poniedziałek, 12 października 2020

Rozdział 36

     Ledwo powstrzymałam się od grymasu na widok obślizgłego cielska Jabby. Jego nie proporcjonalne do tułowia łapki były wręcz śmieszne zważając na fakt, że ta istota miała w swym władaniu pół przemytniczego imperium. Kiedy wkładał sobie do ust żabę, z kącika spadła mu dość spora kropla śliny.
     Fuj.
    Nigdy w życiu nie sądziłam, że moje życie będzie zależało od jakiegoś ślimaka. Ogółem miałam świadomość, że Zygerrianie wykończą mnie prędzej czy później, ale nie, że zrobią to Huttowe. Z dwojga złego, chyba lepiej żeby to Jabba mnie wyeliminował z gry niż żeby to zrobiła Zygerria. Przynajmniej klan Desilijic nie miesza się w żadne wojny. Wszystko dla swoich interesów, byleby prosperowały dalej. Super.
      - Hai czuba da naga? Ah'czu ejpenkii?* - zagrzmiał.
     Nie rozumiem huttańskiego i nie chce rozumieć. Niby rodzice znali - mama bo królowa wiele umiała, a tata... no musiał umieć. Ahsoka mi powiedziała, że nigdy nie podejrzewała, że Anakin zna. Kiedy usłyszała jak się zwraca do małego Rotty - zastanawiam się gdzie on jest - od razu powiedział, że miał nadzieję nigdy nie używać tego dialektu. Dlatego postanowiłam nawet  nie próbować poznawać podstawy przynajmniej na czas tej misji. Bo po co? Nawet bez tego dało się zrozumieć o co pyta - kim jesteśmy i czego chcemy. Poza tym, ma protokalata.
      - Uwięziłeś pewnego człowieka - przemówiłam bez ogródek.
     Jego odpowiedź była kompletnie niezrozumiała. Zaczął mówić szybciej. Po drganiu ogromnego cielska wywnioskowałam, że jest wściekły, a to oznacza, że my też będziemy mieć problemy.
      - Potężny pan Jabba - Jeżeli miałabym spekulować o potędze tej istoty, to jest poza piątką. Czy oni nie zorientowali się, że mamy pojęcie o Czarnym Słońcu? Poza tym, Zygerria wychodziła na prowadzenie, a z tymi to znaliśmy się aż za dobrze. - każe przekazać, że ten Jedi oszukał naszego najlepszego pilota Hana Solo. Jeżeli braliście w tym udział, również was uwięzi - odpowiedział droid protokolarny.
      Spojrzałam kątem oka na przemytnika.
      - A co z togrutanką? - zapytał Luke.
     Han Solo nas trochę wkopał. Martwi się o swój zadek, żeby pracy nie stracił i to jest w zupełności zrozumiałe. Tylko sądziłam, że przemytnicy mają trochę więcej serca w przeciwieństwie do łowców nagród. Myliłam się, bo nie wzięłąm pod uwagę, że ktoś może zostać pokrzywdzony przez życie. Przecież to też ma wpływ na nasze decyzje, ale zauważyłam w tym szmuglerze coś... coś jakby nadzieję. Jakby zaczynał przywracać sobie wiarę.
     - Togrutanka niegdyś uratowała syna Jabby, Rottę, dlatego pan Jabba oszczędził ją i ma zostać tancerką - poinformował robot.
    To jedyny taki moment w moim życiu, kiedy nie widziałam w takich automatach 3PO - nieporadnego, nerwowego. Miałam ochotę go rozwalić na kawałki raz dwa i a samego Jabbę przerobić na mokrą karmę dla Banth.
      - Jeżeli będziecie sprawiać problemy, podzielicie ich los - kontynuował. Jabba znowu przemówił i a protokolat sprawnie przetłumaczył. - Czego Jedi szukają na planecie Tatooine?
      Pewnie szczęścia.
      Chciałam uzgodnić to z bratem, ale on najwidoczniej ze mną nie.
    - Wykradliśmy wam tajne dane dotyczące broni Zygerrian.
     No to po nas.
     Jabba się wściekł. Wszyscy znajdujący się w sali audiencyjnej pałacu ucichli. Hutt grzmiał i nawet nie potrzebowałam tłumaczenia, że wrzeszczał "ŻE CO?!". Prawdopodobnie kazał nas też uwięzić bo nagle podeszło do nas czterech łowców nagród, którzy celowali w nas bronią.
      Luke kiwnął nie zauważalnie głową co miało oznaczać, że mam pozwolić się złapać.
      Zakuto nas w kajdanki i skierowano w stronę drzwi.
     - Smarkacze. Oszukaliście mnie. Pewnie nawet nie chcieliście płacić - przerwał ciszę Han. Patrzył na nas z pogardą. Byłam tak zdezorientowana, że nawet Moc nie potrafiła pomóc mi w ocenie czy serio to powiedział bo zwątpił czy grał na zwłokę. Prędzej to jego dałoby się oskarżyć o kłamstwo.
      - Przysięgam, że skopie mu dupę, jak się stąd wydostaniemy - obiecałam bratu.
    Umieszczono nas w celi na przeciwko Obi-Wana. Patrzył na nas bez wyrazu co dało mi do zrozumienia, że mam się szykować na jakiś uszczypliwy komentarz, który nastąpił zaraz po tym, jak łowcy głów się ulotnili i w pobliżu znajdowali się tylko gammoreanie. Małointeligentni i mało kumaci szczerze powiedziawszy.
     - Podejrzewam, że przybyliście nam na ratunek. Jak zwykle, jak to zawsze u Skywalkerów, poszło wam genialnie.
      - Musisz być dumny - stwierdziłam. - Luke, jako twój padawan, ma nauki prosto od ciebie. Moje, co prawda trzecia w kolejności, ale też biorą się od ciebie.
      - Moje do Qui-Gona, jego od Dooku, a Dooku od Yody. Wniosek?
      - Wina Yody - uznałam.
      - Powiedz mu to w twarz. - Kąciki ust Obi-Wana uniosły się lekko.
      - Według twojego rozkazu, Mistrzu Kenobi - uśmiechnęłam się chytrze.
      - Trzeba wydostać Ahsokę - postanowił się głośno Luke.
      - Dobre spostrzeżenie, panie sprytny. Zwłaszcza zważając na to, że siedzimy w celi dzięki tobie - zakpiłam.
      - Mam plan. Tylko potrzebny nam jest Solo - powiedział pewnie Luke.
      Ręce mi opadły.
     - Mamo, tato, do zobaczenia za niedługo - obiecałam patrząc w sufit. Zrezygnowana oparłam się o ścianę. Ukryłam twarz w dłoniach, westchnęłam głośno i zjechałam do pozycji siedzącej. Podkurczyłam nogi, przetarłam oczy i twarz. Oparłam przedramienia na kolanach i wpatrywałam się w kciuk i wskazujący palec prawej dłoni. Ocierałam je o siebie co pomogło mi skupić uwagę i się zastanowić.
    Mój brat oszalał.

______________________________

*Czego chcesz? Kim jesteś?

Tak, wiem. Opóźnienie jednego dnia. Kompletnie wczoraj odpłynęłam w swoich sprawach. Przepraszam. <3 Ale wena jest! Rozdziały się piszą, juhuuu! One-shot też!

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz