środa, 22 maja 2019

Rozdział 7

      Dokładnie wiedzieliśmy, a mimo to się łudziliśmy. Do archiwum nie wpłynęło jeszcze żadne z raportów wywiadów dotyczących broni Zygerrian. Z jednej strony, no jasne - po co skoro to tylko pogłoski, ale z drugiej... Rada powoli zachowuje się tak samo jak podczas wojen klonów. Zatajają przed Jedi różne fakty. Rozumiem, że to tajna misja, ale nie wspomnę o wydarzeniach, które w ogóle nie zostały uwzględnione w bazach. Wiem, że mogę śmiało wystąpić o uzupełnienie informacji, lecz... co jeśli to zły ruch? Zostanę zbesztana lub po prostu zbyta.
      - Wybierzesz się ze mną do Senatu? - zaproponowała Ahsoka przysiadając się do nas podczas śniadania. Na swoim talerzu ułożyła małą porcję jajecznicy i jedną kromkę chleba. Kubek napełniła do połowy herbatą. Togrutanka zawsze była szczupła i niewiele jadła, ale mimo to nadal emanowała tą samą energią i nigdy nie traciła siły na cokolwiek.
      Zawahałam się. Nie obserwowałam poczynań w Senacie parę dni.
     - W sumie - zgodziłam się.
     Tano spojrzała na mnie troskliwie.
      - Boisz się, że spotkasz Pooję?
      Zastanowiłam się nad doborem słów - grzebanie łyżką w mojej owsiance zdawało się mi to ułatwiać. A może po prostu starałam się uniknąć odpowiedzi wymalowanej w moim wzroku skupionego akurat w misce?
      - Czy ja wiem? Nie mam pojęcia jak się z nią obnosić. Czy w ogóle zechce się ze mną skontaktować ten jeden jedyny raz. Mieli szansę choć przywitać się z nami na pogrzebie. Skoro my zdołaliśmy wyczuć niechęć, to ty tym bardziej - zarzuciłam jej.
      - Bardziej niepewność, zagubienie zważając na sytuację. Ale masz rację. Powinni z wami porozmawiać. Mieli mnóstwo czasu - zgodziła się Tano.
      Cały żal, zapomniany lub niezauważalny przez ostatnie dziesięć lat, ostatnio coraz częściej się we mnie wzbierał. Nie rozumiałam do końca czemu, radziłam sobie świetnie bez babci, dziadka, cioci. Obi-Wan i Ahsoka bardzo dobrze mi ich zastępowali.
      Przecież miałam rodzinę.
      Czułam miłość.
      Nie spotkałam jej.
      Z jednej strony cały stres ze mnie spłynął w momencie wyjścia z budynku Senatu, ale pragnęłam konfrontacji z moją kuzynką. Niekoniecznie musiałam się z nią komunikować. Samo ujrzenie jej miny wynagrodziłoby mi te wszystkie lata. Tak, wiem - nie wolno mi tak myśleć, ani napawać się negatywnymi nastrojami innych, ale przecież to taka silna reakcja.
      A moim obowiązkiem jest ją przezwyciężyć. Odnaleźć spokój - samo rozróżnianie dobra od zła nie wystarczy. Należy wybrać tę drogę, która pozwoli nam wykorzystać nasze spostrzeżenia w należyty sposób, aby obronić światło, pokój, jasność. I zachować pewną równowagę Mocy. Powtarzam: pewną. Do harmonii potrzebna jest jasna strona Mocy, jak i ciemna strona Mocy. Sithów nie wykryto od piętnastu lat. Właśnie - nie wykryto, co nie oznacza, że ich nie ma.
      - Nie chcesz może poprowadzić treningu? - zaproponowałam mojej mentorce.
     - Chcesz się wyżyć? - domyśliła się Ahsoka. W jej głosie słyszałam jawne zmartwienie, ale też niepewność.
      - Nie. Ale dawno nie trenowałyśmy. - Nie skłamałam. To prawda, w naszym przypadku sparingi odbywały się co trzy dni, a nie ćwiczyłyśmy ze sobą jakieś dziesięć dni. To do niej niepodobne, zwłaszcza, że mam się przygotować do misji. Ona wie, że mi to potrzebne.
     - Wybacz, że cię zaniedbałam - wyznała, jakby czytała mi w myślach. - Jestem zajęta ostatnio Luksem.
      No tak.
     Zaraz po wiadomości o śmierci moich rodziców, Ahsoka rozstała się z Luxem Bonteri na rzecz opieki nad nami. To dziwne, od dziesięciu lat... w sumie to od siedemnastu, biegają za sobą, ale żadne nie potrafi się dogonić. Miłość w ich przypadku jest możliwa, istnieje między nimi, ale za każdym razem, gdy coś się stanie, widzą przeszkodę i nie decydują się na wspólne życie. Doceniam moją ciocię za jej oddanie, miłość i udane próby zastąpienia nam rodziców, ale nigdy nie robi nic dla siebie. A kiedy zajmie się czymś innym, to automatycznie jej wstyd za nasze zaniedbanie. My nie odczuwamy odstawienia na bok, wręcz przeciwnie. Pewną wolność i zadowolenie oraz radość wynikającą z tego, że Tano potrafi żyć czymś innym, a nie tylko mną i Luke'm.
      Bardzo pragnęłam, żeby Ahsoka się zakochała. Nie wiem czemu - może dlatego, że sama nie widziałam dla siebie nadziei? Ja wiem, mam dopiero piętnaście lat, ale nastolatki w moim wieku uganiają się za innymi. Szczerze powiedziawszy, to nawet nie kodeks Jedi mnie powstrzymuje, ale raczej trauma. Cokolwiek w moim życiu by się nie działo, zawsze ma to związek ze śmiercią rodziców. Owszem, ich miłość może robić wręcz za legendę, zginęli oboje za dobro Republiki, przetrwali wojny klonów, udowodnili, że przywiązanie nie sprowadza Jedi na złą drogę. Ale poświęcili swoje dzieci.
      Tak, mam syndrom rodziców.
    Co na to mama lub tata? Co by powiedzieli? Co by zrobili? Każde wspomnienia staram się usprawiedliwiać, bo przecież to niemożliwe! A jednak muszę się zmierzyć z rzeczywistością. To, co słyszę, to nie domysły czy założenia, to suche fakty, których nie mogę podważyć. Więc boli bardziej.
      - Zawiesiłaś się - wyrwała mnie z zamyśleń Ahsoka.
      - Wybacz - przepraszam.
     - Dziś ci odpuszczę trening. Sama nie jestem w nastroju. Obiecuję, jutro wrócimy do dawnego trybu. Dziwię się, że narzekasz, wielu by się zamieniła - stwierdziła.
      Znajdowałyśmy się na piętrze kwater. Zmierzałyśmy w stronę jej pokoju.
     - Martwię się o ciebie - przyznałam.
     - Nie musisz. To wasze dobro jest najważniejsze.
    - Nie męczy cię to zobowiązanie? Nikt ci nie kazał mieć nas na oku. Starasz się bardziej niż trzeba.
     - Nie przeszkadza mi to. Uwierz, wy też się mną zajmujecie. Nie mamy wobec siebie ani nikogo długów. Jestem twoim mentorem, muszę się tobą opiekować. - Ahsoka przystanęła przy drzwiach.
    - Ale twoja rola wykracza poza granice Mistrzyni Jedi wobec padawana. - Przypomniałam jej, choć nie musiałam. Ona doskonale zna swoje czyny.
      - Wiem o co ci chodzi. Lux nie jest priorytetem. Nie przeszkadza mi, ani wam. Nie mam wobec niego żadnych obowiązków. To jest mój wybór, że utrzymuję z nim jakiekolwiek kontakty. To, że kiedyś byliśmy parą nie zmienia mojego podejścia do naszej znajomości.
      - Nie chcesz czasem wrócić?
      Zawahała się.
      - Szczerze?
______________________________________________

1 komentarz:

  1. Czemu przerwałeś w takim momencie?!
    To jagbym oglądał film a tu nagle reklama. Niby że wzbudzić napięcie ,ale mnie to denereuje!!!

    OdpowiedzUsuń