niedziela, 20 grudnia 2020

Rozdział 41

       Nie wiem co oni zaplanowali, skąd wzięli maszyny wiertnicze przystosowane do den mórz i skąd w ogóle pomysł aby użyć je w celu rozwalenia konstrukcji znajdujących się na piaszczystej planecie, ale to czyste szaleństwo.
 v   Nie mieliśmy możliwości wezwania posiłków, a na pewno nie ja i Luke. Więc albo udało się to Obi-Wanowi albo Ahsoce, albo któremuś z droidów. W każdym razie, nieważne - to nie pora na rozmyślanie nad tym. Musiałam się skupić, aby uniknąć wiertła. Byłam znacznie szybsza w celu wymanewrowania i usunięcia się w bezpiecznie miejsce niż oni chcąc dostać się pod powierzchnię, wyciągnąć wiertło i wbić się w inne miejsce.
    Poczułam trzęsienie oraz usłyszałam piasek oraz odłamki ziemi uderzające o ściany szpar utworzonego wcześniej gruzu. Wbili się dosłownie obok nas. Nie zdążyłam wymyślić jak rozpracować to tak, aby nie utknąć w małej przestrzeni z Hanem. To byłoby by przykre gdybym zginęła z rąk swoich wspólników i to w dodatku nie mając obok siebie nikogo innego niż pyskatego bardziej niż ja przemytnika.
    - W tył! - nakazałam mu.
    Mój miejmynadziejęnierychłyuśmiercacz pędził w dół craz szybciej, a gruzy nie sprawiały mu żadnej trudności, a to znaczy, że ludzkie ciało tym bardziej nie będzie. Ktokolwiek siedział za sterami teggo ustrojstwa, przysięgam, dostanie po głowie.
    Naparłam Mocą na odmłamki ściany tak, aby wbiły się pomiędzy zęby wiertła. Zapytacie mnie, czemu nie użyłam Mocy wcześniej, taki gruz to pestka. No tak, może dla dobrze wyszkolonego Jedi, którzy umie się w mig opanować w momencie, gdy znajdowałam się w niebanalnej sytuacji pochłaniającej całą moją uwagę. Na razie mam piętnaście lat, mało misji za sobą, gadułę marnującą tlen przy sobie i przeklęte sentymenty oraz wspomnienia. Nie zapominajmy o wątpliwościach. One zawsze spotykają mnie w najmniej oczekiwanym momencie i krzyżują plany, bo przecież o to chodzi, co nie? Umieć rozwiązywać problemy, ale nie wszystko przychodzi od razu. Małe kroczki - najpierw należy się skupić, a tego najważniejszego warunku nie miałam okazji wypełnić w stu procentach, bo mnie wyprzedzili. No i mój partner w zbrodni nagle znalazł momenty do omawiania sytuacji Jedi a arenie politycznej i miejsca Zakonu w galaktyce. Idealne wyczucie czasu! Aż zdziw, że nie jest wrażliwy na Moc tylko po prostu upierdliwy.
      Lecz posłuchał.
      Odskoczył tak, jak mu kazałam i wiertło nas nie dosięgnęło, ale otworzyło tunel. Z jeszcze większą łatwością urządzenie wciągnięto w górę. Weszłam w snop światła utworzonego przez słońce sięgające do tego grobowca przez utworzoną dziurę. Dodatkowo poczułam świeże powietrze, a zaraz potem zobaczyłam łysy łeb, który mógł nadawać sygnały świetlne.
      - Appo! - zauważyłam.
     Ochotę na zdzielenie go po głowie przegoniła radość wypełniająca moje serce na widok tego żołnierza. Trzydziestosześciolatek był w pełni sił, gotowości oraz humoru, bo ucieszył się na mój widok. Mogłam się założyć o cały majątek mojej matki, że nawet liczył na napędzenie mi stresu. Humor Ahsoki każdemu się udzielał. Niestety, nie zawsze dobrze to wróżyło.
     - Wyskakuj, młoda! - Jeszcze nie zasłużyłam na rangę komandora, bo brałam udział w niewielu kampaniach, żeby zdążyć nabyć umiejętności. Ahsoka już wcześniej ode mnie zasłużyła na ten tytuł, ale wiecznie była w akcji. Zasłużyła w stu procentach.
      - Wyciągnę cię - zaoferowałam Hanowi po czym, dzięki pomocy Mocy, wzbiłam się w powietrze i wylądowałam na skraju dziury. Wyciągnęłam dłoń i skupiłam się wystarczająco, żeby unieść go Mocą. Nie wyrywał się, nie pyskował, jedynie lekko zaskoczony nie potrafił zachować sztywnej pozy i wił się jak macki sarlacca.
      - A gdzie Chewie? - zapytał w końcu Han stając obok nie.
      - Jeżeli macie na myśli wookieego, który mi ryczał w komunikator i jakoś ominął zagłuszanie w pałacu, to są w środku - odparł Rex.
     Za nim, w gotowości stała jeszcze piątka innych żołnierzy.
     - A ty, to kto? - zdziwił się Solo.
     - Nie widzisz? - zakpiłam z przemytnika. - Ta zbroja może świadczyć tylko o jednym. To nasi... jak to ująłeś? Niewolnicy. Kapitan Appo, dowódca pięćset pierwszego legionu. Przybył ci na ratunek, o dziwo, z własnej nie przymuszonej woli. Inaczej nie ściągnąłby hełmu.
    - Gnereał Tano prosiła o pomoc. Nie wydała go jako oficjalnego rozkazu. Chyba naprawdę musicie mieć kłopoty - stwierdził klon.
     - Problem w tym, że nie mam pojęcia, gdzie aktualnie znajduje się Ahsoka.
     - My też nie. Wezwała nas długo przedtem. Czekaliśmy - odparł Appo.
     - To skąd wiedzieliście? - zdziwił się Solo biorąc łyka wody z manierki.
     - Miałem takie odczucie...
     - Moc - wtrąciłam.
     - Jaaasne - zakpił Han wymownie przewracając oczami. Nawet tego nie komentowałam. Może nie wierzył i nic mi do tego, akceptowałam. Appo dawniej też nie był przekonany.
     - Chyba nowicjusz w tym temacie - domyślił się Kapitan.
     - Co teraz? - przerwałam tę dyskusję. Potem sobie pożartujemy.
     - Mój statek został w Mos Eisley. Jabba go skonfiskuje, jak odkryje zdradę.
    - Uprowadzimy cię - stwierdził Appo. - Musimy udać się do Anchorhead, żeby tam poczekać na Ahsokę.

__________________________________

 Wybaczcie. Za dużo tego. MOŻE w środę będzie os

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz