niedziela, 13 września 2020

Rozdział 33

 Jak chcecie to wróćcie się do rozdziału 233 na poprzednim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
      O zmroku było tak cicho, jak na Naboo. Brakowało jej wodospadów, łąk, ale przyzwyczaiła się do ich braku. Nie podróżowała za często na Naboo do krainy jezior, warunki nie pozwalały. Przez trzy lata czekała na Anakina, a teraz nie mógł od tak wszystkiego zostawić, dzieci również. Nie miała żalu, mimo wszystko dobrze się potoczyło.
      Właśnie, dzieci.
     Myślała o nich w każdej chwili, nawet jeśli były pod dobrą opieką. Wykorzystywała każdą chwilę z nimi, aby je wychować SAMA, a nie powierzać to Zakonowi. Anakin był dobrym przykładem na to, że miłość matki i jej metody wychowania są dobre i nie przeszkadzają w byciu - w pewnych aspektach - przykładnym Jedi.
     - Wszystko dobrze? - Usłyszała głos Anakina. Przysiadł się do niej na drewnianym moście owiniętym na grubym konarze drzewa. Pozwolił nogom dyndać nad przepaścią. Nie szacował na jakiej wysokością się znajdują, przestał to robić już dawno, bo nawet jakby spadł to się uratuje.
      - Dziwnie mi ich zostawiać - przyznała Padme.
      - Cały czas masz ich pod opieką. Przez całe trzy lata się nimi zajmowałaś. Ja nie - odparł Anakin.
      Spojrzała na niego z rezerwą - Anakin był mistrzem niespodzianek, a ona, pomimo że, je kochała, to w jego wykonaniu nie każde. Nigdy nie dało się przewidzieć co powie, zrobi, jak zareaguje.
      Nie dokończył, więc postanowiła go do tego zachęcić.
      - Co masz na myśli?
     - Że płacę za swe błędy, dlatego nie było mnie przez pierwsze trzy lata - odparł jakby od niechcenia. Patrzył w gwiazdy, ale jakby bił się z samym sobą, co ma powiedzieć. Może niepotrzebnie zaczynali ten temat. Wydawało się, jakby Anakin z trudem mówił o tych trzech latach. Czy to kwestia traumy, czy cieszenia się każdą chwilą, która miała też nadrobić stracone?
      - Chodzi o to, że Cię złapali? - zapytała ostrożnie
    - Ot to, że zgodziłem się na warunki Rady. Mogliśmy zostać przy planie Krainy Jezior - wytłumaczył.
      - I zostawiłbyś Ahsokę? Legion? Zakon sam na sam z Palpatinem? Nawet jakbyśmy tam uciekli, to by nas znalazł prędzej czy później, w końcu pragnął mieć cię za ucznia - przypomniała.
     - Pewnie jakoś bym go zabił, może Ahsoka by mi pomogła. Ale nie powinienem wracać. Nie narażałbym was na cierpienie, Ahsoka ukończyła by trening pod okiem Obi-Wana i nie musiałaby się dla nikogo poświęcać. Ja bym nie musiał pluć sobie w brodę za to, że na jakiś czas osierociłem własne dzieci. - Spojrzał na nią. Jakkolwiek nie wydawało się to okrutne, nie żartował. Naprawdę winił siebie, choć według niej nie powinien.
      - Ahsoka ci wybaczyła. Inaczej by nadal nie była twoją padawanką. Dzieci zrozumieją - obiecała.
      - Tego raczej nauczyły się od ciebie. Jesteś niekwestionowana w tej dziedzinie - zachichotał cicho.
     - Co masz dokładnie na myśli? - drążyła Padme z zaciekawieniem. Kąciki jej wędrowały coraz wyżej.
      Anakin znów spojrzał w niebo.
      Zrobiła to samo.
     Dała mu chwilę na pozbieranie myśli, a kiedy mu się udało ponownie odwrócił do niej głowę. Również na niego spojrzała i skupiła się wzrok na jego niebieskich oczach.
    - Jest wiele rzeczy, które nie powinienem robić jako Jedi. Popełniałem masę błędów, a najgorszy z nich wszystkich to nie jest ślub, tylko nienawiść do samego siebie - przyznał. Padme ściągnęła lekko brwi, ale nie przerwała mu i pozwoliła dokończyć. - Nienawidzę siebie od momentu, kiedy wybrałem Zakon zamiast zostać z matką, bo prosiła mnie, żebym to zrobił. Miała nadzieję, że będę wiódł lepsze życie. Pod względem materialnym tak jest, ale inne aspekty sprawiły, że wcale nie uważam go za lepsze i nienawidzę się za to bardziej. Za każdym razem, kiedy próbowałem iść własną ścieżką i łamałem rozkazy Obi-Wana... chciałem udowodnić i mi, mamie i jemu, że potrafię jakoś sobie radzić. Ale nieważne , że wynik moich działań był dobry, sposób sprawiał, że zawodziłem Obi-Wana. Człowieka, który poświęcił dla mnie osiemnaście lat, a zwłaszcza pierwsze dziesięć, żeby spełnić prośbę Qui-Gona. Jeszcze bardziej się nienawidziłem. Jego wybaczanie jakoś uśmierzało mi ból, ale to niewiele dawało. W jego opiece widziałem więcej przymusu niż własnej chęci. Zacząłem się z nim dogadywać dopiero po pasowaniu na rycerza, ale zmieniłem też zdanie na ten temat. Nikt nie kazał mu przyjąć tej obietnicy. Mógł odmówić a on zdecydował się postawić Radzie. Wiesz, kiedy to zrozumiałem? Po bitwie o Geonosis, kiedy w salach darłem się po nim, że go nienawidzę. A wiesz dlaczego? Bo parę dni wcześniej pojąłem, że mogłem wziąć jakikolwiek myśliwiec i polecieć na Tatooine. Uratować matkę. Lepiej było zawieść niesubordynacją wszystkich... niż wymordować wioskę tuskenów. Jedyną osobą, która o tym wie, to jesteś ty. I nie uciekłaś z Tatooine, starałaś się zrozumieć i dałaś drugą szansę. Za każdym razem dajesz. A przez to ja staram się dać samemu sobie drugą szansę. Bo pierwszą zepsułem zostawiając matkę.
      Padme milczała - jak wielu sytuacjach Anakinowi wystarczył jej wzrok pełen miłości.
      Oparła głowę o jego ramię ciesząc się spokojem. Nazajutrz miał się skończyć.
______________________________________
Tak, wiem, co mówiłam. Ale może to było konieczne? Wymyśliłam sobie rutynę wdrążyłam ją w życie i nawet jest ok. Nie jest wybitnie idealna, ale pozwala na nierezygnowania z pisania i czytania na rzecz szkoły. Za tydzień powinno być normalnie.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz