poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Rozdział 24

    Nazajutrz, kiedy wstałam, na stole stało skromne śniadanie przygotowane przez Ahsokę. Jako niewolnica, musiała iść sama na stragan i zakupić potrzebne składniki. Podziwiałam ją, bo prosty posiłek z pieczywa i masy dobrze smakował. Ja natomiast nie potrafiłam nic. Nie wnikałam czy improwizowała czy nauka gotowania wchodziła w jej kursy przetrwania, ale naprawdę mi posmakowało.
     Za sprzątanie wzięłam się ja z bratem. Nikt nie protestował, bo musimy się dzielić obowiązkami. Najwyżej w najbliższym czasie, to Obi-Wan zajmie się tą fuchą, bo najwyraźniej do Ahsoki będą należeć zakupy.
      - Dobrze. My z Ahsoką zaraz się zbieramy. Będę się z wami kontaktować ja. Póki nie wpadniecie w kłopoty, nie próbujcie nawiązywać kontaktu, jasne? - nakazał Kenobi, kiedy całą czwórką siedzieliśmy przy stole. Zgodziliśmy się. - Ufam wam. Jeżeli chcecie udać się do Mos Espy, wasza sprawa. Ale róbcie wszystko by was nie złapano, podejmujcie rozważnie decyzje. Skupcie się przede wszystkim na misji. Od tej pory, kontakt co cztery godziny. Z opóźnieniem do pół. Jeżeli się z wami nie skontaktuje, to znaczy, że nie mogę. Jeżeli wy nie dacie rady odebrać, do pół godziny macie czas oddzwonić albo chociaż nadać krótki sygnał, że jest dobrze.
     - Ustalone - stwierdziła Ahsoka, wstała od stołu i udała się do pokoju przebrać się w bardziej skromne szaty niewolnicy.
      - Nie ujawniajcie się, jeśli nie musicie - powtórzył mistrz.   
      - Sądzisz, że rozsądnie było zaufać temu szmuglerowi? - upewniłam się.
      - Jeżeli nie, to za to zapłacimy największą cenę - odpowiedział Obi-Wan.
      Spojrzałam na siebie z bratem.
     - Możemy iść - oświadczyła Ahsoka parę chwil później przerywając ciszę. - Niech Moc będzie z tobą - życzyła mi kładąc swoje zimne dłonie na me ramiona.
     - Nie zawiodę cię - obiecałam. - A na pewno spróbuję cię nie zawieść - sprostowałam.
     - Niewątpliwie. Wierzę w ciebie i twoje umiejętności - powiedziała Tano.
     - To głównie zasługa twoich nauk - odpowiedziała z uśmiechem. Ona również ułożyła swe usta w lekką podkówkę i minęła mnie kierując się w stronę R2. Oddała mu swoje miecze świetlne.
    Obi-Wan zasalutował nam i wyszedł wraz z droidem i przyjaciółką.
    - No, 3PO, zostajemy pod twoją opieką. Musisz się wykazać - zwrócił się do protokolata Luke. Powiedział to celowo by zestresować naszego mechanicznego przyjaciela.
     - Ojej - jęknął droid.
   - Spokojnie. Poradzimy sobie w trójkę. Pora wypożyczyć jakiegoś złomka, panie pilot - postanowiłam zwracając się do brata.

     Nikt nie liczył na nie wiadomo jak wysokiej klasy śmigacz, które można spotkać na Coruscant, ale nie sądziłam, że może być aż tak źle. Luke, znający się lepiej na statkach, wybrał najszybszego i zapłacił za wynajem na parę dni. Sprzedawca nie zainteresował się naszym młodym wiekiem. Albo nie wyglądaliśmy na piętnastolatków, albo tu się liczył po prostu zysk. Raczej to drugie.
    Wraz w 3PO wpakowaliśmy się na siedzenia pasażerów. Sprawdziłam na datapadzie trasę i wskazałam kierunek Luke'owi. Trasa minęła we względnej ciszy. Bardziej skupiliśmy się na wsłuchaniu w Moc. Mój brat zdał się na nią w kwestii pilotażu, tak jak robił to nasz ojciec. Prócz talentu, jak wielu innych Jedi, wspomagała nas Moc. Ja nastawiłam zmysły na sondowaniu potencjalnych kłopotów.
     Kiedy dotarliśmy na miejsce, zostawiliśmy śmigacz pod opieką jakiegoś droida. Wręczyliśmy mu trochę większą kwotę niż trzeba, ale niech jego pan się cieszy.
    - A tak serio, jak sądzisz? Co tu znajdziesz? - zapytałam niepewnie brata.
   - To stolica Tatooine. Może da się tu więcej znaleźć niż w Mos Eisley. Rozejrzyjmy się. Wytęż słuch. Może coś znajdziemy - polecił mi.
     Kroczyliśmy w niewiadomym kierunku, jakimikolwiek uliczkami. 3PO, nadal milcząc, szedł przy nas. Raz po raz spoglądałam na różne stragany. Nic nie wydawało mi się przyciągające.
     - I jak sobie radzisz? - zagadnęłam po godzinie.
     - Na razie jedynie co czuje, to gorąco na całym ciele - przyznał Luke.
    - Może coś zjedzmy? Jakiś owoc? Muszą mieć w sprzedaży wodę. Tam jest jakiś stragan z jedzeniem - wskazałam głową.
    Wszystkie stoiska, które wcześniej mijałam, nie oferowały nic przyzwoitego. A na tym, przy którym stała kobieta w średnim wieku, był o wiele większy wybór.
     - Co ci podać? - zapytała sprzedawczyni.
     Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
     - Wodę i cokolwiek. Zdam się na pani wybór. Wszystko wygląda dobrze - odparłam.
   - O rety! To mistrz Anakin! - krzyknął 3PO. Spojrzałam na droida stojącego opodal, przy mężczyźnie. Oboje wpatrywali się w holonagranie
_________________________________
Tak, wiem XD Nie pytajcie.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz