niedziela, 30 maja 2021

Rozdział 48

        Alderaan charakteryzował się przepięknym, dość zróżnicowanym krajobrazem. Planetę pokrywały rozległe trawiaste równiny i stepy, malownicze góry. Znajdowało się także polarne morze. Nie było żadnego oceanu, ale za to znajdowały się morza oraz setki tysięcy jezior, z których wiele tworzyło łańcuchy. Jeziora łączyły rzeki lub sztucznie wykopane kanały.
    No i w całym tym znajdowała się równie piękna i subtelna stolica Aldera. Miasto przecinane przez powietrzne szlaki robiło wrażenie, a pałac rodziny królewskiej jeszcze większe, choć w jakiś sposób mnie przytłoczył fakt, że jest on za duży. Zostałam wychowana skromnie nawet jeżeli do dyspozycji miałam dość spory majątek. Nie wyobrażałam sobie żyć  tak ogromnym budynku. Pewnie jakieś dziecko by się cieszyło ze swojego dziedzictwa, choć z tego co mi wiadomo para królewska dzieci nie ma. To trochę przykre... raczej... nie wiem, Czy to może być jakiś problem? Jestem odsunięta od życia społecznego, niewiele rozumiem na ten moment.
    Słońce przyświeciło mi na twarz. Nie grzało tak okropnie jak na Tatooine - określiłabym je jako łagodne muskanie twarzy, które mogłabym czuć na co dzień. Po prostu idealne w przeciwieństwie do światów, na których bywałam, powietrze i klimat wydawały się bardziej naturalne niż na Naboo, które w jakiś sposób pokochałam.
    Po okropnych dniach na Tatooine cieszyłam się każdą chwilą na tym świecie. Po prostu czułam się jak w domu. Wydaje mi się, że nie potrafię wytłumaczyć tego dobrze, ale... jakby... jakbym oszukała przeznaczenie, a Coruscant było chwilowym przystankiem. Zaczęłam czuć się na Alderaan jak w wymarzonym domu.
    Jakbym była tym, kim nie powinnam być - że zostałam stworzona do większych rzeczy,w ogóle niezwiązanych z Jedi - bynajmniej teraz. Jakby na życie jako Jedi przyszedł czas później, co jest po prostu bez sensu, bo nie można zostać Jedi później. Jeszcze mniej sensu postrzegałam w tym całym konflikcie Zygerrian, który zabrał mi rodziców i Ahsokę.
    Ale czy nie zabrałoby ich co innego?
    Gdy wylądowaliśmy przywitał nas wysłannik i pałacowa straż. Jar Jar szedł pewnym krokiem, zupełnie rozluźniony.
    W aurze gubernatora Binksa dało się wyczuć pełną swobodę, własny świat. Pełny świadomości co do swoich obowiązków i roli jaką pełni w senacie czy w swoim świecie. Jest gapowaty, ale nie można mu odmówić pewnego sprytu. Gdybym miała możliwość się z nim zaprzyjaźnić... w sumie to mam, ale po prostu jestem wykluczona z życia towarzyskiego i to widać. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Czasem uwiera, ale dobrze jest jak jest. Co nie znaczy, że nie powinnam przełamać swoich barier.
    Jar Jar to mój pierwszy cel. Może to coś da?
    Przyjęto nas na audiencję od razu. Nie w sali tronowej, ale w przytulnej komnacie. Określiłabym ją jako salon. Widać, że Organa traktował nas jak przyjaciół, bez względu na to czy mnie znał czy nie. Najwidoczniej ufał każdemu Jedi, nawet jeśli trafiały się zdrady jak na przykład Pong Krell.
    Na wspomnienie o nim wezbrała się we mnie pewna złość. Od razu spróbowałam ją w sobie zdusić, choć wstyd przed sama sobą mi to utrudniał. Nie panowałam nad swoimi uczuciami. Ale... czy nie miałam prawa? Wiem, że nie powinnam nawet tak myśleć, ale Krell gardził klonami do tego stopnia, że na Umbarze nasłał 212 Batalion Szturmowy i 501 Legion na siebie, żeby się powybijali! Podstępem, strasznym podstępem - wcisnął im kit, że umbarańczycy poprzebierali się za klony.
    Otwieranie drzwi od razu mnie sprowadziło do rzeczywistości.
    Dołożyłam wszystkich sił by się opanować.
    Breha Organa weszła dostojnym krokiem do pomieszczenia. Sama, bez obstawy.
    Wraz z Jar Jarem ukłoniłam się z należytym szacunkiem.
    Zaraz potem przybył Bail Organa, którego również przywitaliśmy podobnie.
    Spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się dumnie po czym spojrzał na mnie. Jego wzrok mnie wręcz przeszywał.
    - Miałem rację widząc cię na lądowisku. Jesteś bardzo podobna do matki - stwierdził.
    Przeszedł mnie dreszcz.
    Skojarzył.
    Zdradzi mnie.
    Nie, przecież mama mu ufała. On wiedział o ciąży, kiedy nie wiedział nikt.
    Nie widział mnie.
    Nie powie.
    Ale ojciec miał ambiwalentny stosunek do niego.
    Obi-Wan trochę też.
    - To komplement? - wypaliłam.
    Brawo. Brawo.
    - Myślę, że tak - odpowiedziała Breha uśmiechając się serdecznie. - Padme była niezwykłą i cudowną kobietą. Podejrzewam, że byłaby dumna bez względu na wszystko.
    - Kto cię szkoli? - zapytał Organa.
    - Szkoliła mnie Ahsoka Tano - poinformowałam.
    - Szkoliła? - zdziwiła się królowa.
    - W tym problem, twoja miłość - odezwał się w końcu Jar Jar. - Ahsoka zaginęła.
    - Muszę ją odnaleźć - powiedziałam błagalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz