środa, 10 kwietnia 2019

Rozdział 1

       Promienie słońca przedarły się przez moje zamknięte powieki budząc mnie do życia. Nie śniło mi się tej nocy nic szczególnego, jak zwykle - rodzice. Wspomnienia z czasem mają wyblaknąć, ale mimo wszystko są wyraźne. Czy to sprawka tego, że jestem Jedi? Czy może tego, że codziennie patrzę na ich zdjęcia? Ale przecież zdjęcia nie oddadzą mi tego, co ich obecność, a czuję jakby zamknęli tam jakąś cząstkę siebie; jakby przeczuli to, co ma się stać... ale to niemożliwe. Tylko tata jest wrażliwy na Moc. Wiedziałby, choć nie zawsze jego wizje się sprawdzały.
        Mozolnie wstałam z łóżka i rozciągnełam się ziewając, a następnie ponownie opadłam na łóżko. Mój pokój jest nudny - szary. Nie ma w nim koloru. Wolałam spać w apartamencie mamy. Niebieski kolor ścian mojego domu są bardziej uspokajające niż te w Świątyni. Wracałam tam z Luke'iem dwa dni w tygodniu na noc. Zostawiono nam go "w spadku", mimo że Jedi jedyne, co miał w posiadaniu, to miecz świetlny, a my, jako piętanstoletnie dzieci, padawani, tym bardziej nie mogliśmy posiadać. Jedi nadal stosują te same zasady, ale nie traktują przywiązania tak źle, jak przez wiele lat postrzegano. Jest wstrzymywanie się od tych uczuć, ale jeśli ktoś by się tego dopuścił - to nic złego. Dlatego też pozwolono nam nadal mieszkać w rodzinnym domu. Pustka i wspomnienia... nie przepełniały mnie gniewem. Wręcz przeciwnie - odczuwałam tam miłość, a ślady po obecności taty i mamy nadal się unosiły, jak woń dobrej potrawki, zwłaszcza, że tylko Ahsoka miała tam wstęp.
      Moja mistrzyni, Ahsoka,  była bardzo łaskawa. Pozwalała się wysypiać, ale miała dość ścisłe reguły zachowania. Problem w tym, że nie jestem jak jej dawna przyjaciółka, Barriss Offee - spokojna, nieśmiała, cicha. Tano określiła moją naturę jako "Typowy polityk". Umiałam się dogadać, wypowiadać się z w niezwykle dojrzały sposób. Wręcz stworzona do negocjacji. Jak moja mama, która w moim wieku już rok rządziła planetą Naboo. W walce jestem jak typowa córeczka tatusia - narwana, chaotyczna, ale wszystko to kontroluję. Mój brat to zupełne przeciwieństwo. Strasznie potulny, opanowany niczym Obi-Wan. Już jako czterolatkowie zostaliśmy przydzieleni do Mistrzów. Kiedy rodzice zginęli - od razu oddano nas w opiekę i mianowano pełnoprawnymi padawanami wypełniając wolę taty.
       Ahsoka niegdyś odmówila tytułu Rycerza Jedi, lecz Luminara postanowiła, że gdy przyjdzie czas, Mistrzyni Tano weźmie mnie pod swoje skrzydła - jak najbliżej ojca. Tak, jak Luke. W kogo towarzystwie moglibyśmy się czuć jak w rodzinie, jak nie przy najlepszych przyjaciołach rodziców?
      Udałam się do świątynnej stołówki aby zjeść śniadanie. Po nałożeniu posiłku jak zwykle usiadłam obok Ahsoki, Ashli i Katooni. Nie przyjaźniłam się zbytnio z moimi rówieśnikami. Po pierwsze, byłam młodzikiem w roli padawana i miałam indywidualne treningi ze swoim mentorem. Po drugie, od zawsze te dzieci uznawały mnie za kogoś w rodzaju dziecka królewskiego. Nie wywyższałam się, nie wychylałam; żyłam, jak na Jedi przystało, ale dla innych wystarczającym powodem był fakt, że jestem potomkiem Wybrańca, znałam swoich rodziców, wychowywali mnie oraz oczywiście dramat - straciłam ich w wieku pięciu lat. Czy mówiłam, że media sabotowały mnie do poprzedniego roku? Nie? To już mówię:
        Otóż, jak to bywa w środkach masowego przekazu, dokładniej jednego - HoloNetu - wszystko co nietypowe, to sensacja. Reporterzy myśleli - co jest bardzo przykre swoją drogą - że jak moi rodzice nie żyją, to zakaz prowadzenia wywiadu z nami został zniesiony. Nic bardziej mylnego. Każdy nowy Kanclerz przypominał o tym, że zostanie poniesiona kara za naruszenie prywatności senatorów i ich rodzin. Wniosek? Kary pieniężne, zawieszenia, a tych najbardziej upierdliwych potrafiących stać godzinami pod Świątynią - pozbawienie wolności. W każdym razie, zadawali pytania, jak się czujemy z Luke'iem, co teraz z nami będzie, czy mamy trudne dzieciństwo, czy nie chcemy odejść z Zakonu i czy tęsknimy za mamą i tatą? To ostatnie, najbardziej bezczelne, pojawiało się najczęściej. Moje nieme pytanie do nich brzmi: "Co wy macie w głowach?". Jaką trzeba stać się osobą, żeby wejść na drogę dziennikarstwa, przyjąć z otwartymi ramionami cechę upierdliwego i wchodzić butami w czyjeś życie? I to jeszcze takim pytaniem!
    - Obi-Wan zabiera mnie na misję - pochwalił się na powitanie Luke. Był strasznie podekscytowany. Zawsze wolał działać niż siedzieć. Nienawidził się marnować, kiedy wiedział, że w tym samym momencie może robić wiele pożyteczniejszych rzeczy.
       - Gdzie lecicie? - zaciekawiła się Ahsoka.
     - Na Ryloth. Mamy wykończyć niedobitki i rozwiązać całkowicie problem niewolnictwa - wytłumaczył mój brat.
       - To wystarczająco bezpiecznie? Wiesz, tata... - przypomniałam mu.
      - Spokojnie - przerwał mi. - To było trzynaście lat temu. Republice wreszcie się udało. Ja mam tam tylko posprzątać. Nic mi nie będzie - zapewnił.
       - Wiem, że potrafisz o siebie zadbać - odpowiedziałam.
      - Wrócę. Obiecuję ci. - Wymawiając te słowa objął mnie ramieniem. Łączyła nas więź nie tylko jako rodzeństwa, bliźniąt czy Jedi. Cierpieliśmy tak samo z powodu bólu, który nam zadano. Tylko nasza dwójka wie, jak jedno z nas by się zachowało, gdyby drugie zostawiło tego pierwszego. Jedynie nasza dwójka, sami sobie, potrafimy zastąpić rodziców i nikt inny, nieważne jak bardzo by się starał, nie dokona takiego wyczynu.
    - Chętnie poleciałabym jako dodatkowa ochrona, ale Rada wyznaczyła mi bardziej pokojowe zadanie - odezwała się Tano.
      - Możesz powiedzieć? - zapytałam.
     - Nie bardzo. Ale obiecuję, że wszystkiego się dowiecie po fakcie, jak tylko będę mogła o tym opowiedzieć - zapewniła togrutanka.
     - Ahsoko, mogę wrócić dziś na noc do domu? - zapytałam.
     - Myślę, że Rada nie będą mieć nic przeciwko. Nawet ci to zalecą zważając na fakt, że Luke już wylatuje. Za bardzo byś się martwiła tutaj, w Świątyni. Odpoczynek i wspomnienia będą lepszym rozwiązaniem dla ciebie - zgodziła się mistrzyni.
     - Czemu mam wrażenie, że coś kombinujesz? - odezwał się Luke.
    Tano wstała od stołu. W dłoniach trzymała tacę, na której spoczywały opróżniony talerz i niedopita herbata w kubku. Kiedy kierowała się do okienka, gdzie należało składać zastawę do mycia, zatrzymała się na chwilę i zbliżyła usta do ucha chłopaka, po czym przemówiła:
    - Ponieważ bardzo dobrze mnie znasz.
     Na odchodnym usłyszeliśmy jej chichot.
    Dokończyłam z bratem śniadanie, po czym odprowadziłam go na lądowisko świątynne wysuwające się z hangaru. Obi-Wan już tam czekał, więc to był moment pożegnania. Nie chciałam, żeby leciał. Bardzo się martwiłam i mimo obietnicy, którą złożył mi w stołówce, nie potrafiłam przestać tworzyć w głowie czarnych scenariuszy. Samotność, to najgorsze co nas w życiu spotkało, mamy tylko siebie i nie przeżyłabym, gdyby Obi-Wan powróciłby bez Luke'a lub z jego martwym ciałem.
    - Naprawdę wrócę - powtórzył Luke i przytulił mnie.
    - Wiem. Wierzę w to. Niech Moc będzie z tobą - życzyłam mu.
    - Niech Moc będzie z tobą - odpowiedział.
    - Kocham cię, braciszku.
    - Ja ciebie też kocham.
___________________________________
Cześć! Pod tamtym postem się nie przywitałam, ale tu już się przywitam. Lekki szok, nadal nie wierzę, że skończyłam z tamtym blogiem. Ale życie idzie naprzód, nie? Nie wiem, co z resztą, ale poprawię się.
Mam dwie prośby:
1. Komentarze, komentarze, komentarze. Słowa otuchy
2. Wbijcie na bloga -> Wszystko, co czerwone, sprzedaje się lepiej Blog mojej przyjaciółki, równe 3 miesiące starszej ode mnie, która ma dusze poety i chęć podzielenia się ze światem swoimi przemyśleniami. Można by rzec, że jestem tam redaktorką, ponieważ w miarę możliwości oraz nabytymi umiejętnościami (nie są one idealne, bo nadal się szkolę) poprawiam jej teksty. Serdecznie zapraszam i możecie polecać dalej!

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz