Po śmierci mamy, Jar Jar został zmuszony do powrotu na Naboo w celu wyboru nowego senatora sektora Chommel. Gunganin był przedstawicielem swojej rasy oraz drugim, co do kolejności, ambasadorem Naboo. Strasznie niezdarna istota, ale zawdzięcza mu się zgodę dwóch od wieków skłóconych ze sobą populacji. Mimo wszystko - rodzinny świat mojej matki potrzebował kogoś w Senacie. Zgodzono się jednogłośnie, Neeyutnee została wybrana pomimo tego, że praktycznie w połowie kadencji została zmieniona na tronie przez Apailanę. Do tej pory nie wiem czemu tak się stało. Nigdy nie wnikałam, może miano królowej nie jest takie przyjemne jak się wydawało? W końcu panowała podczas wojen klonów, a kryzys spowodowany konfliktem nie sprzyja rządom.
Czasem wpadam do Senatu, ale nie lubię tam przebywać. Każdy kto mnie mija, patrzy na mnie jakby zobaczył potwora lub niebezpieczne zwierzę. Tak naprawdę bardziej byłam podobna do mojej babci - Shmi Skywalker - niż do mojej mamy, ale mimo wszystko, widać kogo jestem córką. Nikt nie znał mojego imienia i starannie go ukryli. Zawsze przy kimś z zewnątrz mówili "Padawanie Naberrie". Nigdy nie podawali "Amidali" ani "Skywalker", żeby słuchaczom dłużej zajęło domyślanie się lub w ogóle brak dezorientacji.
Moje zainteresowanie polityką jest równie wielkie, co matki, ale tak nie pojmowałam jej w równej mierze co tata. Wiele rzeczy wydawało mi się bez sensu i znajdowałam alternatywy do nich. Niestety, zbyt wiele moim pomysłów zalatywało dyktaturą. Próbowałam przy pomocy innych jakoś zrozumieć kwestie dyplomatyczne i mi się udawało. Ahsoka twierdziła, że bardzo wiele we mnie ojca, o czym świadczyło bezemocjonalne wysłuchiwanie debat na posiedzeniu Senatu. Wolałam stać cicho i potem dopytywać się innych. Można też to uznać za szkolenie padawana, ale mistrzyni Tano bardzo często porównywała mnie do swojego mentora. Tyle dobrze, że miała więcej ogłady niż Skywalker i faktycznie mogła mnie nauczyć tego, co uznawałam za konieczne, a nie było moim obowiązkiem.
- Jakieś wieści od Obi-Wana? - zapytałam w pewnym momencie cały czas próbując zachować podzielną uwagę i rejestrować wszystkie słowa wypowiadających się senatorów.
Ahsoka zawiesiła na mnie wzrok przez ułamek sekundy i znowu wróciła do obserwowania zebrania.
- Na razie muszą wyzwolić mniejsze miasta. Dopiero potem mogą dostać się do Lessu. Zygerrianie stosują identyczne metody co Separatyści w czasie wojen klonów. Są przewidywalni do pewnego stopnia, ale zawsze szykują jakieś niespodzianki - odparła togrutanka. Miała rację, w końcu jedną z niespodzianek, to śmierć moich rodziców. - Poradzą sobie.
- Nie twierdzę, że nie - zauważyłam.
- Chodź. Wracamy do świątyni, nic tu po nas - stwierdziła Tano i skierowała się korytarzem ku wyjściu. Jak na dobrego padawana przystało, szłam krok za nią. Większość ludzkich uczniów określało swoją rangę warkoczykiem. Moje włosy niestety były na tyle grube, że co parę dni na nowo splatałam je w ciasne warkocze - czasem tylko w dwa, jeden, a nawet i parę tworząc dziwną kombinację dającą pełną swobodę. Nie chciałam ich skracać, bo tylko utrudniłabym sobie ich pewne ułożenie, ale to akurat mały problem. Traktowałam to jako pewien hołd dla mamy, dlatego moje miejsce w hierarchii Jedi określały ruchy, gesty i po prostu młody wiek.
Kiedy znalazłyśmy się w śmigaczu, którym zamierzałyśmy wrócić do siedziby Zakonu, zagadnęłam:
- Nie nudzi cię czasem życie Jedi? No wiesz, kiedyś jako padawan miałaś mnóstwo roboty, poza medytacją, treningami i nauką, ale potem przyszły wojny klonów. Jak wróciłaś do dawnego życia?
- Kiedy Anakina wzięto do niewoli, swój czas poświęcałam wam, a kiedy odeszli, moim zadaniem stało się wychowanie was. Cały mój czas wolny to zamartwianie się o was. Często czytam, ale... nie potrafię znaleźć swojego miejsca. Nigdy nie zdołam wrócić do tego, co było. Sama zastanawiam się na tym, jak mogłam żyć i znaleźć sobie robotę, a potem... konflikty zbrojne. Nie potrafię się zbytnio zająć sobą. Uczenie ciebie i wychowywanie w jakimś stopniu wypełnia mój czas. Lecz nie potrafię usiąść w ciągu dnia i się położyć. Muszę coś robić - wyznała togrutanka.
- Cywile mają trochę łatwiej. Mogą sobie pozwolić na holoseriale i różne holoksiążki.
- Kto ci powiedział, że Jedi nie wolno? W naszym życiu chodzi o obronę tego, z czego cywile nie zdają sobie sprawy. Dlatego sami z siebie nie oddajemy się takim relaksom. Jako Jedi musisz znaleźć priorytet. Nasz to nauka, nad panowaniem, nad tym co się dzieje, rozwiązywanie problemów, dążenie do bezpieczeństwa innych. Po prostu nasze myślenie jest zaprogramowane na dobrym wykorzystywaniu czasu w pełni. I choć wiecznie te same czynności są nudne, to oglądając taki holoserial włącza nam się przestroga, że przecież możemy robić teraz coś pożyteczniejszego, co nam pomoże, a nie tracimy czas na coś, co w żaden sposób nas nie kształci pod względem tego, co Jedi powinni robić - wytłumaczyła.
- Powinnam się cieszyć z bezczynności? - zapytałam
- Po części. W momencie, kiedy twój czas zostanie wypełniony przez natłok spraw, zatęsknisz za choć paroma minutami nudy. Uwierz, to dziwne, sama tego nie pojmuje. Zataczamy koło, ale taka jest natura żywych, myślących istot.
- Czy to prawda, że Neeyutnee ma zostać zastąpiona w Senacie? - zapytałam nagle.
- Czemu pytasz? Ponoć kończy się jej kadencja, a społeczeństwo Naboo ma swojego faworyta, ale nie wiem dokładnie kogo - odpowiedziała Ahsoka.
Trochę się zdziwisz, pomyślałam.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - przyznałam.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo mówimy o Pooji Naberrie.
Ledwie wypowiedziałam to nazwisko. Moja mama przyznała się do małżeństwa z Jedi, ale rodzice mimo wszystko byli na nią źli, bardzo dużo ryzykowali. Ostatecznie skończyło się na tym, że moja mama nie miała z nimi kontaktu aż do śmierci. Miała ograniczony z Solą, swoją siostrą i mamą Pooji, ale po jej śmierci nie mogłam mieć kontaktu z nimi. Widziałam ich raz, na pogrzebie rodziców.
Mam dziwną zrazę do mojej kuzynki.
Czasem wpadam do Senatu, ale nie lubię tam przebywać. Każdy kto mnie mija, patrzy na mnie jakby zobaczył potwora lub niebezpieczne zwierzę. Tak naprawdę bardziej byłam podobna do mojej babci - Shmi Skywalker - niż do mojej mamy, ale mimo wszystko, widać kogo jestem córką. Nikt nie znał mojego imienia i starannie go ukryli. Zawsze przy kimś z zewnątrz mówili "Padawanie Naberrie". Nigdy nie podawali "Amidali" ani "Skywalker", żeby słuchaczom dłużej zajęło domyślanie się lub w ogóle brak dezorientacji.
Moje zainteresowanie polityką jest równie wielkie, co matki, ale tak nie pojmowałam jej w równej mierze co tata. Wiele rzeczy wydawało mi się bez sensu i znajdowałam alternatywy do nich. Niestety, zbyt wiele moim pomysłów zalatywało dyktaturą. Próbowałam przy pomocy innych jakoś zrozumieć kwestie dyplomatyczne i mi się udawało. Ahsoka twierdziła, że bardzo wiele we mnie ojca, o czym świadczyło bezemocjonalne wysłuchiwanie debat na posiedzeniu Senatu. Wolałam stać cicho i potem dopytywać się innych. Można też to uznać za szkolenie padawana, ale mistrzyni Tano bardzo często porównywała mnie do swojego mentora. Tyle dobrze, że miała więcej ogłady niż Skywalker i faktycznie mogła mnie nauczyć tego, co uznawałam za konieczne, a nie było moim obowiązkiem.
- Jakieś wieści od Obi-Wana? - zapytałam w pewnym momencie cały czas próbując zachować podzielną uwagę i rejestrować wszystkie słowa wypowiadających się senatorów.
Ahsoka zawiesiła na mnie wzrok przez ułamek sekundy i znowu wróciła do obserwowania zebrania.
- Na razie muszą wyzwolić mniejsze miasta. Dopiero potem mogą dostać się do Lessu. Zygerrianie stosują identyczne metody co Separatyści w czasie wojen klonów. Są przewidywalni do pewnego stopnia, ale zawsze szykują jakieś niespodzianki - odparła togrutanka. Miała rację, w końcu jedną z niespodzianek, to śmierć moich rodziców. - Poradzą sobie.
- Nie twierdzę, że nie - zauważyłam.
- Chodź. Wracamy do świątyni, nic tu po nas - stwierdziła Tano i skierowała się korytarzem ku wyjściu. Jak na dobrego padawana przystało, szłam krok za nią. Większość ludzkich uczniów określało swoją rangę warkoczykiem. Moje włosy niestety były na tyle grube, że co parę dni na nowo splatałam je w ciasne warkocze - czasem tylko w dwa, jeden, a nawet i parę tworząc dziwną kombinację dającą pełną swobodę. Nie chciałam ich skracać, bo tylko utrudniłabym sobie ich pewne ułożenie, ale to akurat mały problem. Traktowałam to jako pewien hołd dla mamy, dlatego moje miejsce w hierarchii Jedi określały ruchy, gesty i po prostu młody wiek.
Kiedy znalazłyśmy się w śmigaczu, którym zamierzałyśmy wrócić do siedziby Zakonu, zagadnęłam:
- Nie nudzi cię czasem życie Jedi? No wiesz, kiedyś jako padawan miałaś mnóstwo roboty, poza medytacją, treningami i nauką, ale potem przyszły wojny klonów. Jak wróciłaś do dawnego życia?
- Kiedy Anakina wzięto do niewoli, swój czas poświęcałam wam, a kiedy odeszli, moim zadaniem stało się wychowanie was. Cały mój czas wolny to zamartwianie się o was. Często czytam, ale... nie potrafię znaleźć swojego miejsca. Nigdy nie zdołam wrócić do tego, co było. Sama zastanawiam się na tym, jak mogłam żyć i znaleźć sobie robotę, a potem... konflikty zbrojne. Nie potrafię się zbytnio zająć sobą. Uczenie ciebie i wychowywanie w jakimś stopniu wypełnia mój czas. Lecz nie potrafię usiąść w ciągu dnia i się położyć. Muszę coś robić - wyznała togrutanka.
- Cywile mają trochę łatwiej. Mogą sobie pozwolić na holoseriale i różne holoksiążki.
- Kto ci powiedział, że Jedi nie wolno? W naszym życiu chodzi o obronę tego, z czego cywile nie zdają sobie sprawy. Dlatego sami z siebie nie oddajemy się takim relaksom. Jako Jedi musisz znaleźć priorytet. Nasz to nauka, nad panowaniem, nad tym co się dzieje, rozwiązywanie problemów, dążenie do bezpieczeństwa innych. Po prostu nasze myślenie jest zaprogramowane na dobrym wykorzystywaniu czasu w pełni. I choć wiecznie te same czynności są nudne, to oglądając taki holoserial włącza nam się przestroga, że przecież możemy robić teraz coś pożyteczniejszego, co nam pomoże, a nie tracimy czas na coś, co w żaden sposób nas nie kształci pod względem tego, co Jedi powinni robić - wytłumaczyła.
- Powinnam się cieszyć z bezczynności? - zapytałam
- Po części. W momencie, kiedy twój czas zostanie wypełniony przez natłok spraw, zatęsknisz za choć paroma minutami nudy. Uwierz, to dziwne, sama tego nie pojmuje. Zataczamy koło, ale taka jest natura żywych, myślących istot.
- Czy to prawda, że Neeyutnee ma zostać zastąpiona w Senacie? - zapytałam nagle.
- Czemu pytasz? Ponoć kończy się jej kadencja, a społeczeństwo Naboo ma swojego faworyta, ale nie wiem dokładnie kogo - odpowiedziała Ahsoka.
Trochę się zdziwisz, pomyślałam.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - przyznałam.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo mówimy o Pooji Naberrie.
Ledwie wypowiedziałam to nazwisko. Moja mama przyznała się do małżeństwa z Jedi, ale rodzice mimo wszystko byli na nią źli, bardzo dużo ryzykowali. Ostatecznie skończyło się na tym, że moja mama nie miała z nimi kontaktu aż do śmierci. Miała ograniczony z Solą, swoją siostrą i mamą Pooji, ale po jej śmierci nie mogłam mieć kontaktu z nimi. Widziałam ich raz, na pogrzebie rodziców.
Mam dziwną zrazę do mojej kuzynki.
________________________________________
Na razie moja majówka opiera się na oglądaniu Gry o Tron. Ciekawe i wciągające, ale nie jakoś szczególnie, żebym je pokochała. Dużo oczywiście czytam i wracam do Gwiezdnych Wojen!
NMBZW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz