poniedziałek, 15 marca 2021

Rozdział 45

   Spojrzałam na talerz z owsianką. Nie wyglądała apetycznie, chociaż była. Wręcz doskonała, moje ulubione śniadanie dostarczające wszystkiego, czego potrzebuję, zwłaszcza przed treningami z mistrzem Cinem Drallingiem - jednym z najlepszych szermierzy w Zakonie.
     Od mojego powrotu i zaginięcia Ahsoki minęły dwa tygodnie. Nadal nie przydzielono mi jakiegoś konkretnego Mistrza. Szermierki miałam uczyć się od Drallinga, a nauki teoretycznie czekały mnie każdego dnia w archiwach. Siadałam przed pierwszym lepszym pulpitem, otwierałam konkretny, zaszyfrowany folder, wstukiwałam hasło i wykonywałam zadania, czytałam artykuły. Z dnia na dzień były coraz dziwniejsze i większe. Zaczęłam się zastanawiać kto to przygotowuje - losowe osoby? Jedna? Chciałam jej powiedzieć co o niej myślę.
     Ale to przecież nie Ahsoka, do której mogłam podejść i powiedzieć bez ogródek w czym problem. Nasza relacja opierała się głównie na szczerości. Nie uznawała za brak szacunku moje zauważanie błędów i obiekcje co do planów. Starała mi się wytłumaczyć swoje decyzje i dlaczego powinno być tak, a nie inaczej. Nikt inny raczej nie miał tak zdrowego podejścia. A na pewno nie do mnie.
    Mogłam śmiało zrzucić  winę na swoje niechybne przywiązanie do ciotki. Zastępowała mi matkę i ojca. Bardziej ojca, ze względu na jej podobiznę z charakteru, bycie Jedi, luźne podejście do życia. Nie pamiętałam go za dobrze, w ciągu pierwszych pięciu lat mojego życia był tylko przez dwa. Ale bardzo często słyszałam słowa Obi-Wana do togrutanki "Jesteś zupełnie jak on" albo "Powoli zmieniasz się w Anakina" lub "Jest w tobie więcej Anakina niż można byłoby się spodziewać".
     Nie znałam Mon Mathmy czy Baila Organy, którzy współtworzyli z moją mamą petycję dwóch tysięcy. Nie znałam praktycznie żadnych senatorów i nie widziałam w tym żadnego problemu. Jedynie bliska mi jako tako było Pooja, moja kuzynka a siostrzenica mojej mamy. To chyba jedyny polityk z jakim miałam styczność osobiście. Poza tym, kontakt z nią był niemożliwy - ja nie miałam ochoty, a ona wróciła na Naboo. Jeszcze widywałam kiedyś Luxa Bonteri, ale on wkrótce się ulotnił.
     Na wspomnienie niedoszłego kochanka Ahsoki zabolało mnie serce. Pewnie gdyby się dowiedział, że przepadła, to uruchomiłby wszystkie kontakty, aby ją odzyskać nawet jeśli nigdy nie będzie jego i nie stworzą wspólnej przyszłości. Ahsoka nie nadawała się na życie w związku - jej przeznaczenie to bycie Jedi. Nie wymagałam od niej wszelakiego oddania, w końcu kiedyś wypuści mnie spod swoich skrzydeł. Pragnęłam tyko, żeby zawsze kroczyla obok mnie, ramię w ramię i mogła na mnie liczyć. Nie chciałam aby ze względu na swoje obietnice rezygnowała z innych aspektów i szans, które na nią czekały.
     Ale nie mogłam jej też zmuszać do czegoś, czego ona po prostu nie czuła. To jej wybór, jej droga, jej uczucia, sumienie i Moc. To ona jest odpowiedzialna za to, co ją czeka i co wybierze. Nie musi się nikomu z tego tłumaczyć, nikt nie będzie jej rozliczał. Czasem się zastanawiałam czy nie miała żalu do Anakina, że tak na nią wpłynął, że postanowiła wrócić? Czy ja też powinnam ją powstrzymywać gdyby doszło co do czego? Nie potrafiłabym. To nie tak, że mi nie zależy, ale pozwolić komuś odejść, to dać mu wolność, na jaką zasługuje. Nie ma lepszego sposobu na okazaniu bliskiemu, że się go wspiera - dać mu podążać własną ścieżką, nie wymagać niemożliwego.
     Ale nie potrafię zaakceptować tego, co się stało.
    Nie wierzyłam, że Ahsoka mogłaby mnie zostawić na pastwę losu, żebym musiała odnajdywać wszystkie odpowiedzi w Mocy. Nie wierzę, że mogłabym ukryć przede mną plan, w którym jej życie było zagrożone. Obiecywała, że mnie nie opuści. Nie wierzę, że mogłaby zginąć lub puścić się w takie szaleństwo, przez które czułabym się odosobniona. Nie chcę byc samolubna, ale obiecała mi coś. Nie może mnie skazać na kolejne cierpienie. Zaakceptuje wszystko, ale nie kolejną stratę. Nie stratę jej, kiedy tak naprawdę jest ostatnim co mi zostało.
    Mogę mieć gadane jak wielki admirał, mogłabym mieć najmądrzejszych nauczycieli w galaktyce, ale nikt nie dorówna Ahsoce - kobiecie nadal niepewnej swojej przyszłości i przeszłości. Wszystkich ścieżek na rozdrożach stawianych przez Moc. Wiem, że zawsze bywały czynniki, które od momentu powrotu trzymały ją w murach zakonu. Nigdy nie była to Rada, mistrzowie, konserwatywna ideologi czy spokój. To zaufanie dzięki któremu zdrowo mogła się posługiwać Mocą i żyć w harmonii.
    Nie pozwolę jej odejść.
    Choć Ahsoka będzie na mnie wściekła, to muszę poprosić o Luxa o pomoc. Nie poradzę sobie bez wtyki.

________________________________________

Nie, nie wiem. Wybaczcie. Po prostu wybaczcie. To co się odwala w moim życiu to istna komedia. Dramat.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz