środa, 8 maja 2019

Rozdział 5

      Niecierpliwie czekałam na powrót brata. Trzy dni wcześniej, Obi-Wan, podczas rozmowy z Ahsoką, poinformował, że zamierzają wrócić, bo misja zakończyła się powodzeniem. Senat od razu zwołał zebranie w celu naprawienia rządu     Ryloth i ponownego włączenia jej do Republiki Galaktycznej. Na początku sama planeta musi utworzyć swój własny rząd, aby w ogóle stawiać jakieś kroki. Tyle dobrze, że owy świat chce jeszcze pomocy Republiki po tak wielu latach niewoli. Raczej rozumieli, że próbowano spłacić dług Kaminoanom oraz wyzwolić jeszcze inne planety.
      Coraz częściej obserwowałam nowinki z Naboo, gdzie kampanie wyborcze na senatora dobiegały końca. Nadal największe szanse miała moja kuzynka Pooja. Zastanawiałam się czy w ogóle wiedziała o moim istnieniu i czy zechce mnie w ogóle odszukać. Czy moja babcia oraz dziadek chcieli ukryć kim naprawdę są dzieci tak opłakujące ich córkę na pogrzebie? Pooja miała wtedy dwanaście lat, jej starsza siostra, Ryoo, czternaście. Dałyby się tak oszukać? Może to dziwne, że próbuję nawiązać jakiś kontakt, skoro sami nie próbowali. Myślę, że Rada pozwoliłaby chociaż na jedno spotkanie, Obi-Wan na pewno by się za nami wstawił, widział Anakina po stracie swojej matki, to wystarczający argument.
      Ale czy faktycznie byli dla mnie tak ważni?
     Gdybym nie była wrażliwa na Moc nawet nie pamiętałabym rodziców. Ktoś, kogo się po prostu nie pamięta lub nie ma z nim tak dobrych relacji, nie powoduje w nas uczucia straty, kiedy odejdzie. Dlatego, gdybym nieświadomie doświadczała miłości mamy i taty, nie byłabym tak zagubiona i egzystowałabym nie mając ich przy sobie - jak reszta Jedi. Nie wiedziałabym czy żyją, jak się mają. Członkowie Zakonu nie widzą w tym problemu, nauczyli się trwać bez większego przywiązania. Ja miałam tylko rodziców, brata, Ahsokę i Obi-Wana. To jedyna rodzina, jaką pozwolono mi mieć, więc nie rozumiem dlaczego nazwisko mojej kuzynki obudziło we mnie taką ciekawość.
      A nawet strach.
      Pojawienie się Pooji w moim życiu strasznie by je zachwiało. Mam zbyt dużo swoich problemów, żeby przejmować się jeszcze rodziną, która o mnie nie pamięta. Poza tym, po swojej mamie odziedziczyłam wrażliwość na swoją własną opinię publiczną. Choć niewiele osób wie kto jest dokładnie dzieckiem Padme Amidali, nazwisko Naberrie się rozniesie po całej Republice. To nie chodzi o to, czy będą o mnie mówić, tylko o to, czy na pewno chcę, aby ktoś mnie kojarzył z Pooją. Nawet nie wiem, jak mam się o niej wypowiadać przed samą sobą. Z pogardą? Miłością?
      Moje włosy potargał rozpętany przez lądujący transporter wiatr. W środku znajdował się mój brat, prócz informacji mi przekazanych, bez żadnych problemów wyczuwałam w Mocy jego echo: pełne radości, zapału do walki i ekscytacji oraz... dumy. Niewątpliwie go rozpierała, musiał sobie bardzo dobrze radzić, ale zauważyłam, że z dnia na dzień robił się coraz to poważniejszy. Jaki okaże się po tej wyprawie?
     - Witaj - powiedział, kiedy tylko się do mnie zbliżył. Przytuliłam go i po paru sekundach wypuściłam ze swych ramion. Cudownie było go mieć przy sobie. Tworzyliśmy dziwne rodzeństwo; w pełni zgodne, nigdy się nie pokłóciliśmy, zawsze współpracujemy i martwimy się o tego drugiego. Po prostu mamy tylko siebie i zastępujemy tym samym rodziców, choć myślę, że gdyby żyli to na pewno relacje między mną a moim bratem pozostałyby takie same jak teraz.
      - Gratuluję udanej misji - pochwaliłam go, gdy szliśmy w stronę hangaru skąd mieliśmy wyjść, aby udać się do kantyny.
      - Nie było tak źle jak sądziłem - przyznał. - Ale cały czas miałem z tyłu głowy tatę. Starałem się słuchać Obi-Wana, żeby tylko nie podjąć samodzielnie decyzji. Ja wiem, że to źle, że muszę stać się odpowiedzialny, zwłaszcza w starciu z nimi, moim największym koszmarem, ale... bałem się. Bałem się, że jeśli sam zadecyduję, to ja trafię do niewoli, nawet jeśli mi to nie groziło. Takie spaczenie.
      - Poradziłeś sobie, zwalczyłeś pewne lęki - zauważyłam.
      - Tak, ale dużo mnie to kosztowało - odpowiedział szczerze.
      Zastanowiłam się chwilkę.
      - Nie będziesz mieć po tym... traumy... prawda? - zmartwiłam się.
     - Nie, raczej nie. Tak myślę. Mam pewien szok, zawsze jak wracam z misji to czuję się, jakby mnie ktoś zamroził w karbonicie. Trudno mi dojść do siebie, zostaję kompletnie wyrwany z rzeczywistości. Nie pojmuje jej - wyznał.
      - Dla rodziców rzeczywistością była wojna - przypomniałam.
      - Nie wyobrażam sobie... iść na wojnę i dzień w dzień w niej uczestniczyć. Mieć wolne, odpocząć sobie, wracać na krążownik i nie ogarniać, bo się miało święty spokój. Zupełnie odwrotna sytuacja - zachichotał Luke.
   - To indywidualna kwestia. Zgłodniałam. Oczywiście, najbardziej tęskniłam za twoim towarzystwem.
      - Ja za tobą też tęskniłem. - Po tych słowach objął mnie ramieniem.
     Kochałam mojego brata, lepszego nie mogłam sobie wyobrazić - i choć wielu Jedi dziwnie się z do nas obnosili, to nie oddałabym tej relacji za żadne skarby. Ktoś powie, że to dlatego, że nikogo nie mamy. A ja myślę, że to po prostu katalizator, a reszta wyjaśniła się sama. Nawet bez tego byśmy się dogadywali, wspierali, ufali sobie, przeżywalibyśmy wspólnie porażki i sukcesy. Bo od tego są przyjaciele. Przyjaciele tworzą rodzinę, a jeszcze silniejsza przyjaźń tworzy się, gdy twoim najlepszym przyjacielem jest członek rodziny.
      W kantynie postawiłam na dość skromny posiłek, potrawka i kromka chleba. Nie miałam ochoty jeść, może to z emocji. Nie chciałam powiedzieć Luke'owi o Pooji, to jedna z tych spraw, gdzie zastanawiałam się czy jest na tyle ważna, by o niej wspominać. To idiotyczne, martwiłam się o osobę praktycznie dla mnie obcą, więzi krwi to nie wszystko. Pragnęłam wyznać mu co czuję w związku z tym, przecież prawdopodobnie będziemy się z nią mijać, możemy mieć z nią jakikolwiek kontakt, ale z drugiej strony wolałam trzymać to dla siebie.
    - Czeka was misja. - Obi-Wan przyszedł w momencie, kiedy skończyli swój posiłek.
    - Gdzie? - podekscytował się Luke.
    - Na Tatooine.
________________________________________
Czy ktoś to w ogóle czyta?

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz