. Z resztą - każdy utknął, każdy ma w swoim życiu taką sytuację, że bez względu na to, jakby się starał, będzie się odnosić do niej aż do usranej śmierci.
      W końcu udało mi się zamknąć oczy.

      Zanim zasnęłam, przysięgam, byłam pewna, że będę się co chwilę budzić, a ostatecznie Ahsoka musiała dość głośno krzyknąć abym w końcu wstała. W pośpiechu przebrałam się i pognałam na śniadanie.
      - Mamy niewiele czasu - oświadczył Obi-Wan.
      - Wiem, przepraszam. Nie mogłam zmusić się do snu wieczorem - odpowiedziałam.
      - Pewnie się trochę przejmujesz. Na miejscu będzie o wiele łatwiej - stwierdził Obi-Wan.
      - Pewnie masz rację - potwierdziłam.
      - Nie brzmi to optymistycznie w twoich ustach - zwróciła uwagę Ahsokę.
      - Ale pokładam zaufanie w waszych słowach.
      - To wy macie większe doświadczenie - wtrącił Luke.
      - Właśnie.
    - Żeby zdobyć doświadczeni, potrzeba odwagi i chęci do podjęcia działań. To przeszłość nas kształtuje, ale najpierw trzeba ją utworzyć - pouczył Kenobi.
     - Zbyt wielka wiara w siebie potrafi zaślepić - przypomniałam.
     - Wy jesteście na tyle mądrzy, że dacie radę to zróżnicować.
     - Geny to nie wszystko. - Słowa Luke'a zabrzmiały zbyt ostro.
    - Nie mówimy o genach. Wykorzystanie ich zależy od waszych chęci. A kiedy już pojmiecie potrzebną wiedzę, zaczniecie się kształcić, to nabędziecie wiedzę. Wtedy geny nie wchodzą w grę. One nie odegrają wielkiej roli w tym, co zrobicie - odparł spokojnie mentor.
      - HoloNet i tak powie o nas jak o dzieciach Amidali i Skywalkera - przerwałam.
      - Czy to ważne? - spytała Ahsoka.
      Trafiła w samo sedno.
      - No... nie.
     Czym ja się przejmowałam? Nie jestem osobą publiczną, nie muszę się przejmować opinią. Jestem Jedi i bez względu na moje dziedzictwo, nikt nie ma prawa odebrać mi spokoju i tajemnicy jaką zawsze dawał mi Zakon.
      - Więc?
      - Bierzmy się do roboty.

    Żołądek oraz reszta wnętrzności zaczęły szaleć kiedy trafiłam na pokład naszego statku. W cywilnych ubraniach wyglądaliśmy dziwnie. Byłam ubrana mniej dziewczęco niż powinnam, ale nadal wyglądałam tak, jak powinnam: na córkę człowieka dysponującego dużym zasobem kredytów. Moja czarna tunika na długi rękaw została zakupiona u najlepszego krawca na Naboo, który szył suknie dla mojej mamy. Zdobienia były minimalne, ale dobitnie pokazywały statut. Idealnie dopasowała się do getrów w piaskowym kolorze. Zauważyłam, że Ahsoka ma najzwyklejszy zestaw jaki mogła zdobyć.
      Poczułam się głupio. Bardzo wygodnie mi było w moim stroju, nawet nie zwracałam uwagi na jego koszt. Nie przeszkadzała mi jego cena, mama jako królowa i senator pozostawiła mi i bratu bardzo dużą ilość kredytów. Rzadko kiedy w ogóle ich używamy. Ubrania do tej misji opłaciliśmy z własnej kieszeni, tak samo kostium Obi-Wana. Wszystko po to by zapewnić sobie jak najlepszy kamuflaż. Ahsoka nie chciała byśmy robili to dla niej. Obi-Wan nawet jej nie przekonywał do innego zdania.
      - A więc tak - zaczął Kenobi kiedy wskoczyliśmy w nadprzestrzeń. - Udajemy rodzinę.
      - Ty jesteś jej głową? - domyślił się Luke.
      - Czemu pytasz? Nie zdradził ci planu? - zapytałam brata. Zdziwiłam się.
      - Jesteśmy wobec was sprawiedliwi - odpowiedziała Ahsoka.
    - Tak, jestem głową rodziny. Wy moimi dziećmi. Matka została postrzelona pod koniec wojen klonów. Zachorowała, była warzywem i niedawno umarła. Szukamy miejsca gdzie nie będziemy przejmować się polityką. Taka trauma.
      - A Ahsoka? - wtrącił Luke.
      - Służąca - odparła.
      - Nie! - zaprotestowaliśmy oboje.
      - Tata by nie pozwolił! - krzyknął Luke.
    - Anakina nie ma. Poza tym, jak inaczej wytłumaczycie togrutankę przy sobie? Właśnie - wyjaśniła.
      - To tylko pozory - uspokajał Obi-Wan.
      - To i tak za dużo. - Byłam zła. - Jeżeli Moc może...
      - Anakin zrozumie - stwierdził Mistrz.
      - Nie jesteś tego pewien - założył Luke.
      Siłował się przez chwilę wzrokiem ze swoim mentorem.
      - Nie jestem - przyznał Kenobi.
______________________________________
Powiem tak, jak tylko mam okazję to się rozleniwiam, a nie ma takich chwil wiele, serio. Zwłaszcza od dwóch tygodni. Zacznijmy od tego, że przedostatni miesiąc, nie było dnia, w którym bym się nie uczyła, a ostatnie dwa tygodnie to był dramat... codziennie pisałam po parę prac, uczyłam się po pierdyliard zagadnień na raz i zaczynałam rzygać słysząc co lekcje "Napiszecie to wtedy i wtedy, abyście mieli oceny przed praktyką"... Jutro mam kartkówki, a we wtorek sprawdzian z matmy, bo napisałam na jedynkę. Ciekawe czemu, kurde...
Mam nadzieję, że na praktykach odpocznę i zacznę znowu czytać i pisać.

NMBZW!

niedziela, 1 marca 2020

Rozdział 16

      Wczesnym rankiem, kiedy korytarze Świątyni Jedi były całkowicie opustoszałe za sprawą trwania pory snu, obudziła mnie Ahsoka. Potrząsnęła mym ramieniem, co niewiele pomogło. Odpowiedziałam jej mruknięciem niezadowolenia.
         - Dwadzieścia minut do narady - oświadczyła Tano.
      Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, a moje powieki od razu się otworzyły. Powstrzymałam ziewnięcie, to nie czas na marzenie o słodkim śnie.
       - Mogłaś tak od razu! - zganiłam ją.
       Szybko zerwałam się z łóżka i ruszyłam do drzwi, lecz w ostatniej chwili zawróciłam by posłać swoje łóżko. Jedi żyli w harmonii, a jednym jej odpowiedników był ład. Mówi się, że reprezentujemy to, co mamy w głowie. Choć nie bardzo mogę to do siebie odnieść, bo jako Jedi mam wpojoną rutynę sprzątania, to zgodzę się zupełnie. Porządek oznacza, że przestrzegamy kodeksu, jesteśmy poukładani w uczuciach, myślach. Robimy to, co dobre.
      No właśnie, nikt nie jest czarnym charakterem we własnej historii*, więc według nas, Jedi robią dobrze. Według Zygerrian, to oni robią dobrze. To dziwne, ale tak już jest. My  nie jesteśmy uważani za antagonistów, ponieważ żyjemy i walczymy by chronić innych, chociaż podczas wojen klonów reputacja Zakonu bardzo ucierpiała. Nadal trudno nam odbudować wiarę w nas, bo Zygerria wypowiedziała nam odwet. W każdym razie, za każdym razem, kiedy rozmyślam nad tym wszystkim, zawsze dochodzę do jednego wniosku - Jedi nigdy nie uznawali się za nie wiadomo jakich czystych. Też mamy w sobie zło, niektórzy przechodzą na ciemną stronę Mocy, musimy wiele w nas tłumić, by nie siać spustoszenia.
      W skrócie - nasze życie opiera się na wyrzeczeniach. Gdyby nie rezygnacja z tak wielu udogodnień, emocji, myśli, nie istniałabym... w sensie Zakonu by nie istniał. Jakby nie patrzeń jestem w nim jednostką, która zrodziła się z nieprzestrzegania zasad... i nadal w nim żyję, mam rodzinę! Co za dziwna hipokryzja, ugh!
       Kiedy znajdowałam się już w pobliskim odświeżaczu, umyłam twarz oraz oczy ciepłą wodę, co od razu mnie rozbudziło. Większość osób preferuje zimną, ale ja do nich nie należę. Nie mam czasu, ochoty, ani potrzeby, aby nakładać na siebie jakieś kosmetyki. Nie mogę również sobie na to pozwolić w przeciwieństwie do mamy. Pomimo spadku, jaki mi został po wysokiej posadzie, to zgodziłam się żyć w niewielkim dobytku, jaki dostają Jedi. Kredyty mojej rodzicielki są na koncie bankowym i czekają.
       Tylko na co czekają?
      Przeczesałam szybko włosy, nie miałam czasu na wymyślne warkocze, zajmę się tym później, więc tylko przewiązałam je rzemykiem.
       - Możemy iść - oświadczyłam, gdy wyszłam z odświeżacza. Zanim się do niego udałam, szybko przebrałam się w czysty uniform oraz założyłam buty, więc byłam już całkowicie gotowa. Do spotkania zostało jakieś trzynaście minut.
      - Cieszę się - uśmiechnęła się Ahsoka i ruszyła przed siebie u mojego boku.
      - Jak wiele dzisiaj ustalimy? - zapytałam.
      - To, jak dotrzemy na Tatooine - odparła.
      - Już?! - zdziwiłam się.
      - Już. Ale to dopiero pierwsza faza, więc nie ekscytuj się. Nie wiemy, kiedy wyruszamy. A raczej, ja nie wiem - sprecyzowała.
      Resztę drogi odbyłyśmy w ciszy. W takich chwilach korzystałam z okazji, iż mogłam się trochę porozglądać i porozmyślać. Dość często zatapiam się w swoich wspomnieniach i wyobrażeniach starając się nie wykraczać poza granice, które mam wyznaczone jako Jedi.
      Weszłyśmy do centrum dowodzenia.
      - Witajcie - powiedział na nasz widok Mace Windu.
      Stanęłam ramię w ramię z moim bratem. Uśmiechnęłam się z satysfakcją - w końcu dostaliśmy tę misję. Możemy się wykazać.
     - Zaczynajmy. Na Tatooine wyruszycie jako rodzina, Obi-Wan jako ojciec, a wy jako dzieci. Ahsoka będzie grać waszą... służkę. - Korun nie owijał w bawełnę, gadał od razu, bez ogródek. Tak powinno być już dawno.
      - Tak długo zajęło wam wpadniecie ten pomysł? - zakpiłam i od razu ugryzłam się w język. Dzięki, tato, naprawdę potrzebowałam twojej pyskatej natury. To oczywiste, że szukali poszlak, ugh.
      - Ucisz Anakina Skywalkera siedzącego w twoich genach - upomniał z uśmiechem Ki-Adi-Mundi.
      Zaczęło mnie zastanawiać jak wiele łączy go z jego siedmioma dziećmi i pięcioma żonami. Ten śluby były od tak, czy łączyło go z nimi coś więcej? O dzieci dbał jak należy? Właśnie, ilu z nich to mężczyźni? Wiem, że ma jedną córkę, co mnie wcale nie dziwi - kobiet rasy Cerean jest od groma, a niski wskaźnik męskiej części tej rasy nadal nie wzrasta.
      - Wiemy, że mamy szukać jednej z części broni - zagadnęłam.
      - Nadal nie wiemy jaka broń, jak to wygląda, jakich jest rozmiarów. Nasz wywiad coraz częściej podsyła informacje jasno oznaczające, iż mamy być gotowi.
       - Przecież to sprawa Huttów - zauważyłam.
       - Ale jeżeli uruchomią broń, to będzie również nasza.
       - Wiemy, gdzie szukać?
       - Będziecie musieli przeczesać całą pustynię - odparł Ki-Adi-Mundi.
      - To samobójstwo - zauważył Obi-Wan. - Przyjedziemy jako rodzina i zaczniemy wychodzić na pustynię w poszukiwaniu... nie wiadomo czego.
      - Tam jest pełno ludzi pustyni. Jeżeli Anakin... - zaczęła Ahsoka.
      - Co ma Anakin do ludzi pustyni? - zdziwił się Windu. - Anakina nie ma, nie rozumiem do czego dążysz.
      - Nieważne - zrezygnowała Tano.
      - Czyżby? - zapytał Luke.
      - Naprawdę.
     - Wyruszacie za trzy dni. Możecie korzystać z pomocy innych, ale nie zdradzajcie się. Przy Naboo będą stacjonować krążowniki Repubiki, gdybyście potrzebowali pomocy.
______________________________________
* George R. R. Martin - celowo nie dałam w cudzysłowie, ponieważ to SW, aczkolwiek tutaj zaznaczam czyje to słowa, które tak bardzo mi się tu wpasowały i chodzą mi ostatnio po głowie.
Napisałam ten rozdział dawno, ale to chyba jedyny dobry rozdział, bo potem jest gorzej ;-;
Zgadnijcie kto dziś dał szansę Rebelsom! Ta, to ja.
Jeżeli jesteście zainteresowani, to uzupełniłam stronę o mnie.
Ciężkie dwa tygodnie za mną, teraz trzeci i jazda na praktyki. Trzymać kciuki za mój konkursik z histy.

NMBZW!