Alderaan charakteryzował się przepięknym, dość zróżnicowanym krajobrazem. Planetę pokrywały rozległe trawiaste równiny i stepy, malownicze góry. Znajdowało się także polarne morze. Nie było żadnego oceanu, ale za to znajdowały się morza oraz setki tysięcy jezior, z których wiele tworzyło łańcuchy. Jeziora łączyły rzeki lub sztucznie wykopane kanały.
No i w całym tym znajdowała się równie piękna i subtelna stolica Aldera. Miasto przecinane przez powietrzne szlaki robiło wrażenie, a pałac rodziny królewskiej jeszcze większe, choć w jakiś sposób mnie przytłoczył fakt, że jest on za duży. Zostałam wychowana skromnie nawet jeżeli do dyspozycji miałam dość spory majątek. Nie wyobrażałam sobie żyć tak ogromnym budynku. Pewnie jakieś dziecko by się cieszyło ze swojego dziedzictwa, choć z tego co mi wiadomo para królewska dzieci nie ma. To trochę przykre... raczej... nie wiem, Czy to może być jakiś problem? Jestem odsunięta od życia społecznego, niewiele rozumiem na ten moment.
Słońce przyświeciło mi na twarz. Nie grzało tak okropnie jak na Tatooine - określiłabym je jako łagodne muskanie twarzy, które mogłabym czuć na co dzień. Po prostu idealne w przeciwieństwie do światów, na których bywałam, powietrze i klimat wydawały się bardziej naturalne niż na Naboo, które w jakiś sposób pokochałam.
Po okropnych dniach na Tatooine cieszyłam się każdą chwilą na tym świecie. Po prostu czułam się jak w domu. Wydaje mi się, że nie potrafię wytłumaczyć tego dobrze, ale... jakby... jakbym oszukała przeznaczenie, a Coruscant było chwilowym przystankiem. Zaczęłam czuć się na Alderaan jak w wymarzonym domu.
Jakbym była tym, kim nie powinnam być - że zostałam stworzona do większych rzeczy,w ogóle niezwiązanych z Jedi - bynajmniej teraz. Jakby na życie jako Jedi przyszedł czas później, co jest po prostu bez sensu, bo nie można zostać Jedi później. Jeszcze mniej sensu postrzegałam w tym całym konflikcie Zygerrian, który zabrał mi rodziców i Ahsokę.
Ale czy nie zabrałoby ich co innego?
Gdy wylądowaliśmy przywitał nas wysłannik i pałacowa straż. Jar Jar szedł pewnym krokiem, zupełnie rozluźniony.
W aurze gubernatora Binksa dało się wyczuć pełną swobodę, własny świat. Pełny świadomości co do swoich obowiązków i roli jaką pełni w senacie czy w swoim świecie. Jest gapowaty, ale nie można mu odmówić pewnego sprytu. Gdybym miała możliwość się z nim zaprzyjaźnić... w sumie to mam, ale po prostu jestem wykluczona z życia towarzyskiego i to widać. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Czasem uwiera, ale dobrze jest jak jest. Co nie znaczy, że nie powinnam przełamać swoich barier.
Jar Jar to mój pierwszy cel. Może to coś da?
Przyjęto nas na audiencję od razu. Nie w sali tronowej, ale w przytulnej komnacie. Określiłabym ją jako salon. Widać, że Organa traktował nas jak przyjaciół, bez względu na to czy mnie znał czy nie. Najwidoczniej ufał każdemu Jedi, nawet jeśli trafiały się zdrady jak na przykład Pong Krell.
Na wspomnienie o nim wezbrała się we mnie pewna złość. Od razu spróbowałam ją w sobie zdusić, choć wstyd przed sama sobą mi to utrudniał. Nie panowałam nad swoimi uczuciami. Ale... czy nie miałam prawa? Wiem, że nie powinnam nawet tak myśleć, ale Krell gardził klonami do tego stopnia, że na Umbarze nasłał 212 Batalion Szturmowy i 501 Legion na siebie, żeby się powybijali! Podstępem, strasznym podstępem - wcisnął im kit, że umbarańczycy poprzebierali się za klony.
Otwieranie drzwi od razu mnie sprowadziło do rzeczywistości.
Dołożyłam wszystkich sił by się opanować.
Breha Organa weszła dostojnym krokiem do pomieszczenia. Sama, bez obstawy.
Wraz z Jar Jarem ukłoniłam się z należytym szacunkiem.
Zaraz potem przybył Bail Organa, którego również przywitaliśmy podobnie.
Spojrzał na swoją żonę i uśmiechnął się dumnie po czym spojrzał na mnie. Jego wzrok mnie wręcz przeszywał.
- Miałem rację widząc cię na lądowisku. Jesteś bardzo podobna do matki - stwierdził.
Przeszedł mnie dreszcz.
Skojarzył.
Zdradzi mnie.
Nie, przecież mama mu ufała. On wiedział o ciąży, kiedy nie wiedział nikt.
Nie widział mnie.
Nie powie.
Ale ojciec miał ambiwalentny stosunek do niego.
Obi-Wan trochę też.
- To komplement? - wypaliłam.
Brawo. Brawo.
- Myślę, że tak - odpowiedziała Breha uśmiechając się serdecznie. - Padme była niezwykłą i cudowną kobietą. Podejrzewam, że byłaby dumna bez względu na wszystko.
- Kto cię szkoli? - zapytał Organa.
- Szkoliła mnie Ahsoka Tano - poinformowałam.
- Szkoliła? - zdziwiła się królowa.
- W tym problem, twoja miłość - odezwał się w końcu Jar Jar. - Ahsoka zaginęła.
- Muszę ją odnaleźć - powiedziałam błagalnie.
niedziela, 30 maja 2021
Rozdział 48
niedziela, 16 maja 2021
Rozdział 47
To był dobry pomysł.
Razem z Jar Jarem stwierdziliśmy, że dobrze będzie zorganizować podróż na Alderaan. Baila Organy nie było aktualnie na Coruscant, ale widziałam w nim jedyną deskę ratunku bez Luxa. Poza tym, podejrzewam, że Ahsoka nie byłaby zadowolona, gdybym w to wmieszała Bonteriego - to ewidentne mieszanie się w ich sprawy. Dlatego wolę, żebym poknociła swoje życie i prywatność na rzecz jej życia. To duże ryzyko i sprzeciwianie się Radzie, jeżeli potwierdzę swoją tożsamość przed dawnym przyjacielem matki.
Nadal też nie miałam pewności czy na pewno mnie puszczą.
Nikt nie dostał oficjalnego patronatu nade mną. Wielu Jedi mogło dostać tę "posadę", ale Yoda nie kwapił się do podjęcia tej decyzji no i pewnie nawet reszta nie chciała. Gdzie - dziecko zrodzone z kłamstwa, jeszcze potomek Wybrańca. Wystarczyło mi, że tych paru rycerzy mierzyło mnie wzrokiem, jak musieli mi przeprowadzać sparingi lub zlecać zadania w archiwach. No błagam, ja nie gryzę!
Nie byłam ekstrawertyczką... introwertykiem też nie. W sumie, nie wiem. Nigdy mnie nie ciągnęło do innych ani ich do mnie. Żyło mi się dobrze i nie widziałam potrzeby tego zmieniać. Może to nawet lepiej - łatwiej mi się skupić na poszczególnych sprawach, ważniejszych niż relacje znajomości. Z drugiej strony, jakby się tak zastanowić, to przez to mi brak pewnego treningu, bo nauczyłabym się je zwalczać, a trenowanie pozostania w harmonii jest naprawdę ważne w życiu Jedi.
Udałam się na wezwanie do Rady Jedi. W ciągu dwóch dni Jar Jar skontaktował się z nimi w sprawie ochrony. Zastanawiałam się czy po prostu dadzą mi tę fuchę czy będą dopytywać co to ma znaczyć i wyślą kogoś innego.
- Polecisz na Alderaan - zadecydował Mace Windu po krótkim wstępie. Poszło lepiej niż sądziłam.
- Tak jest - zgodziłam się.
- Nie wnikam dlaczego to właśnie ciebie Jar Jar wybrał na ochronę - stwierdził podstępnie Obi-Wan.
O, kolego. Nie tym razem.
- Rozmawiałam z nim ostatnio. Jestem trochę pogubiona bez Ahsoki. To wszystko dla mnie nowe. Wiecznie zmienianie mentorów, sparingi z różnymi osobami. Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że to dla mojego dobra i powinno mnie to kształtować. Jestem wdzięczna, bo wiele się nauczę, ale ciężko mi przyszła ta zmiana. Wyjazd i odpowiedzialność mogłyby mi dobrze zrobić - przyznałam.
- Wyruszasz pod naszym nadzorem - przypomniał Windu. To my cię będziemy rozliczać z twoich postępów i wyników tam osiągniętych. Albo twojej niesubordynacji. - Ostatnie wymienił na tyle dobitnie, że zrozumiałam o co chodzi: po moim ojcu tak wyostrzyli zmysły, że o kombinowaniu nie ma mowy.
- Rozumiem - odparłam.
- Możesz się pakować. Wyruszasz jutro.
- A czy senator Binks określił kiedy wracamy? - zapytałam na odchodne.
- W ciągu paru dni.
Wiedziałam, że Jar Jar nie jest aż takim idiotą za jakiego go uważają To po prostu geniusz, nawet jeśli nie był do końca świadomy swoich decyzji. Jeżeli ktoś jeszcze spróbuje go obrazić w mojej obecności, to przysięgam - będzie mieć ze mną do czynienia. Niby niewielka groźba ze strony piętnastolatki, ale jako Jedi mam swoje sposoby... no i jeszcze swój urok osobisty. Nie zapominajmy też o wtykach w wysokich urzędach jeśli będę chciała. Co prawda, niewiele osób wie kto mnie urodził, ale znajdzie się sposób, żeby ominąć te informacje i pozyskać te potrzebne.
Skromny bagaż Jedi: zapasowa bielizna, racje żywnościowe i do tego holomapy, które muszę pobrać z archiwum na datapad. Spróbuję wziąć jeszcze jakąś dodatkową broń ze zbrojowni. Może mi pozwolą na wszelki wypadek. Muszę po prostu to dobrze rozegrać.
Udałam się jeszcze do pokoju Ahsoki.
Nie żebym grzebała w cudzych rzeczach, ale liczyłam na jakąś wskazówkę. Może jednak jakąś zostawiła. Może to przewidziała, może coś mi podpowie. Może słabo szukam? To gorsza zagadka niż te, które zadaje Yoda.
A ja nie mam za wiele czasu.
Tego mam pewność.
______________________________________
I wtedy wchodzę ja - cała na biało. No to tak - szkołę skończyłam, jutro piszę ostatnią maturę, zadowolona za bardzo nie jestem z nich, zwłaszcza z matmy. No i wracam do was!
NMBZW!