Tydzień później obudziła mnie Ahsoka.
- Zbieraj się, mamy misję - pospieszyła. Zaspana niewiele rejestrowałam, co się dzieje.
- Jaka misja? Co ty mówisz? - Zdziwiłam się.
- Tuż przed wojnami klonów na twoją mamę przygotowano serię zamachów. Żaden się nie udał. Problem w tym, że wtedy była do Federacja Handlowa. Znowu zaczął się kryzys górników, związane z uchodźcami. Pooja może być w niebezpieczeństwie - wytłumaczyła.
Nagle jakoś lepiej zaczęłam kontaktować.
- Wiem, że nie chcesz z nią zbytnio rozmawiać. Ale to kim jesteś, zostanie w tajemnicy, póki sama się nie zorientuje. Ale jest plus. Odwiedzisz grób w wolnej chwili - zauważyła Ahsoka. - Idź się przygotować. Wezmę ci śniadanie w stołówce. Zjesz i wylatujemy natychmiast.
- A co z Luksem? Nie potrzebuje twojej pomocy? - Wiem, nie powinnam zaczynać tego tematu. Poza tym, nie rozmawiałam z nią o tym od tamtego dnia. Myślę, że mam jakieś prawo, w sensie przyzwoitym, zapytać.
- Poradzi sobie - odparła. Miałam wrażenie, że gdyby mogła i nie powstrzymywało jej przywiązanie do nas, to powiedziałaby to oschłym tonem.
Stwierdziłam, że na jakiś czas znowu zaprzestanę pytać, aby jakoś regularnie sprawdzać, czy wszystko w porządku. Martwiłam się o nią, to w końcu moja rodzina.
W miarę szybko, choć niechętnie, podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę odświeżacza.
Na lądowisku nałożyłam na swoją głowę kaptur mojej szaty Jedi. Nie miałam jej długiej, jak tradycyjna, ale była to krótka pelerynka dopasowana do mojego stroju w kolorze khaki.(Komentarz od autorki: możecie się śmiać, ale szukałam tego odcienia na liście w wikipedii) Na mój uniform składały się trochę jaśniejsze getry, tunika z długim rękawem z odsłoniętymi ramionami oraz buty w podobnym kroju co Ahsoki. Oczywiście miałam też na talii pas z mieczem świetlnym i najpotrzebniejszym małym ekwipunkiem: lekami, kieszonkami z kredytami oraz kawałki suchego chleba.
- Senatorze Naberrie, nazywam się Ahsoka Tano, a to mój padawan. Będziemy służyć jako twoja ochroną - przedstawiła się moja mistrzyni.
- Miło poznać. Dziękuję za pomoc. - Zaprosiła nas w stronę w statku, a my podążyłyśmy za nią. - Nie sądziłam, że i mi się to przytrafi. Miejmy nadzieję, że przeżyję.
- Dołożymy wszelkich starań, aby nie stała ci się jakakolwiek krzywda, pani - obiecała togrutanka.
W środku usadowiłyśmy się w kajucie. Kiedy piloci wystartowali, a Ahsoka kliknęła odpowiedni przycisk na panelu obok drzwi, by je zamknąć, zdjęłam nakrycie z głowy.
- Nie jest tak źle, prawda? - zagadnęła.
- Powiedzmy. Czuję się naprawdę nieswojo - przyznałam.
Resztę podróży przemilczałyśmy. Obydwie miałyśmy do przemyślenia parę swoich spraw. Jedi posiadają takie. Nie zawsze jako te związane z osobami z zewnątrz, ale z własnymi rozterkami, choć należy się z nimi udać do Yody. Wszystkie nasze zmiany nastrojów mogą źle wpłynąć na nasze korzystanie z Mocy.
Ożywiłam się w momencie wyjścia z nadprzestrzeni w sektorze Chommell. Za każdym razem, kiedy pojawiałam się w rodzinnych stronach mojej mamy, to czułam w sobie dziwną aurę. Po prostu byłam szczęśliwa, jakby rodzice zostawili w Mocy jakieś echo po sobie. Niestety, odczuwałam też odrębne emocje - smutek sprzed dziesięciu lat. Całą planetę spowijał mrok większy niż ten dawany przez wieczorne niebo.
- Wszystko dobrze? - skontrolowała moja mentorka.
- Tak. Cieszę się, że tu jestem. - W jakimś stopniu było to kłamstwo. Ukłuło mnie w serce w momencie nakładania na głowę kaptura. Niestety, musiałam się w jakimś stopniu ukrywać przed swoją własną kuzynką. Nie chciałam rozmowy z nią, przyznaję. Nie wiem jakby zareagowała; może zaprosiłaby mnie na filiżankę kaffu i poopowiadała najnowsze ploteczki z HoloNetu lub fascynujące rodzinne historię.
Od obu mnie mdliło.
Miałam swoją własną rodzinę; dziwną, ale nie powtarzalną. Moją - pełną miłości na swój sposób, indywidualnej wersji przywiązania. Mającą prawdziwe problemy. Znaczy, zależy dla kogo. To oczywiste, cywile mieli na głowie zarobek, długi, wyżywienie, wychowanie. Jedi zajmowali się treningami, ochroną, obroną, a przede wszystkim: studiowaniem Mocy. Dla mnie zbrojny i moje priorytety Jedi były o wiele ważniejsze niż to, co łączyło cywilów. Fakt, zbyt egoistycznie, zwłaszcza jak na strażnika pokoju.
Ale nie zamierzam tego zmieniać: moje głupie spaczenie Jedi po ojcu kłóci się z polityczną stronę po mamie - jej dobrym sercem dla innych. Na przykład kwestia uchodźców to temat, gdzie znajdę ogrom argumentów za i przeciw w przypadku Jedi i polityka. Jestem mieszanką wybuchową.
Podeszliśmy do lądowania.
Moja kuzynka nie zamierzała robić maskarady, od razu statek skierował się do pałacu. Pięknego pałacu, który we mnie wzbudzał niechęć. Spędziłam tu najgorsze chwile życia, czyli oczekiwanie na pogrzeb. Wszystko przypominało mi mamę. Sama wolność tej planety była jej zasługą. Kto wie co by się stało, gdyby nie złamała blokady Federacji Handlowej?
Wzięłam głęboki w dech i po chwili wypuściłam nozdrzami całe zebrane w sobie powietrze.
Czas zmierzyć się z rzeczywistością.
Czy Obi-Wan i Ahsoka wiedzieli z czym się mierzą?
- Zbieraj się, mamy misję - pospieszyła. Zaspana niewiele rejestrowałam, co się dzieje.
- Jaka misja? Co ty mówisz? - Zdziwiłam się.
- Tuż przed wojnami klonów na twoją mamę przygotowano serię zamachów. Żaden się nie udał. Problem w tym, że wtedy była do Federacja Handlowa. Znowu zaczął się kryzys górników, związane z uchodźcami. Pooja może być w niebezpieczeństwie - wytłumaczyła.
Nagle jakoś lepiej zaczęłam kontaktować.
- Wiem, że nie chcesz z nią zbytnio rozmawiać. Ale to kim jesteś, zostanie w tajemnicy, póki sama się nie zorientuje. Ale jest plus. Odwiedzisz grób w wolnej chwili - zauważyła Ahsoka. - Idź się przygotować. Wezmę ci śniadanie w stołówce. Zjesz i wylatujemy natychmiast.
- A co z Luksem? Nie potrzebuje twojej pomocy? - Wiem, nie powinnam zaczynać tego tematu. Poza tym, nie rozmawiałam z nią o tym od tamtego dnia. Myślę, że mam jakieś prawo, w sensie przyzwoitym, zapytać.
- Poradzi sobie - odparła. Miałam wrażenie, że gdyby mogła i nie powstrzymywało jej przywiązanie do nas, to powiedziałaby to oschłym tonem.
Stwierdziłam, że na jakiś czas znowu zaprzestanę pytać, aby jakoś regularnie sprawdzać, czy wszystko w porządku. Martwiłam się o nią, to w końcu moja rodzina.
W miarę szybko, choć niechętnie, podniosłam się z łóżka i ruszyłam w stronę odświeżacza.
Na lądowisku nałożyłam na swoją głowę kaptur mojej szaty Jedi. Nie miałam jej długiej, jak tradycyjna, ale była to krótka pelerynka dopasowana do mojego stroju w kolorze khaki.(Komentarz od autorki: możecie się śmiać, ale szukałam tego odcienia na liście w wikipedii) Na mój uniform składały się trochę jaśniejsze getry, tunika z długim rękawem z odsłoniętymi ramionami oraz buty w podobnym kroju co Ahsoki. Oczywiście miałam też na talii pas z mieczem świetlnym i najpotrzebniejszym małym ekwipunkiem: lekami, kieszonkami z kredytami oraz kawałki suchego chleba.
- Senatorze Naberrie, nazywam się Ahsoka Tano, a to mój padawan. Będziemy służyć jako twoja ochroną - przedstawiła się moja mistrzyni.
- Miło poznać. Dziękuję za pomoc. - Zaprosiła nas w stronę w statku, a my podążyłyśmy za nią. - Nie sądziłam, że i mi się to przytrafi. Miejmy nadzieję, że przeżyję.
- Dołożymy wszelkich starań, aby nie stała ci się jakakolwiek krzywda, pani - obiecała togrutanka.
W środku usadowiłyśmy się w kajucie. Kiedy piloci wystartowali, a Ahsoka kliknęła odpowiedni przycisk na panelu obok drzwi, by je zamknąć, zdjęłam nakrycie z głowy.
- Nie jest tak źle, prawda? - zagadnęła.
- Powiedzmy. Czuję się naprawdę nieswojo - przyznałam.
Resztę podróży przemilczałyśmy. Obydwie miałyśmy do przemyślenia parę swoich spraw. Jedi posiadają takie. Nie zawsze jako te związane z osobami z zewnątrz, ale z własnymi rozterkami, choć należy się z nimi udać do Yody. Wszystkie nasze zmiany nastrojów mogą źle wpłynąć na nasze korzystanie z Mocy.
Ożywiłam się w momencie wyjścia z nadprzestrzeni w sektorze Chommell. Za każdym razem, kiedy pojawiałam się w rodzinnych stronach mojej mamy, to czułam w sobie dziwną aurę. Po prostu byłam szczęśliwa, jakby rodzice zostawili w Mocy jakieś echo po sobie. Niestety, odczuwałam też odrębne emocje - smutek sprzed dziesięciu lat. Całą planetę spowijał mrok większy niż ten dawany przez wieczorne niebo.
- Wszystko dobrze? - skontrolowała moja mentorka.
- Tak. Cieszę się, że tu jestem. - W jakimś stopniu było to kłamstwo. Ukłuło mnie w serce w momencie nakładania na głowę kaptura. Niestety, musiałam się w jakimś stopniu ukrywać przed swoją własną kuzynką. Nie chciałam rozmowy z nią, przyznaję. Nie wiem jakby zareagowała; może zaprosiłaby mnie na filiżankę kaffu i poopowiadała najnowsze ploteczki z HoloNetu lub fascynujące rodzinne historię.
Od obu mnie mdliło.
Miałam swoją własną rodzinę; dziwną, ale nie powtarzalną. Moją - pełną miłości na swój sposób, indywidualnej wersji przywiązania. Mającą prawdziwe problemy. Znaczy, zależy dla kogo. To oczywiste, cywile mieli na głowie zarobek, długi, wyżywienie, wychowanie. Jedi zajmowali się treningami, ochroną, obroną, a przede wszystkim: studiowaniem Mocy. Dla mnie zbrojny i moje priorytety Jedi były o wiele ważniejsze niż to, co łączyło cywilów. Fakt, zbyt egoistycznie, zwłaszcza jak na strażnika pokoju.
Ale nie zamierzam tego zmieniać: moje głupie spaczenie Jedi po ojcu kłóci się z polityczną stronę po mamie - jej dobrym sercem dla innych. Na przykład kwestia uchodźców to temat, gdzie znajdę ogrom argumentów za i przeciw w przypadku Jedi i polityka. Jestem mieszanką wybuchową.
Podeszliśmy do lądowania.
Moja kuzynka nie zamierzała robić maskarady, od razu statek skierował się do pałacu. Pięknego pałacu, który we mnie wzbudzał niechęć. Spędziłam tu najgorsze chwile życia, czyli oczekiwanie na pogrzeb. Wszystko przypominało mi mamę. Sama wolność tej planety była jej zasługą. Kto wie co by się stało, gdyby nie złamała blokady Federacji Handlowej?
Wzięłam głęboki w dech i po chwili wypuściłam nozdrzami całe zebrane w sobie powietrze.
Czas zmierzyć się z rzeczywistością.
Czy Obi-Wan i Ahsoka wiedzieli z czym się mierzą?
____________________________________
Coraz częściej zapominam o wstawieniu rozdziału XD Środa to raczej zły dzień, ale daję radę! Po wakacjach znajdziemy inne rozwiązanie. Mam nadzieję, że się podoba!
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz