niedziela, 1 września 2019

Rozdział 12

      Moje sumienie kłóciło się samo ze sobą. Wyjść z cienia i złapać ich na gorącym uczynku czy poczekać?
      Właśnie!
     Miałam powiadomić Ahsokę! Dwa razy wcisnęłam przycisk na moim komlinku udostępniając tym samym swoją lokalizację. Mam nadzieję, że się pospieszy. Jest ich dwóch, więc potrzebuję wsparcia. Jeśli jednego złapię, to drugiego spłoszę.
      Dalej przysłuchiwałam się rozmowie.
      - To mnie przerasta. Myślałem, że spłacę swoje długi - wyznał właściciel mieszkania.
     - Spłacisz, jak wypełnisz zadanie do końca. Federacja liczy na ciebie. Zmniejsz cenę surowca - zarządzał drugi.
      - Nie mogę. Próbowałem. Robiłem co się da. Brakuje mi argumentów. Poza tym, wasze prośby nie skończyły się na surowcach. Nie taka była umowa!
     - Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Federacja przygotowała dla was rozporządzenie. Potrzebujemy zaakceptowania. Robisz to w ciągu dwóch tygodni albo tego gorzko pożałujesz. Twoja planeta też.
      - Czyżby? - zapytał znajomy mi głos.
     Jak na sygnał zeskoczyłam z dachu i pojmałam grożącego. Byli tak zdezorientowani, że nie zdążyli uciec i nie mieli jak się bronić.
      - Co tak szybko? - zdziwiłam się.
     - Byłam w pobliżu. Wolałam być w gotowości, czułam, że będę ci potrzebna. A co do was... to czuję zapach kary - zwróciła się do naszych więźniów.
      - Byłem w tragicznej sytuacji! - bronił się członek rządu Naboo. - Muszę powiedzieć rodzinie...
      - Nie ma na to czasu. Potem będą mogli cię odwiedzić - zawyrokowała Ahsoka. - Dalej!


    Padnięta położyła się na łóżku. Chęć snu zmuszała mnie do zamknięcia oczu i oddaniu się ciemności.
      - Dobrze ci poszło - pochwaliła mnie mistrzyni.
      - Dziękuję. Ale to było zbyt łatwe - stwierdziłam.
    - Tak, ale nie zawsze ci się tak trafi. Moc tak chce. Ale trochę to potrwało. Pomyśl ile się nauczyłaś. Pamiętaj, najciemniej jest zawsze pod latarnią. Zazwyczaj to, czego pragniemy, mamy podane na tacy, to tylko my sami nie potrafimy z tego skorzystać. Ale to, czemu nie umiemy, to już jest kwestia indywidualna, zależna też od sytuacji.

      Przesłuchaniem zajęła się królowa wraz ze swoją gwardią. Niestety, to nie koniec mojej misji. Miałam zostać na Naboo jeszcze co najmniej trzy dni. CO NAJMNIEJ. Przecież ja tu oszaleję. Jedyne co robię to siedzę w komnacie, przysypiam. Rozważałam jeszcze odwiedzenie pałacowej biblioteki i komnaty, którą dobudowano na rozkaz mamy. Taka tradycja - każda królowa zlecała powiększenie pałacu, aby zostawić w pamięci nie tylko swoje rządy, ale też coś materialnego, swoją duszę. To dziwne... ogółem mam inne poglądy na ten temat, lecz nie chce mi się z kimkolwiek wykłócać. Ideologia Jedi, lepiej zostawić w swoim gronie.
      Znalazłam się w beznadziejnej sytuacji, z której pragnęłam wyjść. Wspomnienia co chwilę do mnie wracały. Już nie chodziło o samo zadanie, ale trwanie w żałobie od dziesięciu lat, zastanawianie się co rodzice by zrobili, jakby zareagowali na to co robię. Nie znałam ich za dobrze, większość ich zachowań czy cech charakteru kojarzyłam z opowieści innych, nie zawsze obiektywnych.
      Jestem jak uwięziona w klatce stworzonej ze wspomnień, nieodwracalnych wydarzeń oraz faktów. Z tak wielu sytuacji potrafiłam znaleźć jakiekolwek wyjście, a z tego nie. Co za ironia!
       Znalazłam się w sytuacji jak jakiś cywil. Wiem, że to brzmi rasistowsko. Przecież ja też jestem w jakimś stopniu cywilem, prawda? Po prostu jestem w jakieś klasie społecznej, Jedi nawet sami nie wiedzą w jakiej. Po prostu Jedi - nie są gorsi ani lepsi od innych. Obrońcy pokoju mają te same rozterki co wszyscy, ale nie mogą na nich skupiać tak dużej uwagi.
      Wszystko... większość przekładamy na Moc, staramy się wyciągać z tego naukę, przeobrażamy to w spokój i w harmonię, szukamy najłagodniejszych wyjść z potrzasków, nieważne jakich. W mojej sytuacji nie potrafię się odnaleźć. Czasem boję się, że skończę jak Aayla Secura. Nie dlatego, że nie potrafię przeżyć bez rodziców, ale nie mam oparcia w rodziców. Brakuje mi dzieciństwa, a dano mi na nie szansę, po czym odebrano. Mam dziwne niespełnienie w swoim życiu. To właśnie z tego więzienia nie mogę wyjść - braku.
      Dziwię się do tej pory, że nie zeszłam w mrok, jest we mnie tyle sprzecznych emocji. Nawet nie mam jak znaleźć kogoś komu zaufam, kto będzie moim nowym problem, któremu się oddam i zapomnę o uczepionym się mnie uczuciu.
      Tak naprawdę go nie chcę.
      Ileż można rozpaczać? Już dawno się z tym pogodziłam, jedynie co mnie trzymały to same fakty. Muszę przestać powtarzać sobie, że należy z kończyć z gdybaniem. Samo wmawianie sobie nic mi nie da, należy w końcu działać.
      Więc tak zrobię.
      Skończę z tym zaraz po wylocie na Tatooine.
      Teraz mam szansę.
    Na Naboo mam szansę przygotować się do następnego dnia. Nie dlatego, że mam tu testy sprawnościowe czy coś w ten deseń. Ale tu się wszystko zaczęło - gdyby nie konflikt na Naboo moi rodzice by się nie spotkali, to tutaj odbył się ich pogrzeb, to tu zaczęło się moje depresyjne i desperackie utworzenie sobie nowych wspomnień o nich. Tu to skończone. To zabrzmi głupio, ale chcę się odrodzić.
     Chcę się zmienić.
     Chcę zacząć żyć tu i teraz.
     Pod koniec własnego życia rozliczę się ze swoim sumieniem.
    Kiedy nadejdzie pora, dowiem się od rodziców to, na co czekałam, czekam i będę czekać. Nie wiem co to jest, ale jeżeli kiedyś spotkam ich po drugiej stronie, mam nadzieję, że zasłużę na dwa słowa.
    "Kochamy Cię".
    Obym im dała powód do dumy.
_________________________________
Tak, wiem, powinnam wrócić w środę!
Ale od środy do środy za szybko mi czas biegł, a niedziela to taka idealna była! Więc wracam do systemu niedzielnego!
Nie powiem, że jestem zadowolona z tych wakacji, jedynie udało mi się seriale pokończyć, książki były, ale nie zdążyłam z trzema, nah. Trudno. Ale za to przeczytałam dwie, których nie miałam w planach, więc nie jest źle.
Od czerwca pracowałam praktycznie codziennie i we wrześniu też mam pracować. Jedyne co było dobre w te wakacje, to jedno wesele (nie było dobre, ale przełamało jakąś rutynę), dwie osiemnastki i najważniejsze: PIĘĆ DNI u JAWY. Szczęście niepojęte!
Chcę wrócić do szkoły, lubię swoją szkołę, lubię ludzi, którzy tam są. Mam nadzieję, że wam się powiedzie w nowej klasie/szkole. Do której idziecie? Ja do trzeciej technikum.

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz