Na Coruscant nie padało jakoś często, klimat był jakby harmonijny. Jeżeli już miało lać, to jak z cebra, aczkolwiek nikt nie przetransportował pogody z Kamino. Tam... nawet nie można tego porównać. Dochodzę do wniosku, że nie mogłabym tam mieszkać. W każdym razie, zazwyczaj w stolicy Republiki świeciło słońce, ale nie grzało tak, jak na Tatooine.
Zresztą... o czym ja mówię? Wszystko: wiatr, pory roku, temperaturę, deszcz nadzorowała Sieć Kontroli Pogody Coruscant, czyli tak zwana WeatherNet. Czy mogę więc mówić o jakiejkolwiek naturalności?
Tamtego dnia, jakiś tydzień po powrocie z Naboo i pogrzebu moich rodziców, wybraliśmy się z bratem oraz członkami Rady Jedi oraz z Ahsoką - wraz z Obi-Wanem powinni tam być jako nasi mentorzy - aby Kanclerz mógł z nami porozmawiać. Zrozumiał naszą sytuację i zaoferował pewną pomoc i opiekę. To on nie sprzedał apartamentu mamy, chciał go oddać Zakonowi, ale nie Zakon nie mógł tego przyjąć - nie chcieli posiadać, więc Bail Organa wziął mieszkanie na siebie, ale tylko na papierku. Doceniam jego hojność, nie mieszał się w utrzymanie go jakoś bardzo. Przysłał służki z Naboo do zajęcia się nim, sama królowa pochwalała ten pomysł i współpracowała z senatorem oraz Kanclerzem. Nie czułam się z tego powodu jakoś lepsza, niekiedy nawet mi to ciążyło - ktoś się dla mnie poświęcał aż za bardzo. Wręcz narzucał się, ale to dla naszego dobra. Bardzo szybko zaczęłam to doceniać, dokładniej: zaraz po wyjściu z senatu tego feralnego dnia.
Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale reporterzy HoloNetu dowiedzieli się, że mamy spotkanie w biurze Wielkiego Kanclerza Republiki. Strzelam, że jakiś senator dla większego zarobku czy za cenę poparcia w pewnej sprawie, sprzedał tę informację i napatoczyli się jak owady.
Co jest w tym wszystkim najgorsze?
Każdy czynnik.
Otoczyli nas ze wszystkich stron, odtrącili Mistrzów, którzy nie mogli nawet nas obronić. Jakby chociaż dopuścili się do przepychania, to zostaliby oskarżeni o brak szacunku do innych, agresywność. Sam fakt, że nie mogli nawet mieczem świetlnym ich postraszyć, bo poszliby pod sąd. Strażnicy Senatu niewiele mogli zrobić.
Udało nam się przedrzeć do transportowca, a gdy znaleźliśmy się bezpiecznie w środku, reporterzy zaczęli się rozpraszać zrezygnowani. Wtedy ich pochwycono i przeprowadzono do biura Kanclerza. Tam natychmiast mieli usunąć nagranie materiały, Kanclerz przesłał do ich centrali mandaty oraz najlepsi hakerzy pousuwali namiastki nagrań z HoloNetu.
Już więcej nas nie tknęli.
Ten dzień wspominam jako pewną traumę i nauczkę. Wszyscy, którzy mieli nas chronić, robili co mogli, starali się. Kiedy faktycznie nie mogli nic zrobić, poczułam brak bezpieczeństwa i zrozumiałam, że muszę to docenić. Przez część swojego życia uznawałam to przykład braku danej osoby w potrzebie, aż w końcu zrozumiałam, że to sprawka bezsilności oraz obrotu spraw nie do przewidzenia. Przecież znajdowali się tuż obok. Najważniejsze są chęci - to, że nie dali rady odtrącić wroga, nie znaczy, że nie próbowali.
Najmniejsze zagrożenie czekało na mnie na Naboo. Wszystko było tu tak naturalne, spokojne i pozbawione stresu. Pomimo tego, to właśnie Coruscant uznawałam za swój dom. Tata zawsze powtarzał, że jego dom istniał tam, gdzie znajdowała się akurat jego matka. Tak samo nauczył i nas. Wiem, że nie powinnam porównywać żywych istot do trupów w takich sprawach, ale to przecież na Naboo spoczywali nasi rodzice. Tu dorastała moja mama, tu zawsze witano nas ciepło.
A nie czuję się tu bezpiecznie.
- Nie możemy wrócić szybciej, wiesz o tym - przypomniała mi Ahsoka, kiedy tylko weszła do naszej kwatery. Musiała wyczuć moje pogubienie zwłaszcza, że siedziałam na ziemi tuż obok wielkiego okna i tępo wpatrywałam się w krajobraz Naboo.
- Bardzo mnie zastanawia nasza misja na Tatooine. Luke pewnie się do niej przygotowuje - zauważyłam.
- Ty też. Znajdź w tej misji drugie dno - poleciła mentorka.
- Polityka mi się nie przyda na Tatooine. Negocjować i tak już potrafię.
Togrutanka uśmiechnęła się i usiadła na przeciwko mnie.
- Z Anakinem były pewne dwie rzeczy - zaczęła. - Łamanie rozkazów i obiekcje co do moich samodzielnych zadań.
- Kolejna historia? - domyśliłam się.
- Po części. Każdy świat ma swoje mroczne strony, pamiętaj. Niestety, nie każdy ma tak wiele czasu, żeby wszystko wyśledzić jak należy. Weź pod uwagę również to, że masz mi na tej misji towarzyszyć. A nauka... sama uznałaś, że wiele potrafisz.
- Chcesz mi powiedzieć, że puszczasz mnie na samodzielną misję, żeby szukać na Naboo złoczyńców? To łamanie rozkazów - zdziwiłam się.
- Czyli robię to, co zawsze robił twój ojciec. Tylko że ja daję ci kredyt zaufania. Wiem, że sobie poradzisz, a on nawet jak wiedział, że dam radę to mi nie pozwalał, bo to zbyt duże ryzyko. Doceń. Chcesz się czegoś nauczyć, co do misji... złap tylu ile dasz radę, to ci się przyda na Tatooine.
- Na Tatooine obowiązuje tylko prawo Huttów.
- Ale na szumowiny trafisz na każdym kroku. Nie mogę cię wiecznie chronić, nieważne jak bardzo bym się starała. Jeżeli będziesz mieć problemy, w miarę możliwości się ze mną skontaktuj. Możesz ruszyć nawet teraz, ale zaczynając od tej chwili, melduj się co godzinę. Bałagam. Jedno połączenie, oznacza, że wszystko jest dobrze, dwa: potrzebujesz wsparcia. Jasne? Przybędę tak szybko, jak tylko dam radę. Poproszę kapitana, aby udzielił mi wgląd do kamer, żebym wiedziała gdzie jesteś.
- Czy masz na myśli kogoś konkretnego? - zmartwiłam się.
- Zastanawiałam się już wcześniej, jak zaradzić twojej nudzie i moim pomysłem było "Cokolwiek". Dowiedziałam się od straży, że mają w swoich szeregach zdrajcę. Spisek z Federacją Handlową. Nie przeciw królowej, ale interesom Naboo. Bardzo niekorzystny spisek trwający od roku. Spoczywają w tym momencie na tobie losy gospodarki rodzinnej planety twojej matki. Mogłabym zrobić to sama, ale doszłam do wniosku, że prócz treningu da ci to jakieś poczucie bycia częścią tego świata. Twoi rodzice zrobili dla Naboo bardzo wiele. Teraz pora na was - wytłumaczyła Tano.
Zastanowiłam się chwilę. Nagle kąciki moich ust powędrowały w górę.
- Federacja Handlowa, tak? - upewniłam się.
- Tak - potwierdziła Ahsoka lekko zmieszana. Znała mnie bardzo dobrze. Mnie i mój uśmieh. Na pewno już rozmyślała nad tym, co ja takiego mogłam wymyślić. - O co chodzi?
- Przypomniało mi się pewne zdanie pasujące do tej okazji.
- To znaczy?
- "Jak nie wiesz o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze" - zacytowałam.
- Praktycznie zawsze chodzi o pieniądze. A na pewno o majątek - zauważyła mistrzyni.
Wstałam.
- Jak wyruszę to dam ci znać. Dorwę go.
Zresztą... o czym ja mówię? Wszystko: wiatr, pory roku, temperaturę, deszcz nadzorowała Sieć Kontroli Pogody Coruscant, czyli tak zwana WeatherNet. Czy mogę więc mówić o jakiejkolwiek naturalności?
Tamtego dnia, jakiś tydzień po powrocie z Naboo i pogrzebu moich rodziców, wybraliśmy się z bratem oraz członkami Rady Jedi oraz z Ahsoką - wraz z Obi-Wanem powinni tam być jako nasi mentorzy - aby Kanclerz mógł z nami porozmawiać. Zrozumiał naszą sytuację i zaoferował pewną pomoc i opiekę. To on nie sprzedał apartamentu mamy, chciał go oddać Zakonowi, ale nie Zakon nie mógł tego przyjąć - nie chcieli posiadać, więc Bail Organa wziął mieszkanie na siebie, ale tylko na papierku. Doceniam jego hojność, nie mieszał się w utrzymanie go jakoś bardzo. Przysłał służki z Naboo do zajęcia się nim, sama królowa pochwalała ten pomysł i współpracowała z senatorem oraz Kanclerzem. Nie czułam się z tego powodu jakoś lepsza, niekiedy nawet mi to ciążyło - ktoś się dla mnie poświęcał aż za bardzo. Wręcz narzucał się, ale to dla naszego dobra. Bardzo szybko zaczęłam to doceniać, dokładniej: zaraz po wyjściu z senatu tego feralnego dnia.
Nie wiem skąd, nie wiem jak, ale reporterzy HoloNetu dowiedzieli się, że mamy spotkanie w biurze Wielkiego Kanclerza Republiki. Strzelam, że jakiś senator dla większego zarobku czy za cenę poparcia w pewnej sprawie, sprzedał tę informację i napatoczyli się jak owady.
Co jest w tym wszystkim najgorsze?
Każdy czynnik.
Otoczyli nas ze wszystkich stron, odtrącili Mistrzów, którzy nie mogli nawet nas obronić. Jakby chociaż dopuścili się do przepychania, to zostaliby oskarżeni o brak szacunku do innych, agresywność. Sam fakt, że nie mogli nawet mieczem świetlnym ich postraszyć, bo poszliby pod sąd. Strażnicy Senatu niewiele mogli zrobić.
Udało nam się przedrzeć do transportowca, a gdy znaleźliśmy się bezpiecznie w środku, reporterzy zaczęli się rozpraszać zrezygnowani. Wtedy ich pochwycono i przeprowadzono do biura Kanclerza. Tam natychmiast mieli usunąć nagranie materiały, Kanclerz przesłał do ich centrali mandaty oraz najlepsi hakerzy pousuwali namiastki nagrań z HoloNetu.
Już więcej nas nie tknęli.
Ten dzień wspominam jako pewną traumę i nauczkę. Wszyscy, którzy mieli nas chronić, robili co mogli, starali się. Kiedy faktycznie nie mogli nic zrobić, poczułam brak bezpieczeństwa i zrozumiałam, że muszę to docenić. Przez część swojego życia uznawałam to przykład braku danej osoby w potrzebie, aż w końcu zrozumiałam, że to sprawka bezsilności oraz obrotu spraw nie do przewidzenia. Przecież znajdowali się tuż obok. Najważniejsze są chęci - to, że nie dali rady odtrącić wroga, nie znaczy, że nie próbowali.
Najmniejsze zagrożenie czekało na mnie na Naboo. Wszystko było tu tak naturalne, spokojne i pozbawione stresu. Pomimo tego, to właśnie Coruscant uznawałam za swój dom. Tata zawsze powtarzał, że jego dom istniał tam, gdzie znajdowała się akurat jego matka. Tak samo nauczył i nas. Wiem, że nie powinnam porównywać żywych istot do trupów w takich sprawach, ale to przecież na Naboo spoczywali nasi rodzice. Tu dorastała moja mama, tu zawsze witano nas ciepło.
A nie czuję się tu bezpiecznie.
- Nie możemy wrócić szybciej, wiesz o tym - przypomniała mi Ahsoka, kiedy tylko weszła do naszej kwatery. Musiała wyczuć moje pogubienie zwłaszcza, że siedziałam na ziemi tuż obok wielkiego okna i tępo wpatrywałam się w krajobraz Naboo.
- Bardzo mnie zastanawia nasza misja na Tatooine. Luke pewnie się do niej przygotowuje - zauważyłam.
- Ty też. Znajdź w tej misji drugie dno - poleciła mentorka.
- Polityka mi się nie przyda na Tatooine. Negocjować i tak już potrafię.
Togrutanka uśmiechnęła się i usiadła na przeciwko mnie.
- Z Anakinem były pewne dwie rzeczy - zaczęła. - Łamanie rozkazów i obiekcje co do moich samodzielnych zadań.
- Kolejna historia? - domyśliłam się.
- Po części. Każdy świat ma swoje mroczne strony, pamiętaj. Niestety, nie każdy ma tak wiele czasu, żeby wszystko wyśledzić jak należy. Weź pod uwagę również to, że masz mi na tej misji towarzyszyć. A nauka... sama uznałaś, że wiele potrafisz.
- Chcesz mi powiedzieć, że puszczasz mnie na samodzielną misję, żeby szukać na Naboo złoczyńców? To łamanie rozkazów - zdziwiłam się.
- Czyli robię to, co zawsze robił twój ojciec. Tylko że ja daję ci kredyt zaufania. Wiem, że sobie poradzisz, a on nawet jak wiedział, że dam radę to mi nie pozwalał, bo to zbyt duże ryzyko. Doceń. Chcesz się czegoś nauczyć, co do misji... złap tylu ile dasz radę, to ci się przyda na Tatooine.
- Na Tatooine obowiązuje tylko prawo Huttów.
- Ale na szumowiny trafisz na każdym kroku. Nie mogę cię wiecznie chronić, nieważne jak bardzo bym się starała. Jeżeli będziesz mieć problemy, w miarę możliwości się ze mną skontaktuj. Możesz ruszyć nawet teraz, ale zaczynając od tej chwili, melduj się co godzinę. Bałagam. Jedno połączenie, oznacza, że wszystko jest dobrze, dwa: potrzebujesz wsparcia. Jasne? Przybędę tak szybko, jak tylko dam radę. Poproszę kapitana, aby udzielił mi wgląd do kamer, żebym wiedziała gdzie jesteś.
- Czy masz na myśli kogoś konkretnego? - zmartwiłam się.
- Zastanawiałam się już wcześniej, jak zaradzić twojej nudzie i moim pomysłem było "Cokolwiek". Dowiedziałam się od straży, że mają w swoich szeregach zdrajcę. Spisek z Federacją Handlową. Nie przeciw królowej, ale interesom Naboo. Bardzo niekorzystny spisek trwający od roku. Spoczywają w tym momencie na tobie losy gospodarki rodzinnej planety twojej matki. Mogłabym zrobić to sama, ale doszłam do wniosku, że prócz treningu da ci to jakieś poczucie bycia częścią tego świata. Twoi rodzice zrobili dla Naboo bardzo wiele. Teraz pora na was - wytłumaczyła Tano.
Zastanowiłam się chwilę. Nagle kąciki moich ust powędrowały w górę.
- Federacja Handlowa, tak? - upewniłam się.
- Tak - potwierdziła Ahsoka lekko zmieszana. Znała mnie bardzo dobrze. Mnie i mój uśmieh. Na pewno już rozmyślała nad tym, co ja takiego mogłam wymyślić. - O co chodzi?
- Przypomniało mi się pewne zdanie pasujące do tej okazji.
- To znaczy?
- "Jak nie wiesz o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze" - zacytowałam.
- Praktycznie zawsze chodzi o pieniądze. A na pewno o majątek - zauważyła mistrzyni.
Wstałam.
- Jak wyruszę to dam ci znać. Dorwę go.
_________________________________________
Hejka! U mnie wszystko zapięte na ostatni guzik. Czekają mnie dwa miesiące czytania książek, pisania i oglądania seriali. Brawo ja!
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz