niedziela, 7 czerwca 2020

Rozdział 29

      Zazdrość nie jest drogą Jedi. Mogłabym sobie nakazać, aby się nawet nie przyznawać do niej przed samą sobą, ale to istne kłamstwo.
      Zazdrość jest dobra. Motywuje, wyznacza odpowiednią ścieżkę, uczy, sprowadza do pionu. Ale istnieje zazdrość, która sprowadza do ciemności. Jeżeli nie znajdzie się harmonii pomiędzy tymi dwoma, można stać się kimś zupełnie innym.
     Należy cały czas nad sobą pracować i nie pozwalać na zepchnięcie w przepaść i odrzucania pomocy. Należy się przyznawać do uczuć, które nami kierują. Być ze sobą szczerym i znaleźć odpowiednią ścieżkę do osiągnięcie spokoju póki nie jest za późno. Kierować się obiektywnością.
      Czemu nie potrafię tego zrobić?
     Zżera mnie zazdrość z powodu Kitstera i mojego taty. Mieli siebie nawzajem - prawdziwa przyjaźń chłopców, którzy nie mieli nic. Dzieci, które nie patrzyły na swoje umiejętności i talenty. Po prostu byli dla siebie. W porównaniu z innymi, Jedi to obłuda. To my powinniśmy być przykładem dla innych, a nie robić to, o co nas nikt nie podejrzewa.
     Ja też nie miałam przyjaciół. Prawdziwych, z przypadku. Ahsoka i Obi-Wan są od zawsze, złączeni z nami obowiązkiem, poczuciem zajęcia się nami. Prócz nich nie mam nikogo. Dlatego zazdrość przeszyła moje serce w momencie, gdy zauważyłam smutek oczu Kitstera kiedy dowiedział się, że jego dawny towarzysz nie zechciał go odwiedzić.
     Ale wiem, że mam jakiekolwiek przyjaciela. Nieważne, że los mi go zesłał już z początku. Są ze mną na dobre i na złe i tak już zostanie, aż do śmierci któregoś z nas.

     - Ahsoka, jak to jest? Każdy mówi o tacie, że był dobrym strategiem, wygrywał bitwy, ale jako osobę... czemu twierdzą, że nie miał szacunku? Był nadpobudliwy, narwany? To negatywne określenia, czyż nie?
     Skoro miałam już jedenaście lat, to rozumiałam wystarczająco wiele słów, sytuacji i emocji, ale niekoniecznie ich sens. Ahsoka, jako moja mistrzyni i źródło informacji o moich rodzicach, powinna mi wytłumaczyć. Chociaż nie musi. Bycie mistrzem to wybieranie odpowiednich momentów na naukę danego aspektu.
     - Wiele można mu zarzucić - westchnęła Ahsoka w końcu Chwilę świdrowała mnie wzrokiem, ale nie wpędzała mnie w zakłopotanie. Bardziej jakby próbowała mnie odczytać i  gdzieś w swoim umyśle szukała odpowiedniego regału z odpowiedziami na dany temat w danym wieku, w którym mogłabym go podjąć.
     - Nawet to, że niepotrzebnie zostałaś jego padawanką i nie był dobrym mentorem? Słyszę co mówi się na korytarzach, jak przechodzę. "Córka Anakina Skywalkera, uczennica jego padawanki. A słyszałaś, jaki..." - zacytowałam. - I różne historie. Że tobą szczuł, że wojna cię zepsuła, jesteś zachwia... emo...
     - Zachwiana emocjonalnie - dopełniła Tano.
     - Ten zamach... - podjęłam.
     Togrutanka dłonią nakazała bym skończyła. Podniosła się z mojego łóżka i wspięła się na parapet. Mocą rozsunęła rolety i popatrzyła w na Coruscant. Często tak zawieszała swój wzrok - jakby próbowała nadrobić te wszystkie dni, które spędziła na froncie. Jakby patrzenie na swój dom dawało jej multum odpowiedzi i rozwiązań, których nie znajdzie w innym miejscu w galaktyce. Na planetach przesiąkniętych krwią, bólem i wszystkimi złymi skutkami działań zbrojnych.
    - Można mu wiele zarzucić - powtórzyła. - Ale jedną z tych rzeczy, których nikt nie powinien kwestionować, to jego podejście do nauczania. Nikt, nawet Obi-Wan czy ja, nie zna całej jego historii; co przeżył, jak to odczuł, jak to wpłynęło na jego życie. Anakin nie miał zbyt wiele przyjaciół z wiadomych względów, ale nawet gdyby to wyglądało inaczej, to wątpię, czy miałby tu jakichkolwiek. Był nieufny. Dlatego nie od razu dostałam tytuł komandora. Najpierw pyskowałam, potem pyskowałam i łamałam rozkazy, następnie pyskowałam i wykonywałam rozkazy również je łamiąc, ale dopiero na końcu mogłam w pełni je wydawać. Musiałam dowieść, że jestem godna. Poznaliśmy się jak miałam czternaście lat. Nie pokazałam się od dobrej strony, bo w ogóle się nie zastanowiłam co może być nie tak z Wybrańcem. Jak każdy zresztą. Nikt nie pomyślał by się postawić na jego miejscu: dziewiętnastolatka, który cztery tygodonie po pasowaniu na rycerza dostał na zadanie wychowanie rozwydrzonej czternastolatki. Na froncie, nie na zwykłych salach treningowych. A jednak podołał. Nauczył mnie wielu rzeczy, które zapewniły mi przeżycie w potrzaskach, które na mnie czyhały lub sama na siebie sprowadzałam. Ratował mnie za każdym razem, opiekował się mną... to cechy dobrego przyjaciela, mistrza. Ale czy kogokolwiek to obchodzi?


     Przede mną rozpościerały się różnorakie stosy. Od części, przez rozczłonkowane droidy, po wraki środków transportu.
     - No, gdzie i co możemy znaleźć? - zastanowiłam się na głos.
    - Nie jest trudno, jeśli się wie, czego się szuka. Jeszcze lepsze są przypadki - odparł Kitster. Po jego głosie stwierdziłam, że odzyskał swój entuzjazm. W Mocy wyczuwałam, że tli się w nim jeszcze ziarno żalu, które w następnych dniach lub latach będzie się rozrastało i męczyło. To przykre, że ani ja, ani Luke nie może nic na to poradzić.
    - Problem w tym, że nie do końca wiemy czego szukać - stwierdził niepewnie mój brat. Jednocześnie obdarzał mnie nerwowym spojrzeniem.
     - Jak to? - zdziwił się rozbawiony przewodnik. Nie dziwię mu się, sama bym nas wyśmiała na jego miejscu. Jesteśmy jak banda nastolatków szwendających się bez celu po galaktyce. Nie wyglądamy i nie zachowujemy się jak Jedi. Chyba przynosimy tym wstyd Zakonowi.
    - To skomplikowane - odparłam tonem, który dobitnie powstrzymał nadciągające pytania. - Do dzieła, Luke. Rozejrzyjmy się dokładnie.
    Ponoć na jednym z takich wysypisk nasz ojciec znalazł 3PO i sam go zreperował. Może i my zdołamy coś odnaleźć. Moc musi nam pomoc, nie istnieje coś takiego jak przypadek, o którym wspomniał mężczyzna. Co musi się stać - stanie się. Wszystko ma swój porządek, jest to czysta harmonia.
     - Jeżeli tu wam się nie poszczęści, jest jeszcze jedno wysypisko - uprzedził Kitster.
    Rzuciłam blachę na bok i dalej grzebałam w stosie. Nie miałam pojęcia co jest nam dokładnie potrzebne, jak wygląda, jakiej jest wielkości. Ale cały czas się skupiałam i Moc mi podpowiadała, że jestem w dobrym miejscu w jakimkolwiek sensie. Może chodzi o poznanie części historii naszych rodziców niekoniecznie o broń? Moc nie przedstawia takich rzeczy jasno i przejrzyście. To irytujące, ale wiem, że przydatne. Musimy się postarać i odnaleźć wszystkie dobre wyjścia, ale przede wszystkim siebie - abyśmy mogli być w odpowiednim miejscu i odkrywać kolejne alternatywny zgodne z naszymi ideami oraz nieść pomoc innym.
_____________________________________
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM!
Kompletnie zapomniałam opublikować. Chciałam to zostawić na poniedziałek i zapomniałam opublikować, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam tak wspaniały dzień. Chociaż prawie się popłakałam, kiedy dostałam pytanie "Nie wstawiłaś?" to wybaczyłam sobie. Jest jeszcze gorszy zapierdziel niż był, zwłaszcza w angielskim. Wybaczcie mi tak, jak ja wybaczyłam sobie.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz