Dzień zaczął się podejrzliwie spokojnie. Zawsze byłam dziwnie przezorna, aż do przesady. Nawet tym razem. Jednak nie spodziewałam się, że zło zjawi się znienacka, czy coś w tym stylu. Po prostu... dziwnie się czułam. Nie chodzi o samopoczucie, ale jakby o ocenę czegoś z perspektywy trzeciej osoby.
Wstałam z uśmiechem na twarzy, bo obiecałam to sobie. Stwierdziłam, że skoro mam zmienić coś w swoim życiu, to od razu. Wiem, że nie powinnam się uśmiechać sztucznie, więc starałam się tego nie robić. Postanowiłam łapać pozytywne aspekty z ostatnich dni i radość przyniosła mi dobrze wykonana misja. Moc mi sprzyjała, więc to też uznałam jako powód do cieszenia się.
Ale czy to niezbyt szablonowe?
Przecież uśmiech to po prostu uśmiech, co on nam da? Zawsze można go sfałszować i nikt niczego się nie dowie. To jak maska na wszystkie okazje - najlepiej się sprawdza w trudnych chwilach, zwłaszcza, jeśli jest się dobrym kłamcą.
Ale to przecież katalizator. Gdybym się tego nie podjęła w odpowiednim momencie, to kto wie, kiedy bym się zdecydowała ponownie. Takie małe kroczki jak: uśmiechanie się, nabranie dystansu do pewnych rzeczy, czerpanie radości z czego się da... to wszystko może na nas wpłynąć naprawdę pozytywnie. Dzięki temu osiągniemy to, czego pragniemy. Bohater zawsze zaczyna od zera, lecz nieważne co zrobimy dla świata, czy innych. Najważniejsze jest to, jaki sukces osiągniemy sami w sobie. Nie każde zwycięstwo oznacza satysfakcję. Jeżeli uda mi się dopiąć swego, to zdobędę jeden z ogromnych szczytów stworzonych przez przyszłość, a ona nie jest sprzymierzeńcem jeżeli chodzi o wyznaczanie prostych dróg.
Nie chciałam tego dnia myśleć o tych wszystkich rzeczach, o których myślę na codzień. Chcę zmienić swoje życie... chcę, ale nie każdy mi w tym pomaga!
Bałam się spotkania z kuzynką, ale kiedy właśnie w ten dzień postanowiłam być obojętna na moją beznadziejną sytuację w związku z rodziną, ona pokrzyżowała mi plany. Nie, że się pojawiła i wszystko zniszczyła, wróciłam do tego, czego chciałam już unikać... to było prawdziwe spotkanie. Całkowicie realne!
Postanowiłam w końcu przemierzyć cały pałac. Przyjrzeć się mu we wszystkich możliwych kątach, do których miałam dostęp. Nie zamierzałam nikomu wchodzić do łazienki czy coś, moja ciekawość nie jest aż tak wygórowana, nie przesadzajmy.
Szłam jednym z korytarza i nagle, jakby się zmaterializowała, Pooja Naberrie wychodzi zza zakrętu i patrzy na mnie jak wryta. Ja od razu opanowałam swój szok i kroczyłam przed siebie jak gdyby nigdy nic. Zrobiłam głęboki wdech i stopniowo wypuszczałam powietrze z moich płuc. Tak, wiem, dziwne - Jedi mają przecież inne metody na przywrócenie do siebie spokoju, powinniśmy wyzbywać się złych emocji od razu po ich pojawieniu, aczkolwiek rozwiązania społeczeństwa też są skuteczne.
Z każdym krokiem dzieliły nas coraz to mniejsze odległości. Kiedy między nami zaistniała odległość jakichś trzech czy czterech metrów, z jej ust wydobyły się następujące słowa:
- Leia Amidala Skywalker?
Stanęłam jak wryta, po czym spojrzałam na nią zapominając o oddychaniu. Czułam jakby runął mój cały idealny świat... idealny w sensie, że jakoś poukładany, bez większych problemów. Może też nie "runął", ale na pewno jakaś harmonia w nim została przez nią zachwiana.
- Trochę czasu mi zajęło odgadnięcie tego, kto się kryje pod kapturem szaty Jedi - zaczęła. - Następnie drugie tyle, żeby zebrać się na tę rozmowę.
Z moich oczu musiała razić ogromna podejrzliwość - jak zawsze w takich momentach - a na twarzy nie malowała się żadna emocja. Uważam, że nie mam problemu z zawieraniem nowych znajomości, ale moja postawa musiała ją... spłoszyć? Cofnęła się ostrożnie o jeden krok.
Zastanawiałam się nad tym, co jej powiedzieć.
- No cóż... - I to w sumie wszystko, jeśli chodzi o moją pomysłowość.
Wydawało mi się, jakby Pooja czekała na coś więcej... Leio, przecież czeka, aż rozwiniesz swoją myśl! Ugh! Co się stało z całą moją nabytą inteligencją, kiedy jej najbardziej potrzebuję?! Wyparowała?!
- Nie wiem co powiedzieć. - Przynajmniej trzymam się prawdy. To się ceni.
- Nie dziwię ci się - odpowiedziała.
Żartujesz.
- Jakby to powiedzieć...
- Najlepiej najprościej. - Ugryzłam się w język.
- Masz rację. - Brawo za spostrzegawczość, siostro... raczej: kuzynko.
Stałyśmy w milczeniu. Ja czekałam aż ona w końcu podejmie rozmowę. Czy ona oczekiwała czegoś z mojej strony? Nie wiem, nie umiem czytać w myślach. Nawet nie wiem co mam jej powiedzieć, to nie mnie babka odtrąciła od niej, tylko na odwrót!
- Nie miałam jak się z tobą skontaktować. Nie chodzi o metody, ale... nie miałam wiele lat, więc nie pojmowałam co się dokładnie dzieje - powiedziała. - Kiedy was zobaczyłam, nie wiedziałam czy mogę podejść, poza tym, ani babcia, ani dziadek... nawet rodzice do was nie podeszli. Trzymali mnie i moją siostrę blisko siebie. Nie miałam kontaktu z ciocią Padme przez pięć lat. A po pogrzebie nikt już o was nie mówił. Nie wiem co siedzi w głowach naszej rodziny, ale ja tego nie chcę dalej ciągnąć. Chcę mieć kuzynkę, żyć z nią w dobrych relacjach. Wiem, że nie przyjdzie ci to od tak. Ale chcę cię poznać. Ciebie i twojego brata.
W ciszy wyczekałam aż skończy.
- Nie spodziewałam się tego - przyznałam, kiedy przetrawiłam jej słowa. - Nie możemy oceniać babci i dziadka. Nie wiem co im siedzi w głowach, znam pogłoski, więc moja ocena bierze się właśnie z nich. Całe moje życie niesprawiedliwie ich oceniam, bo nie znam ich motywów. Ale najwyraźniej tak musiało być. Staram się ich usprawiedliwiać, że chcieli dobrze. Ich poczynania są dziwne, ale w jakimś stopniu trafne. Czy gdyby twoja córka naraziła Jedi, nie zdenerwowałabyś się? - zapytałam.
- Pewnie tak. Mógł przez z nią zostać wydalony z Zakonu, stracić szansę na coś wielkiego - zgodziła się Pooja.
- Ale przyniosła wiele dobrego. Może im głupio. Nikt się tego nie dowie - stwierdziłam.
Naberrie pokiwała głową, ale nagle spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Takim charakterystycznym, który zwiastuje świetny pomysł... zależy z jakiej perspektywy się patrzy.
- Ja mogę - oznajmiła.
Ściągnęłam brwi.
- Jak? No chyba nie chcesz z nimi porozmawiać. Przecież wzbraniają się od tego - przypomniałam.
- Tak, ale nie mogą wiecznie milczeć w tej sprawie. Najwyżej się z nimi pokłócę. Daj mi szansę. Moja próba ci się należy. Nawet jeśli się nie uda, to przynajmniej się wstawiłam za tobą. Jesteś naszą rodziną i nic tego nie zmieni. Nie zaufasz mi, to pewne. Ale chociaż pozwól mi się do siebie jakoś zbliżyć i wynagrodzić ci te wszystkie lata - poprosiła.
- Nie musisz mi niczego wynagradzać.
Chciałam ją powstrzymać. Nie lubię jak ktoś się dla mnie niepotrzebnie naraża, jak robi wszystko, żeby ułatwić mi życie.
- Muszę. Sumienie mi to podpowiada. Łączy mnie z tobą przymusowa miłość, a ja nie chcę takiej więzi. Chcę, żebyśmy się pokochały naprawdę. Chcę być dla ciebie prawdziwą siostrą.
Wstałam z uśmiechem na twarzy, bo obiecałam to sobie. Stwierdziłam, że skoro mam zmienić coś w swoim życiu, to od razu. Wiem, że nie powinnam się uśmiechać sztucznie, więc starałam się tego nie robić. Postanowiłam łapać pozytywne aspekty z ostatnich dni i radość przyniosła mi dobrze wykonana misja. Moc mi sprzyjała, więc to też uznałam jako powód do cieszenia się.
Ale czy to niezbyt szablonowe?
Przecież uśmiech to po prostu uśmiech, co on nam da? Zawsze można go sfałszować i nikt niczego się nie dowie. To jak maska na wszystkie okazje - najlepiej się sprawdza w trudnych chwilach, zwłaszcza, jeśli jest się dobrym kłamcą.
Ale to przecież katalizator. Gdybym się tego nie podjęła w odpowiednim momencie, to kto wie, kiedy bym się zdecydowała ponownie. Takie małe kroczki jak: uśmiechanie się, nabranie dystansu do pewnych rzeczy, czerpanie radości z czego się da... to wszystko może na nas wpłynąć naprawdę pozytywnie. Dzięki temu osiągniemy to, czego pragniemy. Bohater zawsze zaczyna od zera, lecz nieważne co zrobimy dla świata, czy innych. Najważniejsze jest to, jaki sukces osiągniemy sami w sobie. Nie każde zwycięstwo oznacza satysfakcję. Jeżeli uda mi się dopiąć swego, to zdobędę jeden z ogromnych szczytów stworzonych przez przyszłość, a ona nie jest sprzymierzeńcem jeżeli chodzi o wyznaczanie prostych dróg.
Nie chciałam tego dnia myśleć o tych wszystkich rzeczach, o których myślę na codzień. Chcę zmienić swoje życie... chcę, ale nie każdy mi w tym pomaga!
Bałam się spotkania z kuzynką, ale kiedy właśnie w ten dzień postanowiłam być obojętna na moją beznadziejną sytuację w związku z rodziną, ona pokrzyżowała mi plany. Nie, że się pojawiła i wszystko zniszczyła, wróciłam do tego, czego chciałam już unikać... to było prawdziwe spotkanie. Całkowicie realne!
Postanowiłam w końcu przemierzyć cały pałac. Przyjrzeć się mu we wszystkich możliwych kątach, do których miałam dostęp. Nie zamierzałam nikomu wchodzić do łazienki czy coś, moja ciekawość nie jest aż tak wygórowana, nie przesadzajmy.
Szłam jednym z korytarza i nagle, jakby się zmaterializowała, Pooja Naberrie wychodzi zza zakrętu i patrzy na mnie jak wryta. Ja od razu opanowałam swój szok i kroczyłam przed siebie jak gdyby nigdy nic. Zrobiłam głęboki wdech i stopniowo wypuszczałam powietrze z moich płuc. Tak, wiem, dziwne - Jedi mają przecież inne metody na przywrócenie do siebie spokoju, powinniśmy wyzbywać się złych emocji od razu po ich pojawieniu, aczkolwiek rozwiązania społeczeństwa też są skuteczne.
Z każdym krokiem dzieliły nas coraz to mniejsze odległości. Kiedy między nami zaistniała odległość jakichś trzech czy czterech metrów, z jej ust wydobyły się następujące słowa:
- Leia Amidala Skywalker?
Stanęłam jak wryta, po czym spojrzałam na nią zapominając o oddychaniu. Czułam jakby runął mój cały idealny świat... idealny w sensie, że jakoś poukładany, bez większych problemów. Może też nie "runął", ale na pewno jakaś harmonia w nim została przez nią zachwiana.
- Trochę czasu mi zajęło odgadnięcie tego, kto się kryje pod kapturem szaty Jedi - zaczęła. - Następnie drugie tyle, żeby zebrać się na tę rozmowę.
Z moich oczu musiała razić ogromna podejrzliwość - jak zawsze w takich momentach - a na twarzy nie malowała się żadna emocja. Uważam, że nie mam problemu z zawieraniem nowych znajomości, ale moja postawa musiała ją... spłoszyć? Cofnęła się ostrożnie o jeden krok.
Zastanawiałam się nad tym, co jej powiedzieć.
- No cóż... - I to w sumie wszystko, jeśli chodzi o moją pomysłowość.
Wydawało mi się, jakby Pooja czekała na coś więcej... Leio, przecież czeka, aż rozwiniesz swoją myśl! Ugh! Co się stało z całą moją nabytą inteligencją, kiedy jej najbardziej potrzebuję?! Wyparowała?!
- Nie wiem co powiedzieć. - Przynajmniej trzymam się prawdy. To się ceni.
- Nie dziwię ci się - odpowiedziała.
Żartujesz.
- Jakby to powiedzieć...
- Najlepiej najprościej. - Ugryzłam się w język.
- Masz rację. - Brawo za spostrzegawczość, siostro... raczej: kuzynko.
Stałyśmy w milczeniu. Ja czekałam aż ona w końcu podejmie rozmowę. Czy ona oczekiwała czegoś z mojej strony? Nie wiem, nie umiem czytać w myślach. Nawet nie wiem co mam jej powiedzieć, to nie mnie babka odtrąciła od niej, tylko na odwrót!
- Nie miałam jak się z tobą skontaktować. Nie chodzi o metody, ale... nie miałam wiele lat, więc nie pojmowałam co się dokładnie dzieje - powiedziała. - Kiedy was zobaczyłam, nie wiedziałam czy mogę podejść, poza tym, ani babcia, ani dziadek... nawet rodzice do was nie podeszli. Trzymali mnie i moją siostrę blisko siebie. Nie miałam kontaktu z ciocią Padme przez pięć lat. A po pogrzebie nikt już o was nie mówił. Nie wiem co siedzi w głowach naszej rodziny, ale ja tego nie chcę dalej ciągnąć. Chcę mieć kuzynkę, żyć z nią w dobrych relacjach. Wiem, że nie przyjdzie ci to od tak. Ale chcę cię poznać. Ciebie i twojego brata.
W ciszy wyczekałam aż skończy.
- Nie spodziewałam się tego - przyznałam, kiedy przetrawiłam jej słowa. - Nie możemy oceniać babci i dziadka. Nie wiem co im siedzi w głowach, znam pogłoski, więc moja ocena bierze się właśnie z nich. Całe moje życie niesprawiedliwie ich oceniam, bo nie znam ich motywów. Ale najwyraźniej tak musiało być. Staram się ich usprawiedliwiać, że chcieli dobrze. Ich poczynania są dziwne, ale w jakimś stopniu trafne. Czy gdyby twoja córka naraziła Jedi, nie zdenerwowałabyś się? - zapytałam.
- Pewnie tak. Mógł przez z nią zostać wydalony z Zakonu, stracić szansę na coś wielkiego - zgodziła się Pooja.
- Ale przyniosła wiele dobrego. Może im głupio. Nikt się tego nie dowie - stwierdziłam.
Naberrie pokiwała głową, ale nagle spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Takim charakterystycznym, który zwiastuje świetny pomysł... zależy z jakiej perspektywy się patrzy.
- Ja mogę - oznajmiła.
Ściągnęłam brwi.
- Jak? No chyba nie chcesz z nimi porozmawiać. Przecież wzbraniają się od tego - przypomniałam.
- Tak, ale nie mogą wiecznie milczeć w tej sprawie. Najwyżej się z nimi pokłócę. Daj mi szansę. Moja próba ci się należy. Nawet jeśli się nie uda, to przynajmniej się wstawiłam za tobą. Jesteś naszą rodziną i nic tego nie zmieni. Nie zaufasz mi, to pewne. Ale chociaż pozwól mi się do siebie jakoś zbliżyć i wynagrodzić ci te wszystkie lata - poprosiła.
- Nie musisz mi niczego wynagradzać.
Chciałam ją powstrzymać. Nie lubię jak ktoś się dla mnie niepotrzebnie naraża, jak robi wszystko, żeby ułatwić mi życie.
- Muszę. Sumienie mi to podpowiada. Łączy mnie z tobą przymusowa miłość, a ja nie chcę takiej więzi. Chcę, żebyśmy się pokochały naprawdę. Chcę być dla ciebie prawdziwą siostrą.
__________________________________
Pierwszy, ciężki, tydzień za nami. Trochę trudno wrócić do normalności...
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz