poniedziałek, 18 maja 2020

Rozdział 27

     Okłamał go.
     Okłamał Obi-Wana.
     A ja mu na to pozwoliłam.
     Super.
    Ja to jeszcze pół biedy... kogo ja oszukuję? Przecież wszystko sprowadza się do mojego ojca. Wielokrotnie naginał zasady, okłamywał Obi-Wana na przeróżne sposoby, zawodził. Potem Ahsoka zawodziła jego, ale nie tak bardzo jak on Kenobiego, który miał nadzieję, że wyrośnie z nas coś więcej niż z Anakina. Nie żeby wątpił w swojego dawnego ucznia, zwłaszcza po wydarzeniach na Endor za które czuje się winny, no, ale wierzył, że będziemy porządniejsi, bardziej szczerzy, spokojni.
     A mój kochany brat kłamie! I śmiało można powiedzieć, że w żywe oczy, bo fakt, że zrobił to przez komlink nie uchroni go, kiedy rozmawia z Jedi - ze swoim mistrzem. Co za brak szacunku! Jak zadanie zakończy się fiaskiem, to Han Solo będzie miał niezły ubaw z małolatów. Po co ja się w ogóle przejmuje zdaniem tego łajdaka? Przecież w galaktyce jest tylko szarą jednostką, która biernie przygląda się poczynaniom wojny i tylko szuka zysku. Wielki z niego bohater! Dostanie kredyty za to, że wykonał małe zadanko, cóż za honorowość! Aż nie nie mogę się nadziwić! Tylko po rękach go całować.
      Nawet ja nie jestem honorowa, a co dopiero on. Nie ma w sobie grama poczciwej istoty.
     - Będziemy mieć problemy, Luke - zawyrokowałam znad miski potrawki. Już dawno zapadł zmierzch, od dwóch godzin byliśmy w naszym domku w Mos Eisley. Zaraz po przybyciu kontaktował się z nami wujek i to by było na tyle. Kiedy usłyszałam łgarstwo mojego brata, nawet nie zamierzałam komentować. Poszłam do kuchni i tam zajęłam się wymyślaniem posiłku. Milczeliśmy oboje aż do tej pory.
    - Tak, wiem. Ale Obi-Wan nadal nic nie wyciągnął od Jabby, Ahsoka może być w niebezpieczeństwie, huttowie to podłe kreatury. Nie może skończyć jak tata - odparł defensywnie brat.
     Miał racje.
    Problem w tym, że ta wojna nie miała dwóch stron jak zwykle. Miała trzy - Jedi, Zygerria i Huttowie wraz z innymi handlarzami niewolników. Obi-Wan, nawet jako jeden z najlepszych negocjatorów w Zakonie, nie zdobędzie szybko informacji. Jabba traktuje zdobycz jako cenne trofeum. Dla niego liczy się po prostu wygrana, pokazanie, że jest lepszym, a nam na zniesieniu tego okropnego, niewolniczego imperium. Huttowie przynajmniej nie szerzą swoich ideologii na tak ogromną skalę, nie oszukujmy się - ich też trzeba by było sprowadzić do pionu i nauczyć szacunku do czyjegoś życia.
      - Tylko gdzie Kitster nas zaprowadzi? - zamyśliłam się na głos i wepchnęłam do ust kolejną łyżkę potrawki. Bardziej wyglądała na coś co można zjeść na śniadanie. Mleczna papka z dobrymi przyprawami. Naprawdę mi smakowała, czy Luke'owi też? Nie mam pojęcia. Nawet jeśli nie, to się nie skarżył.
      - Musimy zdobyć ten hologram. To naprawdę piękna pamiątka - postanowił Luke.
     - Tak, racja, to pamiątka. Dla nich, prócz pamięci, jedyna. My mamy ich trochę więcej, nie sądzisz? - zauważyłam.
      - Ale to... to dowód, że od zawsze był świetnym pilotem.
      - Są też inne dowody. Na przykład na Naboo, bitwa sprzed dwudziestu ośmiu lat. Są dokumenty. R2 na pewno ma to w swojej pamięci - stwierdziłam.
     - Ale nie ma hologramów. Poza tym, miał wtedy dziewięć lat, jest jedynym człowiekiem który wygrał te wyścigi. Powinniśmy mieć taką pamiątkę... chociaż. Tata nigdy się nie chwalił swoimi dokonaniami, nie lubił, jak Kanclerz go wyróżniał - przypomniał sobie mój brat.
    - Myślę, że oboje mamy rację - postanowiłam z uśmiechem.

    Zanim odezwał się budzik w komlinku, do lekkiego drzemania zmusiły mnie promienie słońca. Zdawały się być cieplejsze niż poprzedniego dnia. Wydaje mi się, że powinnam się do nich przyzwyczaić, a wtedy nie paliłyby tak bardzo. A jednak stało się na odwrót. No cóż, pora działać dalej i próbować nie zwracać na to większej uwagi. Nigdy nie byłam jakoś szczególnie opalona, moja karnacja była blada, ale myślę, że niedługo się to zmieni i czeka wszystkich niezły ubaw, jak przez następne pół roku będzie to ze mnie schodzić.
     Wstałam i przebrałam się. Za szczyt higieny traktowałam dostęp do wody na tutejszym świecie. Na pewno po powrocie na Coruscant porządnie się wymyję, ale na razie musiała mi wystarczyć mały prysznic, żeby choć trochę spłukać pot, którym wcześniej nasiąknęły moje ubrania przez co, mimo wszystko, nadal czułam się brudna.
     Weszłam do kuchni i sprawdziłam nasze zapasy.
     Marne.
     Znowu breja niegrzesząca smakiem, zwłaszcza, że nie potrafię gotować.
    Przygotowują nasze śniadanie zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądałoby życie mojego ojca i mojej matki, gdyby na rzecz naszych narodzin mogli zrezygnować ze swoich funkcji. Mama jakoś by sobie poradziła, miała jako tako dobre życie, potrafiłaby coś ugotować bez służby. Ale dawny Jedi?
     Mamy  do dyspozycji kapsułki żywieniowe, nie składniki na potrawy. Zjeść coś sycącego możemy jedynie w świątyni, a jeszcze lepsze posiłki na misjach dyplomatycznych. No i ja mogę w domu mojej mamy - wystarczy poprosić protokolata i wezwie tych co trzeba.
     - Chyba nic innego tutaj nie zjemy - zażartował Luke zasiadając do stołu.
     - Chcesz się zamienić? - odgryzłam się.
     - Jestem w tym gorszy niż ty - przypomniał. - Poza tym, mamy sporo kapsułek żywieniowych.
    - Tsaa... mały, miękki, bezsmakowy kawałek czegoś, co cię od razu zapcha. No i bomba kaloryczna dostarczająca wszystkich potrzebnych witamin i wartości odżywczych. Masz rację, od jutra jemy to trzy razy dziennie - zakpiłam.
    Mój brat się zaśmiał. Byłam mu wdzięczna. To ostatnie beztroskie chwile przed spotkaniem z Kitsterem.
_________________________________
Zgadnijcie kto ma multum sprawdzianów, a nie ma czasu na pisanie, weny i chęci do życia? To ja. No i praktyki jako projekt edukacyjny - niby w parach, ale robię sama.
Pozdrawiam jednego z moich dwóch dobrych kumpli z klasy - sąsiada z ławki, z którym po raz pierwszy, od kariery technikum, nie działam wspólnie, ale mi pomaga. Trzymać za naszą trójkę kciuki, a L. dedykuję rozdział (najwyżej go obrażę tym, że taki shit o mu podarowałam XD)

UPDATE: PARĘ SEKUND TEMU DOSTAŁAM PRACĘ
 
NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz