poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Rozdział 24

    Nazajutrz, kiedy wstałam, na stole stało skromne śniadanie przygotowane przez Ahsokę. Jako niewolnica, musiała iść sama na stragan i zakupić potrzebne składniki. Podziwiałam ją, bo prosty posiłek z pieczywa i masy dobrze smakował. Ja natomiast nie potrafiłam nic. Nie wnikałam czy improwizowała czy nauka gotowania wchodziła w jej kursy przetrwania, ale naprawdę mi posmakowało.
     Za sprzątanie wzięłam się ja z bratem. Nikt nie protestował, bo musimy się dzielić obowiązkami. Najwyżej w najbliższym czasie, to Obi-Wan zajmie się tą fuchą, bo najwyraźniej do Ahsoki będą należeć zakupy.
      - Dobrze. My z Ahsoką zaraz się zbieramy. Będę się z wami kontaktować ja. Póki nie wpadniecie w kłopoty, nie próbujcie nawiązywać kontaktu, jasne? - nakazał Kenobi, kiedy całą czwórką siedzieliśmy przy stole. Zgodziliśmy się. - Ufam wam. Jeżeli chcecie udać się do Mos Espy, wasza sprawa. Ale róbcie wszystko by was nie złapano, podejmujcie rozważnie decyzje. Skupcie się przede wszystkim na misji. Od tej pory, kontakt co cztery godziny. Z opóźnieniem do pół. Jeżeli się z wami nie skontaktuje, to znaczy, że nie mogę. Jeżeli wy nie dacie rady odebrać, do pół godziny macie czas oddzwonić albo chociaż nadać krótki sygnał, że jest dobrze.
     - Ustalone - stwierdziła Ahsoka, wstała od stołu i udała się do pokoju przebrać się w bardziej skromne szaty niewolnicy.
      - Nie ujawniajcie się, jeśli nie musicie - powtórzył mistrz.   
      - Sądzisz, że rozsądnie było zaufać temu szmuglerowi? - upewniłam się.
      - Jeżeli nie, to za to zapłacimy największą cenę - odpowiedział Obi-Wan.
      Spojrzałam na siebie z bratem.
     - Możemy iść - oświadczyła Ahsoka parę chwil później przerywając ciszę. - Niech Moc będzie z tobą - życzyła mi kładąc swoje zimne dłonie na me ramiona.
     - Nie zawiodę cię - obiecałam. - A na pewno spróbuję cię nie zawieść - sprostowałam.
     - Niewątpliwie. Wierzę w ciebie i twoje umiejętności - powiedziała Tano.
     - To głównie zasługa twoich nauk - odpowiedziała z uśmiechem. Ona również ułożyła swe usta w lekką podkówkę i minęła mnie kierując się w stronę R2. Oddała mu swoje miecze świetlne.
    Obi-Wan zasalutował nam i wyszedł wraz z droidem i przyjaciółką.
    - No, 3PO, zostajemy pod twoją opieką. Musisz się wykazać - zwrócił się do protokolata Luke. Powiedział to celowo by zestresować naszego mechanicznego przyjaciela.
     - Ojej - jęknął droid.
   - Spokojnie. Poradzimy sobie w trójkę. Pora wypożyczyć jakiegoś złomka, panie pilot - postanowiłam zwracając się do brata.

     Nikt nie liczył na nie wiadomo jak wysokiej klasy śmigacz, które można spotkać na Coruscant, ale nie sądziłam, że może być aż tak źle. Luke, znający się lepiej na statkach, wybrał najszybszego i zapłacił za wynajem na parę dni. Sprzedawca nie zainteresował się naszym młodym wiekiem. Albo nie wyglądaliśmy na piętnastolatków, albo tu się liczył po prostu zysk. Raczej to drugie.
    Wraz w 3PO wpakowaliśmy się na siedzenia pasażerów. Sprawdziłam na datapadzie trasę i wskazałam kierunek Luke'owi. Trasa minęła we względnej ciszy. Bardziej skupiliśmy się na wsłuchaniu w Moc. Mój brat zdał się na nią w kwestii pilotażu, tak jak robił to nasz ojciec. Prócz talentu, jak wielu innych Jedi, wspomagała nas Moc. Ja nastawiłam zmysły na sondowaniu potencjalnych kłopotów.
     Kiedy dotarliśmy na miejsce, zostawiliśmy śmigacz pod opieką jakiegoś droida. Wręczyliśmy mu trochę większą kwotę niż trzeba, ale niech jego pan się cieszy.
    - A tak serio, jak sądzisz? Co tu znajdziesz? - zapytałam niepewnie brata.
   - To stolica Tatooine. Może da się tu więcej znaleźć niż w Mos Eisley. Rozejrzyjmy się. Wytęż słuch. Może coś znajdziemy - polecił mi.
     Kroczyliśmy w niewiadomym kierunku, jakimikolwiek uliczkami. 3PO, nadal milcząc, szedł przy nas. Raz po raz spoglądałam na różne stragany. Nic nie wydawało mi się przyciągające.
     - I jak sobie radzisz? - zagadnęłam po godzinie.
     - Na razie jedynie co czuje, to gorąco na całym ciele - przyznał Luke.
    - Może coś zjedzmy? Jakiś owoc? Muszą mieć w sprzedaży wodę. Tam jest jakiś stragan z jedzeniem - wskazałam głową.
    Wszystkie stoiska, które wcześniej mijałam, nie oferowały nic przyzwoitego. A na tym, przy którym stała kobieta w średnim wieku, był o wiele większy wybór.
     - Co ci podać? - zapytała sprzedawczyni.
     Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
     - Wodę i cokolwiek. Zdam się na pani wybór. Wszystko wygląda dobrze - odparłam.
   - O rety! To mistrz Anakin! - krzyknął 3PO. Spojrzałam na droida stojącego opodal, przy mężczyźnie. Oboje wpatrywali się w holonagranie
_________________________________
Tak, wiem XD Nie pytajcie.

NMBZW!

niedziela, 19 kwietnia 2020

Rozdział 23

      - Trzeba się wkupić w łaski Jabby. Ty nas tam zaprowadzisz - postanowił Obi-Wan zwracając się do Hana.
      - Musisz udawać handlarza niewolników. Musisz mu zaoferować swoją togrutankę - poradził.
      - Nie powinien cię poznać - stwierdził Kenobi.
    - Żartujesz?! - Nie dałam rady. Tego było za wiele! Chcieli moją mistrzynię sprzedać u Hutta niczym mojego ojciec. To jakieś kpiny! - Nigdzie nie idzie!
     - Wolisz iść za mnie? - zapytała zirytowana Ahsoka. - Ty masz inne zadanie do wykonania, jasne? Nie będziesz się wydzierać i stawiać oporu. Wszyscy wykonujemy polecenia. Dla Republiki.
      - Leia ma rację, to obłęd! - przyznał Luke.
      - Słuchaj, dziewczynko... - wtrącił Solo.
     - Milcz! - rozkazałam mu zaciskając dłoń w pięść. Wookiee odruchowo przygotował się do obrony kompana. No cóż, definitywnie ma u niego dług za uratowanie życia, a ja nie chcę skończyć bez ręki.
      - Wiem o co wam chodzi. Spokojnie, nic się nie stanie - obiecała Ahsoka łagodnym głosem.
      - A mimo to nadal robisz swoje. Gdybyśmy my poszli swoimi ścieżkami...
      - Tak. I dokładnie jesteśmy świadomi czemu - przyznała Tano.
      - No ja nie - poskarżył się przemytnik.
      - Czy za milczenie też trzeba ci płacić? - Nie potrafię już utrzymać nerwów na wodzy w stosunku do niego. Będę mieć problemy, bo niepanowanie nad swoimi uczuciami daleko mnie, jako Jedi, nie zaprowadzi.
      - Jeżeli to propozycja, to ją przyjmę - zapewnił.
     Wydaje mi się, że Moc postawiła go na mej drodze na moją zgubę. Jeżeli ten człowiek dalej będzie się ze mną droczył, to skończy bez głowy dzięki niebieskiej klindze mojego miecza świetlnego.
    - Nie rozumiem czemu tu w ogóle jesteś i z jakiej racji przysłuchujesz się rodzinnej kłótni - stwierdziłam.
     - Rodzinnej? Żadne z was nie jest do siebie podobna. Rozumiem, że macie jakieś swoje ideologie Jedi...
     - To nie kwestia naszych racji - przerwałam mu. - Nie zrozumiesz, więc się nie dowiesz. A dla twojej informacji, akurat ja i Luke jesteśmy prawdziwym rodzeństwem.
     - Nie interesuje mnie, czy to co was łączy jest prawdziwe, czy nie. Przyszedłem tu dla pieniędzy - powtórzył się Solo.
    - To się przymknij i wykonuj dobrze polecenia, to dostaniesz swoje kredyty - zapewniłam.
   - Stop! - nakazała Ahsoka. - Nie mamy wiele czasu, a nie zamierzam go marnować na wysłuchiwanie bezsensownych kłótni. Przestań ją prowokować, jasne? - zwróciła się do naszego wspólnika. - Ty i Luke najpierw się rozejrzycie i będziecie czekać na rozkazy. Musicie robić wszystko, żeby zyskać sympatię. Nie możecie niczym zdradzić swojego wieku. Jasne? - upewniła się.
      - Tak - zgodziliśmy się równocześnie.
     - Mam pewien plan - zaoferował Luke. - A gdyby tak udać się do Mos Espy? Nie jest o wiele lepsza niż Mos Eisley, ale spokojniejsza. I uzyskamy tam jakąś pomoc.
      - I nie tylko co? - domyślił się Obi-Wan.
     - Jeżeli Moc zechce byśmy uzyskali jakieś informacje to raczej musimy się na nią zdać. No i skorzystamy - odparł wesoło Luke.
     Obi-Wan mu ufał. Nawet bardziej niż swojemu byłemu padawanowi. Ojciec wstąpił do Zakonu bardzo późno - zdążył stać się samodzielny, a jedyna osoba, której kiedykolwiek dobrowolnie słuchał, to nasza babka. Dlatego wielokrotnie sam podejmował decyzje i kroczył własną ścieżką nie wypełniając rozkazów Obi-Wana. Natomiast mój brat jest jego padawanem od początku. Nie dość, że od trzeciego roku życia jest nauczany służyć każdemu mistrzowi z własnej, nieprzymuszonej przez obowiązek woli, to jeszcze te nauki przekazywał mu własny mentor. Mój brat był bardzo poukładany, podobny do Kenobiego, wzorowy Jedi. Ja korzystam z nauk taty, które przekazuje mi Ahsoka. Tano dostała to, czego Anakin nigdy - ogromnej swobody podpartej zaufaniem.
      - Sprytnie - skomentowałam.
      - Wiem - przyznał dumny z siebie braciszek.
      - A czym chcesz tam polecieć? - zaciekawiłam się. - Mamy kredyty na wypożyczenie śmigacza?
      - No cóż, parę kredytek z prywatnego konta chyba załatwią sprawę - stwierdził.
      - Wybrałeś pieniądze i nic mi nie powiedziałeś? - zdziwiłam się.
      - Wręcz przeciwnie. Nie wpłaciłem reszty - odpowiedział ze spokojem.
      - I tak powinieneś to ze mną skonsultować, wiesz o tym.
      - Zamierzałem - przyrzekł.
      - Kiedy?
      - Trochę później - mruknął.
     To tyle jeśli chodzi o używanie pieniędzy mamy. Ja wiedziałam, że bez względu na  to, jak dobre mamy relacje, korzystanie z tego konta namiesza. Nie powinnam się tak martwić, bo nam nie braknie. Nawet go nie używamy tak często, wręcz raz na dwa lata. I teraz wydaliśmy najwięcej. Ufam bratu, ale się boję, że w najgorszym momencie skończymy z niczym.
__________________________________
Nie jest lekko, bo projekt z geografii pochłonął większość czasu w ostatnim tygodniu i utwierdził mnie w przekonaniu, że nienawidzę robić prezentacji.
Wszystko powoli wraca do normy.

NMBZW!

niedziela, 12 kwietnia 2020

Rozdział 22

     Ahsoka miała rację.
     Aż wstyd, że taki zwykły przemytnik może mi aż tak działać na nerwy. Za kogo on się uważa?! Bo jak szmugluje przyprawę, to jest cwany? Bo jak mamy z Luke'm tylko po piętnaście lat, to jesteśmy jacyś gorsi?! Człowieku, ty chyba nie wiesz co Jedi przeszli i nadal przechodzą! Jeszcze pewnie stwierdzi, że sami się prosiliśmy o te wojny, po co w nie wchodzimy, skoro mamy bronić pokoju?!
     Jedi postanowili służyć Republice, żyć w zgodzie, utrzymywać harmonię, wykonywać zadania, które dla innych mogą skończyć się śmiercią, bo mają za mało midihlorianów żeby używać Mocy, która jest w każdym z nas. A jako obrońcy Republiki musimy jej... no nie wiem... bronić? Musimy przywrócić pokój, który został zachwiany przez konflikt na skalę galaktyki. Przypominam, że Zygerrianie wytoczyli wojnę nam - Jedi. Mieliśmy siedzieć z założonymi rękoma i pozwalać na zniewalanie planet? Na kradzież dzieci wrażliwych na Moc? Jak mamy bronić naszych idei, skoro rzucają nam kłody pod nogi?
     Wojny klonów miały za zadanie wyniszczyć Zakon poprzez ofiary wojenne, opinię publiczną i namieszanie w Mocy. Dzięki, Sidious! Tego nam było trzeba! Jesteś wyśmienitym antagonistą, naprawdę.
      Z medytacji, dzięki której przestałam myśleć o wszystkim na raz i skończyłam z ironią choć na chwilę, wyrwał mnie Obi-Wan.
      - Musimy trochę poczekać - oświadczył.
      - Cały czas czekamy - zauważyłam.
     - Nasz kolega lubi bardzo brudną robotę. Wciśnie nas w pewne towarzystwo, ale najpierw musi pozamykać swoje sprawy - wytłumaczył Obi-Wan.
      - A ile kosztuje czekanie na niego? - zadrwiłam.
    - Czekanie wlicza się w jego ogólną cenę, którą Ahsoka znacznie zniżyła - odpowiedział zadowolony Luke.
      - Powinnaś sama zostać negocjatorem - zaproponowałam mistrzyni.
    - Anakin zawsze twierdził, że on jest od wykonywania brudnej roboty, więc mam się nie spodziewać, że nauczy mnie polityki i negocjacji, w którą sam się nie mieszał. Próbowałam nauczyć się od waszej mamy, ale niewiele to dało. Nadal niewiele rozumiałam, przez co coraz częściej przyznawałam Anakinowi rację i sobie odpuściłam. Posiadam podstawowe umiejętności no i ciebie. To mi wystarczy - stwierdziła Tano.
      - A wcześniej mieliście mnie - dokończył Kenobi.
    - Znacznie wydłużałeś nasz czas na wykonywanie zadań. Szkoda, że często kończyłeś pokiereszowany. Ale to szczegół, prawda? - zażartowała togrutanka.
      Zapadła cisza i tak trwaliśmy dość spory czas.
      Luke zaczytał się w jakiś dokumentach, które posiadał na swoim datapadzie.
      Ja siedziałam i... rozmyślałam. Jak zwykle.
      Co innego miałam robić?
      Czasem myślę - kto by pomyślał?! - że mnie to do grobu wpędzi. Nakręcam się pesymistycznymi faktami, bo cały czas mam wrażenie, że nie mam swojego celu w życiu. Czy go odnajdę?
     Zaświergotał komlink.
     - Dziadku - odezwał się pełen arogancji głos. - Jestem do twojej dyspozycji. Gdzie się stawić?
     - Przyjdź na lądowisko numer trzy. Czy znalazłeś nam jakieś lokum? - zapytał Obi-Wan.
    - Niezbyt dobre, ale nie określiłeś ceny. Jeżeli nie chcesz się wyróżniać z tłumu i paniom nie zależy na wygodach, to powinno wam wystarczyć - zakpił przemytnik.
     Czy mogę mu zrobić krzywdę? Tato, jak wielkie były twoje kary za występki?
     - Poradzimy sobie. Czekamy na ciebie.

     No, apartamentu mamy to to nie przypominało, ale czego mogłam się spodziewać? Domek, jak wszystkie na Tatooine, z gliny. Ponoć nie mieszkamy w dzielnicy niewolników, więc to pocieszające. Nie mogłabym znieść widoku tych biednych istot - przypominały mi o tacie i miałabym straszne wyobrażenia na temat jego życia. Ponadto, dobijałby mnie fakt, że walczymy o uwolnienie, ale nie wszystkich. Tylko tych, których posiedli Zygerrianie podczas odwetu, ponieważ nie jesteśmy zdolni wyplewić całego zjawiska niewolnictwa - nie jesteśmy cudotwórcami.
     - To chyba nasz pokój - powiedziała Ahsoka wchodząc z naszymi walizkami, które według wersji, są moje. Jedna tak naprawdę była jej. To smutne, że musi taszczyć moje rzeczy. Dobrze, że Luke wziął swoje i Obi-Wana, bo wtedy bym wybuchła.
     - Cóż za luksusy! - zażartowałam.
    - Jak ja się w nich odnajdę po spędzeniu całego życia w Świątyni i kajutach krążowników - podłapała Soka.
     - Pewnie musi to być dla ciebie ciężkie. A tak serio: kto będzie sporządzać posiłki? - zapytałam.
     Ahsoka była wyraźnie zmieszana. W Mocy wyczuwałam aurę konsternacji co oznaczało, że Luke i Obi-Wan usłyszeli moją wypowiedzieć.
      Han Solo zaśmiał się, stojąc w małym... saloniku? Z którego wychodziły drzwi do dwóch sypialń.
      - No cóż, Jedi mają podawane wszystko na tacy. Musicie sobie radzić.
      - Albo zatrudnimy ciebie, może nauczysz się pokory - odparł Luke.
      - Na pewno wspólnymi siłami coś zdołamy wykombinować - zapewnił Obi-Wan.
      - Raczej wasza "niewolnica" - stwierdził łowca nagród gestykulując dłońmi w celu podkreślenia cudzysłowu. - Młoda raczej się nie nadaje. Ona w ogóle coś mówi?
      Punkt za spostrzegawczość. Zazwyczaj nie mam oporu w rozmowie z obcymi, ale w tym wypadku mam dwie możliwości: albo niepohamowane dogryzanie, albo siedzenie cicho. Dwójka mentorów woli raczej to drugie, więc szanuję i milczę.
      - Gdybym chciała, to bym cię gadaniem zabiła. - Nie mówiłam, że zawsze mi się udaje.
      - Nie wolno ci. Jesteś Jedi, a Jedi nie zabijają - zauważył dumny z siebie, że zna takie informacje. Nie popisał się, zna błędne pogłoski.
     - Nie wolno mi cię zabić jeśli jesteś bezbronny lub mnie nie atakujesz, a tak się składa, że nie spełniasz obu warunków, więc mogę zrobić to bez wahania - ostrzegłam.
      - Ale wszyscy wiemy, że Jedi nie szukają zwady, więc tego nie zrobisz - ciągnął Solo.
      - Nie, bo jest grzecznym, posłusznym i opanowanym padawanem - potwierdził Kenobi.
      Nie bądź tego tego taki pewien.
________________________________________
Jak każde święta, te powinny być wyjątkowe... no, ale nie tak.
Mimo wszystko, życzę Wam spokojnych i zdrowych <3

NMBZW!

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Rozdział 21

      Dobra, to jest dziwne i chore.
     Widzę tę dwójkę pierwszy raz w życiu, Obi-Wan i Luke też, a moja mistrzyni zdaje się znać wookieego i prawdopodobnie rozumie jego mowę.
       CO POSZŁO NIE TAK?!
       - Znacie się? - zdziwił się Obi-Wan. Trafne pytanie, staruszku.
     - Bitwa o Felucię, miałam piętnaście lat. Trafili mnie Trandoshanie i porwali na księżyc Wasskah. Parę dni później trafił tam Chewbacca. Nadał sygnał do swoich pobratymców na Kashyyyk i wydostali nas stamtąd  - opowiedziała Tano. - Nie poznałam cię od razu, dopiero jak cię wybadałam. Jako Jedi potrafimy tak zidentyfikować osoby. Każdy w galaktyce ma swoją aurę, która w Mocy może się utwierdzić, dzięki czemu działa jako wspomnienie. Jeżeli nie możemy kogoś poznać wizualnie, możemy dzięki Mocy - wyjaśniła zdziwionemu Hanowi.
     - Nie opowiadałeś mi, że Trandoshanie cię porwali - zwrócił się do Wookieego. Ten w odpowiedzi wydał przerywane w różnym momentach, niezrozumiałe dla mnie, wycie, ale ani jego towarzysz, ani moja mentorka nie raczyła przetłumaczyć.
     - Wiem, że mam wobec ciebie dług, Chewbacco, ale proszę cię po raz kolejny o pomoc. Tym razem spłacę oba - obiecała.
      - I nie w pieniądzach - uprzedziłam Hana. - Dla Wookieech dług to nie kwestia pieniędzy.
      - Ale dla mnie już tak - odpowiedział Solo.
      - Dostaniesz szatę mojego brata, jesteśmy kwita - postanowiłam.
      - Albo jedną z sukni mojej siostry - zaproponował Luke w swojej obronie.
      - Dogadamy się - obiecałam ze śmiechem.
      - Nie mam ochoty na żarty. Pieniądze i macie informacje - zawyrokował Han.
   - Więc słuchamy - odezwał się Obi-Wan tonem oznaczającym zatwierdzenie pomysłu.
      - Zygerria planuje budować jakąś broń. Jej części już dawno zostały gdzieś tu ukryte i czekają na złożenie. Trzymali ją na czarną godzinę, w razie gdyby zaczęli z wami przegrywać - zaczął.
     - Tyle to wiemy. Konkrety - wymusił Luke.
     - Huttowie mają coś z tym wspólnego. Zwłaszcza Jabba - kontynuował Solo.
     - W sensie? - zdziwiła się Ahsoka.
     - Znaleźli coś, ukradli. Zygerrianie się wściekli. Ma to coś wspólnego z tym, co jest ukryte tutaj. Jabba obstawił się tym, co najlepsze. Wie co nieco. Zygerria szykuje atak na Tatooine by to odzyskać. Problem w tym, że to, co ma Jabba jest niezwykle ważne. Bez tego ich broń albo będzie bezużyteczna albo jej budowa potrwa tak długo, że zdołacie do tej pory wygrać wojnę.
      - Skąd to wiesz? - zapytał Obi-Wan.
    - Szmuglowanie przyprawy sprawia, że wpada się w różne potrzaski i można usłyszeć parę informacji. Znanie niektórych z nich jest jak wymierzenie sobie kary śmierci - przyznał Solo.
      - Na przykład ta - zauważyłam.
      - Nie, znam gorsze. Nie żyję w tym świecie co wy, wasza wojna mnie nie interesuje. Wisi mi, póki mam zysk, nie przeszkadza mi. - Mówił to tak, jakby opowiadał co zjadł na obiad.
    - Ta wojna, która ci wisi, może zabrać ci osoby, dzięki którym masz pracę i zyski - stwierdziła Ahsoka.
     - Co powiecie na dodatkową pracę? Za kredyty - zaproponował Obi-Wan.
     - Na rzecz Republiki? - domyślił się.
    - Dokładnie. Pomożesz nam w dojściu do pewnych informacji. Wycenisz się, potargujesz z Radą Jedi i dostaniesz zapłatę.
     - Żartujesz sobie - skarcił Luke swojego mistrza.
     - Jestem w stu procentach poważny - zapewnił ucznia.
     - To się nazywa interes, młody. Czyżbyś czuł się wygryziony? - zapytał wyzywająco.
     - Przez przemytnika bez jasnego celu w życiu? - wykłócał się Luke.
     - Biorę tę robotę. Chętnie pogram ci na nerwach, dzieciaku.
     - Jesteś hipokrytą - oceniłam go.
     - Że co proszę? - zirytował się
     - Nie robisz tego tylko dla pieniędzy. Dzięki swojemu wspólnikowi, kierujesz się sercem. Bierzesz pod uwagę jego chęć pomocy Ahsoce. Jesteś świadom, że twoja neutralność właśnie idzie w cień. I nie przeszkadza ci to - wytłumaczyłam. - I chcesz zobaczyć, czy twoje szybkie ocenianie było trafne.
      - My dwie wrócimy na statek - postanowiła Ahsoka.
     Wstałam, wyminęłam ją, żeby szła za mną. Może przed naszym nowym wspólnikiem ujawniliśmy prawdę, ale nie przed resztą. Ahsoka mówiła na tyle cicho i dyskretnie, że niewielu mogło się połapać, że faktycznie ma jakieś zdanie. Ponadto, nawet gdyby ktoś to widział, jej gra sprawnie dała obraz targowania się o niewolnika. Wyglądała jakby mówiła o tym, co ma do zaoferowania. w przypadku Hana Solo, mam nadzieję, że jest to niezłe manto.
      Gdy wyszłyśmy z kantyny nie poczułam większej różnicy niż ta, że na zewnątrz było trochę świeższe powietrze i mniej osób mnie otaczało. Nadal panował skwar, który nie ustąpi aż do wieczora. Natomiast duchota panuje tu wszędzie.
      - Jak ojciec wytrzymał tu tyle lat? - zastanawiałam się. Nie mówiłam tego szeptem, ale nie na tyle głośno by usłyszał mnie kto inny niż Ahsoka, która trwała przy mnie parę w niewielkiej odległości.
      - Tak samo jak inni na innych planetach - stwierdziła beznamiętnie.
      - Ale nie wszędzie jest tak okrutnie. Na przykład na Naboo - przypomniałam.
      - To prawda - przyznała Ahsoka.
      - Przebierzesz się we własny uniform? Czy nadal będziesz grać niewolnicę?
     - Poczekamy na decyzje Obi-Wana. Na razie musimy pomedytować. Ty musisz się trochę uspokoić i obie musimy poszukać paru odpowiedzi w Mocy.
___________________________________________
Na czas tego cyrku rozdziały będą raczej w poniedziałki, bo w niedzielę mam lenia, jak nie powiem co.
Zdrówka, misie pysie

NMBZW!