Minęły dwa dni od mojej rozmowy z Pooją. Nie ukrywam, że strasznie się denerwowałam w związku z tym. Miałam nadzieję, że się wyrobi w tym czasie, ale jednak musiało jej to zająć o wiele więcej czasu niż sądziłam. No cóż, nie oceniałam, do takich spraw naprawdę trzeba się odpowiednio przygotować i znaleźć dobry moment.
Niestety moja misja na Naboo dobiegła końca, mogłam wracać, bo wysłano na zmianę Stass Allie. Nie żebym jakoś narzekałam, bo strasznie pragnęłam powrotu i skupienia się na Tatooine, lecz trzymała mnie tu sprawa rodzinna. Kto by się spodziewał, że tak to się wszystko skończy?
Ostatni raz odwiedziłam grób rodziców, nie wiedziałam kiedy jeszcze tu wrócę... czy w ogóle wrócę. Jeśli moje zadanie na piaszczystej planecie ma być tak trudne, jak mówią, to nie jestem w stanie ocenić długości mojego życia. Nie żeby mnie ono znudziło, chciałam ciągnąć swą egzystencję i fajnie by było wyjść cało z każdych niebezpiecznych misji.
Zastanawiałam się również nad tym, kiedy spotkam Pooję. Jakie to niewiarygodne, że jedna rozmowa tak bardzo mogła wszystko zmienić! Obdarzyłam ją taką sympatią przez jej odwagę, że zaczynałam czekać na kolejną pogawędkę. W końcu, to nie ja wyciągnęłam pierwsza dłoń, tylko ona. To świadczyło o mnie, że jestem tchórzem? Może nie? Po prostu nie widziała mi się z nią rozmowa, nie wiedziałam też na czym stoję. Jak miałam być śmiała, skoro całe życie żyłam w przekonaniu, że moja biologiczna rodzina mnie nienawidzi?
Zatrzymałam się chwilę na rampie statku i spojrzałam na Theed. Jednak nie było aż tak źle, jak się obawiałam. To miejsce tętniło życiem i spokojem, nieważne co by się działo. Nawet miejscowe konflikty nie miały wpływu na zaburzenie charakteru tej ostoi - zawsze będzie się tu dalej wojny niż bliżej.
Właśnie: wojna. Kompletnie o niej zapomniałam, ale o to właśnie tu chodzi. Tu się dzieją własne spory, mniej ważne od wojny, ale pochłaniające nas doszczętnie. Mam wrażenie, że niewiele dała mi ta wyprawa. Prędzej się pogubię w rzeczywistości czekającej na mój powrót, niż wykażę się cierpliwością.
Weszłam na pokład, by zabrano mnie wśród gwiazdy.
Połowę drogi przespałam.
Jestem zbyt senna ostatnio - albo po prostu znużona.
Czekam na swoje codzienne obowiązki, choć wiele razy miałam nadzieję, że w końcu mnie wezmą gdzieś i odpocznę od niej. Jednak rutyna, to najlepsze co może być. Reszta jest bardziej męcząca niż się wydaje.
Mimo wszystko, mój odpoczynek nie wróżył nic dobrego - na Coruscant już zachodziło słońce, a ja byłam bardzo rozbudzona. Zarwę dość dużo nocy, a jutro zaprezentuję sobą człowieka w złym stanie emocjonalnym i fizycznym. Zapowiada się ciekawie.
Kiedy stanęłam na powierzchni lądowiska, nie wiedziałam czy się cieszyć czy smucić. Ta wyprawa mnie zmęczyła, ale tak bardzo zadowoliła. To jedne z tych podróży, które okazały się naprawdę dobre pomimo wielu przykrych chwil. Moja rodzina ma szansę na zjednoczenie.
Luke wyszedł mi na spotkanie.
- Wydajesz się być bardzo radosna - zauważył.
- Mam ci wiele do powiedzenia - odpowiedziałam. Zastanawiałam się jak zareaguje. Wydawał się być beztroski przez całe życie. A może to maska. Wiem co się kryje w jego głowie, ale nawet przede mną jest w stanie wiele ukryć. Są rzeczy, które lepiej zachować dla siebie - nie tylko dlatego, że komuś może się to nie spodobać, lecz tak jest po prostu łatwiej. Nikomu nie musimy się z tego tłumaczyć.
Czasem... no dobra: często się sobie dziwię, że tak się wszystkim przejmuję. Aż za bardzo. Taka już po prostu jestem, ale to pomaga mi spojrzeć na wiele rzeczy obiektywnie. Ma to też swoje złe strony, do tej pory spędza mi sen z oczu to, jak inni ze mną potrafią wytrzymać. Wychodzę na panikarę, choć według mnie jest to czysta roztropność. Poza tym, można wiele tym osiągnąć. Nie od razu, bo na wszystko jest potrzebny czas.
- Rozmawiałam z Pooją - wyznałam mu, kiedy tylko pozwolono nam się oddalić. Złożenie raportu Ahsoka wzięła na siebie, ale i tak będę musiała się później pofatygować, aby dopełnić go swoją wersją.
Na twarzy mojego brata pojawiło się zdziwienie.
- Jak tego dokonałaś?
- Sama do mnie przyszła. Chce porozmawiać z babcią i dziadkiem. Wyjaśnić ten niedorzeczny konflikt. Sama nie wie, jak taka głupia błahostka mogła poróżnić ich z mamą. Nie zrozum mnie źle, rozumiem ich zachowanie, dużo ryzykowali tym małżeństwem, ale skoro wszystko zostało zostało wyjaśnione z Zakonem. Zatwierdzone, jest zgoda... to po co dłużej się dąsać?
- Masz rację, może uda nam się kiedyś z nimi nawiązać kontakt. Może Pooji się uda ich jakoś namówić, zmienić ich nastawienie na nieco łagodniejsze. Tylko szkoda, że tak późno. To nie chodzi o nas, tylko o naszą matkę. Ona już nie żyje, a jej żal odbija się echem w Mocy - stwierdził mój bliźniak.
- Dobrze, że im wybaczyła. Na pewno im wybaczyła - upierałam się.
- Nie wątpię, ale chciałbym znać jej opinię. Nasze wyobrażenia są na podstawie wspomnień, z których niewiele da się wyciągnąć. Znamy skrawek ich życia i myślenia. Reszty możemy się domyślić przez opowiadania Ahsoki i Obi-Wana, a ich perspektywa, to nie całkowita prawda.
_________________________________________
Niestety moja misja na Naboo dobiegła końca, mogłam wracać, bo wysłano na zmianę Stass Allie. Nie żebym jakoś narzekałam, bo strasznie pragnęłam powrotu i skupienia się na Tatooine, lecz trzymała mnie tu sprawa rodzinna. Kto by się spodziewał, że tak to się wszystko skończy?
Ostatni raz odwiedziłam grób rodziców, nie wiedziałam kiedy jeszcze tu wrócę... czy w ogóle wrócę. Jeśli moje zadanie na piaszczystej planecie ma być tak trudne, jak mówią, to nie jestem w stanie ocenić długości mojego życia. Nie żeby mnie ono znudziło, chciałam ciągnąć swą egzystencję i fajnie by było wyjść cało z każdych niebezpiecznych misji.
Zastanawiałam się również nad tym, kiedy spotkam Pooję. Jakie to niewiarygodne, że jedna rozmowa tak bardzo mogła wszystko zmienić! Obdarzyłam ją taką sympatią przez jej odwagę, że zaczynałam czekać na kolejną pogawędkę. W końcu, to nie ja wyciągnęłam pierwsza dłoń, tylko ona. To świadczyło o mnie, że jestem tchórzem? Może nie? Po prostu nie widziała mi się z nią rozmowa, nie wiedziałam też na czym stoję. Jak miałam być śmiała, skoro całe życie żyłam w przekonaniu, że moja biologiczna rodzina mnie nienawidzi?
Zatrzymałam się chwilę na rampie statku i spojrzałam na Theed. Jednak nie było aż tak źle, jak się obawiałam. To miejsce tętniło życiem i spokojem, nieważne co by się działo. Nawet miejscowe konflikty nie miały wpływu na zaburzenie charakteru tej ostoi - zawsze będzie się tu dalej wojny niż bliżej.
Właśnie: wojna. Kompletnie o niej zapomniałam, ale o to właśnie tu chodzi. Tu się dzieją własne spory, mniej ważne od wojny, ale pochłaniające nas doszczętnie. Mam wrażenie, że niewiele dała mi ta wyprawa. Prędzej się pogubię w rzeczywistości czekającej na mój powrót, niż wykażę się cierpliwością.
Weszłam na pokład, by zabrano mnie wśród gwiazdy.
Połowę drogi przespałam.
Jestem zbyt senna ostatnio - albo po prostu znużona.
Czekam na swoje codzienne obowiązki, choć wiele razy miałam nadzieję, że w końcu mnie wezmą gdzieś i odpocznę od niej. Jednak rutyna, to najlepsze co może być. Reszta jest bardziej męcząca niż się wydaje.
Mimo wszystko, mój odpoczynek nie wróżył nic dobrego - na Coruscant już zachodziło słońce, a ja byłam bardzo rozbudzona. Zarwę dość dużo nocy, a jutro zaprezentuję sobą człowieka w złym stanie emocjonalnym i fizycznym. Zapowiada się ciekawie.
Kiedy stanęłam na powierzchni lądowiska, nie wiedziałam czy się cieszyć czy smucić. Ta wyprawa mnie zmęczyła, ale tak bardzo zadowoliła. To jedne z tych podróży, które okazały się naprawdę dobre pomimo wielu przykrych chwil. Moja rodzina ma szansę na zjednoczenie.
Luke wyszedł mi na spotkanie.
- Wydajesz się być bardzo radosna - zauważył.
- Mam ci wiele do powiedzenia - odpowiedziałam. Zastanawiałam się jak zareaguje. Wydawał się być beztroski przez całe życie. A może to maska. Wiem co się kryje w jego głowie, ale nawet przede mną jest w stanie wiele ukryć. Są rzeczy, które lepiej zachować dla siebie - nie tylko dlatego, że komuś może się to nie spodobać, lecz tak jest po prostu łatwiej. Nikomu nie musimy się z tego tłumaczyć.
Czasem... no dobra: często się sobie dziwię, że tak się wszystkim przejmuję. Aż za bardzo. Taka już po prostu jestem, ale to pomaga mi spojrzeć na wiele rzeczy obiektywnie. Ma to też swoje złe strony, do tej pory spędza mi sen z oczu to, jak inni ze mną potrafią wytrzymać. Wychodzę na panikarę, choć według mnie jest to czysta roztropność. Poza tym, można wiele tym osiągnąć. Nie od razu, bo na wszystko jest potrzebny czas.
- Rozmawiałam z Pooją - wyznałam mu, kiedy tylko pozwolono nam się oddalić. Złożenie raportu Ahsoka wzięła na siebie, ale i tak będę musiała się później pofatygować, aby dopełnić go swoją wersją.
Na twarzy mojego brata pojawiło się zdziwienie.
- Jak tego dokonałaś?
- Sama do mnie przyszła. Chce porozmawiać z babcią i dziadkiem. Wyjaśnić ten niedorzeczny konflikt. Sama nie wie, jak taka głupia błahostka mogła poróżnić ich z mamą. Nie zrozum mnie źle, rozumiem ich zachowanie, dużo ryzykowali tym małżeństwem, ale skoro wszystko zostało zostało wyjaśnione z Zakonem. Zatwierdzone, jest zgoda... to po co dłużej się dąsać?
- Masz rację, może uda nam się kiedyś z nimi nawiązać kontakt. Może Pooji się uda ich jakoś namówić, zmienić ich nastawienie na nieco łagodniejsze. Tylko szkoda, że tak późno. To nie chodzi o nas, tylko o naszą matkę. Ona już nie żyje, a jej żal odbija się echem w Mocy - stwierdził mój bliźniak.
- Dobrze, że im wybaczyła. Na pewno im wybaczyła - upierałam się.
- Nie wątpię, ale chciałbym znać jej opinię. Nasze wyobrażenia są na podstawie wspomnień, z których niewiele da się wyciągnąć. Znamy skrawek ich życia i myślenia. Reszty możemy się domyślić przez opowiadania Ahsoki i Obi-Wana, a ich perspektywa, to nie całkowita prawda.
_________________________________________
Czy jest sens nadal to pisać? Ktoś to w ogóle czyta?
NMBZW!