- Co jest? - zapytał Luke.
Kiedy padłam zrezygnowana na kolana, podbiegł do mnie zapominając o pilnowaniu tyłów ludzi pustyni.
- W porządku? - dopytywał pochylając się nade mną i opiekuńczo położył dłoń na moim ramieniu.
- Później ci opowiem, obiecuję - wyszeptałam.
Spojrzałam na zgraję tuskenów, nikt się nie ruszył. Patrzyli na nas z widoczną rezerwą. W Mocy dało się wyczuć ich zdziwienie.
- Czy wzięliście coś z jamy Sarlacca? - odezwał się Kitster drżącym głosem. Zgaduję, że to była jedna z najodważniejszych rzeczy jaką wyczynił w swoim dotychczasowym życiu. Podziwiam.
Któryś tusken podszedł do banthy. Wstałam ostrożnie gotowa do możliwego ataku. Tusken wziął jeden z materiałowych worków i zaczął w nim nerwowo grzebać. Popatrzyłam na siebie z Luke'm cierpliwie czekając. Poszukiwacz wydał z siebie dziwny głos i podreptał do nas z czymś w dłoni. Zatrzymał się dwa metry od nas, wyciągnął rękę, a kiedy odebrałam od niego zdobycz, szybko ją zabrał i wycofał się przestraszony.
Spojrzałam na przedmiot w mej dłoni.
Dysk ze znakiem dawnego imperium rakatańskiego.
- Czy znaleźliście tam coś jeszcze? - zapytał Luke. Tuskeni zaprzeczyli ruchem głowy. - Nawet nie pytam jak wyciągnęliście. Odejdźcie.
Sami również się wycofaliśmy. Wraz z Kitsterem poszliśmy w stronę Mos Espy. Czekała nas długa droga.
- Zaraz zacznie zachodzić słońce. Lepiej żebyśmy dotarli do domu przed zmrokiem - powiedział Kitster.
- Zgadzam się. My sami musimy dostać się do Mos Eisley - odpowiedziałam. - Dziękuję ci. Poszedłeś z nami, zaufałeś nam i pomogłeś. Masz dobre serce.
- To dla mnie świetna przygoda. Chętnie bym ją rozpowiedział, ale tu mi raczej nikt nie uwierzy - stwierdził.
- Nie obraź się... czy jako niewolnik możesz tak daleko się zapuszczać? - zaciekawił się Luke.
- To zależy do mojego właściciela. Kiedyś była nim huttka Gardulla, ale podobnie jak waszego ojca i babcię, przegrała mnie na wyścigach z osobą, która chciała zarobić. Skromny mieszkaniec Mos Espy. Niestety nie chciała mu dać pieniędzy, więc oddała mu mnie. Mam pilnować jego interesów i przejąć gdy odejdzie, nie ma rodziny. Chce po prostu bym był uczciwy i wracał.
- Jest jeszcze jakaś nadzieja w tej galaktyce - stwierdziłam.
Dotarliśmy do portu zanim słońce zaszło za horyzontem dzięki czemu mieliśmy sporo czasu na dotarcie do naszego mieszkania zanim całkowicie się ściemni. Pożegnaliśmy Kitstera i po raz kolejny podziękowaliśmy mu za pomoc oraz za opowieści w drodze nad jamę i tej powrotnej do Mos Espy - znacznie przybliżył nam historię naszego ojca praz naszej babki, do której tata wielokrotnie mnie porównywał. Mimo swojego dość młodego wieku pamiętałam, jak za każdym razem wspominał swojej żonę "Jest podobna do matki. I do ciebie. Jakbyście się wymieszały i stworzyły Leię".
Nigdy nie widziałam zdjęć babci Shmi. Musiałam wierzyć ojcu, mamie no i Kitsterowi. Natomiast babcię Jobal widziałam wielokrotnie. Skręciło mnie w żołądku na myśl, że od Kitstera jak i mamy usłyszałam wiele dobrego o Shmi, ale wielokrotnie mama mówiła o swojej. Problem w tym, że cały czas mam żal o to, iż rodzice Padme Amidali najpierw byli zdziwieni, potem źli i w końcu przerosło się to w niemożność mówienia. Przynajmniej przez pierwsze pięć lat, bo na pogrzebie wyglądało to jakby miało się poprawić. Ale my zostaliśmy Jedi. Może kiedyś damy radę to wyjaśnić.
- Nie sprzedawaj hologramu wyścigu - poradziłam Kitsterowi.
- Oddam wam go za darmo - zaoferował.
- To wasza jedyna pamiątka - odparł Luke. - Zachowaj ją.
Odeszliśmy i udaliśmy się do śmigacza.
Ciężko mi było na sercu, nie wiem czemu. Widziałam go pierwszy raz w życiu, a jakbym znała go od zawsze. Ten ból pozwolił mi na chwilę zapomnieć o problemach.
- Obi-Wan - przypomniał mi Luke, kiedy weszliśmy do pojazdu i ruszyliśmy do Mos Eisley.
- Nie kontaktował się. Mam złe przeczucia. Byliśmy tak zajęci Sarlacciem. A co jeśli...
- Wyczulibyśmy - uspokoił Luke. - Na pewno.
- Komunikator? Ahsoka by to nap... nie, ona udaje niewolnicę. Może zagłuszyli przekazy - wyliczałam na głos.
- Myślisz, że...
- Nie wolno nam - przypomniałam bratu.
- To jedyne wyjście! - Wskazał palcem na sakiewkę przy po moim pasie. - Muszą wiedzieć. Musimy ich powiadomić. Tata by tak zrobił.
- Nie chcesz być jak on - urwałam rozmowę niewiele myśląc.
I uderzyły mnie wspomnienia sprzed paru godzin. W głębi duszy nie dawały mi spokoju tak, jak kwestia Obi-Wana.
- O czym ty mówisz?! - zdziwił się Luke. Musiałam go wytrącić z równowagi, bo śmigaczem wstrząsnęło, ale udało mu się skupić ponownie.
- Ojciec wyrządził krzywdę tuskenom - szepnęłam. - Nie wiem co, ale to był on. Czułam, a te aury nie da się pomylić.
Mój brat posłał mi ukradkowe spojrzenie.
Milczał. Musiał to sobie przetrawić. Ja również.
Nie odezwaliśmy się do siebie już tego dnia ani razu.
_________________________________________________
Uwaga... zaczynam się tłumaczyć.
Sprawa wygląda następująco... mój mózg pochłania wiele rzeczy. Powiecie "Znowu ta sama śpiewka". Co mam powiedzieć? Wiecznie coś jest nie tak, wiecznie.
Pierwsza sprawa: Praca. Musiałam ją w wakacje zmieniać. Poszłam jako kelnerka do restauracji. Niby wiedziałam, że będzie ciężko u nich z wypłatą, ale że aż tak? Miałam dostać ją 10 września, dostałam teraz w piątek. Po tym, jak się wściekłam i poszłam na policję. Przez dwa tygodnie tak mnie to pochłaniało, że aż życie ulatywało.
Druga sprawa: nie chcecie widzieć mojego mobidziennika. Zakładek zadania i sprawdziany. Wytłumaczenie "Bo jak przyjdzie zdalne..." w dupie mam wasze zdalne. Ludzie, 4 miesiące to 4 oceny uzbieracie, nie? W zeszłą niedzielę ciupałam graniastosłupy na kartkówkę z matmy. Jak będzie pała to jestem w carnej dupie, kochani. Dziś to samo - ekonomia, gospodarka, angielski i geografia. Wiecznie tylko nauka i nauka.
Trzecia sprawa: Studniówka. Czy wiecie jak to jest być w technikum, gdzie na waszym roczniku jest 5 kierunków i siedem klas, bo dwa kierunki rozbili na dwie? Nie? Dupiato. Nie pozdrawiam logistyków i informatyków, którzy zrobili po swojemu i trzasnęli sobie sami studniówkę. Uwaga - nie przez pandemię. Bo są debilami, półmetek tak samo rozciepali w zeszłym roku. Miałam nie iść na studniówkę, ale osoba, która chciała się tym zajmować nie ogarnia ludzi z dwóch, które zostały. Więc na scenę wchodzę ja - Caryca ponownie na tronie, ogarniam z inną przewodniczącą wszystko i jest cacy. No i idę na studniówkę, bo nie jestem aż tak altruistyczna, szanujmy się. Iiii... żeby było zabawniej - pytałam informatyków czy na pewno robią z logistykami na 4 klasy "Tak". Zgadnijcie kto w tym tygodniu pytał nas czy się dołączamy, a my odmówiliśmy i robią trzecią studniówkę? Ta, dwie klasy inf. BRAWO XDD
Ciekawe dwa tygodnie, módlmy się aby było lepiej.
Pozdrawiam
NMBZW!
Kiedy padłam zrezygnowana na kolana, podbiegł do mnie zapominając o pilnowaniu tyłów ludzi pustyni.
- W porządku? - dopytywał pochylając się nade mną i opiekuńczo położył dłoń na moim ramieniu.
- Później ci opowiem, obiecuję - wyszeptałam.
Spojrzałam na zgraję tuskenów, nikt się nie ruszył. Patrzyli na nas z widoczną rezerwą. W Mocy dało się wyczuć ich zdziwienie.
- Czy wzięliście coś z jamy Sarlacca? - odezwał się Kitster drżącym głosem. Zgaduję, że to była jedna z najodważniejszych rzeczy jaką wyczynił w swoim dotychczasowym życiu. Podziwiam.
Któryś tusken podszedł do banthy. Wstałam ostrożnie gotowa do możliwego ataku. Tusken wziął jeden z materiałowych worków i zaczął w nim nerwowo grzebać. Popatrzyłam na siebie z Luke'm cierpliwie czekając. Poszukiwacz wydał z siebie dziwny głos i podreptał do nas z czymś w dłoni. Zatrzymał się dwa metry od nas, wyciągnął rękę, a kiedy odebrałam od niego zdobycz, szybko ją zabrał i wycofał się przestraszony.
Spojrzałam na przedmiot w mej dłoni.
Dysk ze znakiem dawnego imperium rakatańskiego.
- Czy znaleźliście tam coś jeszcze? - zapytał Luke. Tuskeni zaprzeczyli ruchem głowy. - Nawet nie pytam jak wyciągnęliście. Odejdźcie.
Sami również się wycofaliśmy. Wraz z Kitsterem poszliśmy w stronę Mos Espy. Czekała nas długa droga.
- Zaraz zacznie zachodzić słońce. Lepiej żebyśmy dotarli do domu przed zmrokiem - powiedział Kitster.
- Zgadzam się. My sami musimy dostać się do Mos Eisley - odpowiedziałam. - Dziękuję ci. Poszedłeś z nami, zaufałeś nam i pomogłeś. Masz dobre serce.
- To dla mnie świetna przygoda. Chętnie bym ją rozpowiedział, ale tu mi raczej nikt nie uwierzy - stwierdził.
- Nie obraź się... czy jako niewolnik możesz tak daleko się zapuszczać? - zaciekawił się Luke.
- To zależy do mojego właściciela. Kiedyś była nim huttka Gardulla, ale podobnie jak waszego ojca i babcię, przegrała mnie na wyścigach z osobą, która chciała zarobić. Skromny mieszkaniec Mos Espy. Niestety nie chciała mu dać pieniędzy, więc oddała mu mnie. Mam pilnować jego interesów i przejąć gdy odejdzie, nie ma rodziny. Chce po prostu bym był uczciwy i wracał.
- Jest jeszcze jakaś nadzieja w tej galaktyce - stwierdziłam.
Dotarliśmy do portu zanim słońce zaszło za horyzontem dzięki czemu mieliśmy sporo czasu na dotarcie do naszego mieszkania zanim całkowicie się ściemni. Pożegnaliśmy Kitstera i po raz kolejny podziękowaliśmy mu za pomoc oraz za opowieści w drodze nad jamę i tej powrotnej do Mos Espy - znacznie przybliżył nam historię naszego ojca praz naszej babki, do której tata wielokrotnie mnie porównywał. Mimo swojego dość młodego wieku pamiętałam, jak za każdym razem wspominał swojej żonę "Jest podobna do matki. I do ciebie. Jakbyście się wymieszały i stworzyły Leię".
Nigdy nie widziałam zdjęć babci Shmi. Musiałam wierzyć ojcu, mamie no i Kitsterowi. Natomiast babcię Jobal widziałam wielokrotnie. Skręciło mnie w żołądku na myśl, że od Kitstera jak i mamy usłyszałam wiele dobrego o Shmi, ale wielokrotnie mama mówiła o swojej. Problem w tym, że cały czas mam żal o to, iż rodzice Padme Amidali najpierw byli zdziwieni, potem źli i w końcu przerosło się to w niemożność mówienia. Przynajmniej przez pierwsze pięć lat, bo na pogrzebie wyglądało to jakby miało się poprawić. Ale my zostaliśmy Jedi. Może kiedyś damy radę to wyjaśnić.
- Nie sprzedawaj hologramu wyścigu - poradziłam Kitsterowi.
- Oddam wam go za darmo - zaoferował.
- To wasza jedyna pamiątka - odparł Luke. - Zachowaj ją.
Odeszliśmy i udaliśmy się do śmigacza.
Ciężko mi było na sercu, nie wiem czemu. Widziałam go pierwszy raz w życiu, a jakbym znała go od zawsze. Ten ból pozwolił mi na chwilę zapomnieć o problemach.
- Obi-Wan - przypomniał mi Luke, kiedy weszliśmy do pojazdu i ruszyliśmy do Mos Eisley.
- Nie kontaktował się. Mam złe przeczucia. Byliśmy tak zajęci Sarlacciem. A co jeśli...
- Wyczulibyśmy - uspokoił Luke. - Na pewno.
- Komunikator? Ahsoka by to nap... nie, ona udaje niewolnicę. Może zagłuszyli przekazy - wyliczałam na głos.
- Myślisz, że...
- Nie wolno nam - przypomniałam bratu.
- To jedyne wyjście! - Wskazał palcem na sakiewkę przy po moim pasie. - Muszą wiedzieć. Musimy ich powiadomić. Tata by tak zrobił.
- Nie chcesz być jak on - urwałam rozmowę niewiele myśląc.
I uderzyły mnie wspomnienia sprzed paru godzin. W głębi duszy nie dawały mi spokoju tak, jak kwestia Obi-Wana.
- O czym ty mówisz?! - zdziwił się Luke. Musiałam go wytrącić z równowagi, bo śmigaczem wstrząsnęło, ale udało mu się skupić ponownie.
- Ojciec wyrządził krzywdę tuskenom - szepnęłam. - Nie wiem co, ale to był on. Czułam, a te aury nie da się pomylić.
Mój brat posłał mi ukradkowe spojrzenie.
Milczał. Musiał to sobie przetrawić. Ja również.
Nie odezwaliśmy się do siebie już tego dnia ani razu.
_________________________________________________
Uwaga... zaczynam się tłumaczyć.
Sprawa wygląda następująco... mój mózg pochłania wiele rzeczy. Powiecie "Znowu ta sama śpiewka". Co mam powiedzieć? Wiecznie coś jest nie tak, wiecznie.
Pierwsza sprawa: Praca. Musiałam ją w wakacje zmieniać. Poszłam jako kelnerka do restauracji. Niby wiedziałam, że będzie ciężko u nich z wypłatą, ale że aż tak? Miałam dostać ją 10 września, dostałam teraz w piątek. Po tym, jak się wściekłam i poszłam na policję. Przez dwa tygodnie tak mnie to pochłaniało, że aż życie ulatywało.
Druga sprawa: nie chcecie widzieć mojego mobidziennika. Zakładek zadania i sprawdziany. Wytłumaczenie "Bo jak przyjdzie zdalne..." w dupie mam wasze zdalne. Ludzie, 4 miesiące to 4 oceny uzbieracie, nie? W zeszłą niedzielę ciupałam graniastosłupy na kartkówkę z matmy. Jak będzie pała to jestem w carnej dupie, kochani. Dziś to samo - ekonomia, gospodarka, angielski i geografia. Wiecznie tylko nauka i nauka.
Trzecia sprawa: Studniówka. Czy wiecie jak to jest być w technikum, gdzie na waszym roczniku jest 5 kierunków i siedem klas, bo dwa kierunki rozbili na dwie? Nie? Dupiato. Nie pozdrawiam logistyków i informatyków, którzy zrobili po swojemu i trzasnęli sobie sami studniówkę. Uwaga - nie przez pandemię. Bo są debilami, półmetek tak samo rozciepali w zeszłym roku. Miałam nie iść na studniówkę, ale osoba, która chciała się tym zajmować nie ogarnia ludzi z dwóch, które zostały. Więc na scenę wchodzę ja - Caryca ponownie na tronie, ogarniam z inną przewodniczącą wszystko i jest cacy. No i idę na studniówkę, bo nie jestem aż tak altruistyczna, szanujmy się. Iiii... żeby było zabawniej - pytałam informatyków czy na pewno robią z logistykami na 4 klasy "Tak". Zgadnijcie kto w tym tygodniu pytał nas czy się dołączamy, a my odmówiliśmy i robią trzecią studniówkę? Ta, dwie klasy inf. BRAWO XDD
Ciekawe dwa tygodnie, módlmy się aby było lepiej.
Pozdrawiam
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz