środa, 3 kwietnia 2019

Prolog

   Cześć, pamiętacie mnie?
     Jeżeli nie - przedstawię się i opowiem Wam w skrócie moją historię.
     Nazywam się Leia Amidala Skywalker.
   Osiemnaście lat temu wybuchł wielki konflikt galaktyczny między Republiką Galaktyczną a Konfederacją Niezależnych Systemów, w skrócie: Separatystami. Okazało się, że obydwiema stronami władał kanclerz Republiki, Palpatine, który tak naprawdę był Sithem znanym pośmiertelnie jako Darth Sidious.
    Kiedy większość galaktyki była przekonana, że wojny klonów dobiegają końca, Palpatine postanowił wyjawic prawdę swojemu przyjacielowi, Anakinowi Skywalkerowi, kim tak naprawdę jest. Wybraniec, bo za tego uważano wielkiego Anakina Skywalkera, nie dał się zwieść ciemnej stronie Mocy i wydał Sitha radzie Jedi. Tuż po procesie, gdzie zdecydowano o śmierci kanclerza, niejaki Admirał Tarkin uwolnił swojego przyjaciela i udał się z nim na rodzinną planetę Sidiousa oraz mojej matki - Naboo, znajdującej się w sektorze Chommell. Tam też rozegrała się ostateczna i najważniejsza bitwa.
     Kiedy całą planetę w Mocy spowijał mrok, Republika nie poddawała się i walczyła dalej. Nawet moja mama będąc w ostatnim miesiącu ciąży. Z opowieści wiem, że: ukrywała się w tunelach z dwiema padawankami, Wysy i Ekrią i ratowały jeńców; ciocia Ahsoka zabiła Tarkina i nie zdoła wybawić jeńców z fabryki przed jej wybuchem i nieświadomie uratowała szwagra mojej matki; Ahsoka również straciła życie w parę godzin, co jest sprawą Siostry... to zagmatwana historia, może kiedyś opowiem; Dartha Maul (O! Z nim to są historie!) po raz drugi, a zarazem ostatni, został pokonany przez Obi-Wana Kenobiego; Anakin zabił Sidiousa przywracając równowagę w galaktyce.
     Sielanka nie trwała wiecznie.
     Parę godzin, po małym zwycięstwie, Padme Amidala, moja mama, zaczęła rodzić! Zabrano ją na Polis Massę, gdzie najpierw urodziła mojego brata, Luke'a Skywalkera, a potem mnie. Ale nie! Nie o nas i - jak wynika wynika z opowiadań - nasze krzyki chodzi. Mimo wszystko, byliśmy grzecznymi dziećmi. Rzecz w tym, że dwa miesiące później, nowo i potajemnie utworzone Imperium Zygerrian, w akcie zemsty, wypowiedziało wojnę Zakonowi Jedi, który nawet nie zdążył ochłonąć po poprzedniej i naprawić swą reptuację. Nowy Kanclerz Republiki, Aang, postanowił zrobić w tej kwestii głosowanie. Większość Republikan zaznaczyła, iż Jedi powinni się bronić i mogę wykorzystać do pomocy Armię Klonów, do czego, prawdę mówiąc, zostali zmuszeni.
      Konflikt zaczął się szybciej niż myślano.
    Mój tata, Anakin Skywalker, próbował pogodzić wychowanie nas, okazywanie miłości swojej żonie oraz walkę na froncie. No właśnie, walkę. Pewnego razu... nie wrócił. On nie, ale jego były mentor, mój wujek, Obi-Wan Kenobi, tak. On, jego wojsko, wojsko mojego taty, mistrz Fisto... bez Aayli Secury. Twi'lekańska Mistrzyni wraz z moim ojcem, zostali wzięci do niewoli. Zygerria opracowała jakieś dziwne urządzenia mogące znaleźć jakiegokolwiek niewolnika, bądź osobę, która kiedyś nim była bez względu na to czy ma w sobie jeszcze nadajnik, czy już nie.
      Przez trzy lata żyłam wśród samych kobiet i mojego brata... znaczy, nie dosłownie, ale to moja mama i ciocia Ahsoka się nam opiekowało. Oczywiście, były jeszcze służki. Wszyscy, codziennie, widzieliśmy, jak Ahsoka i mama są przygnębione, uśmiechają się z przymusem. Niekiedy słyszałam ich płacz. Pamiętam ich oczy pełne łez, a to tylko dlatego, że nikt nie potrafił wyczuć, czy dwójka Jedi nadal żyje.
      Pewnego dnia, po trzech latach, miałam dziwne wrażenie, że coś się stanie. Już należeliśmy do Zakonu, a nasze zmysły były wystaczająco wyczulone. Okazało się, że ojciec wrócił, dlatego tak to przewidzieliśmy. Wieczorem, tego samego dnia, kiedy przybył w końcu na Coruscant, przyszedł do domu. Nie mieliśmy problemu, aby przywitać się, jak gdyby nigdy nic. Ale szczerze powiedziewszy - gdyby nie Moc, nie wiedziałabym, że to on. Strasznie zarósł, jego włosy... nie, cofam to. To nie włosy, po tym czasie stwierdzam, że to coś gorszego niż jakiekolwiek gniazdo.
       Parę dni później, Rada Jedi postanowiła, że Anakin wraz z Aaylą przez jakiś czas nie opuszczą  Świątyni Jedi, a tym bardziej - stolicy Republiki. Tak więc, przez pół roku, prawie codzinnie, tata przy nas był, uczestniczył w naszym wychowaniu, zdołał nadrobić zaległości w jedzeniu i okazywaniu uczuć mamie.
     Wracając do spraw Mocy...
     W moje trzecie urodziny, zanim tata wrócił, wstąpiliśmy z Luke'm do Zakonu Jedi. Nie dostaliśmy swojego klanu, ale od razu swoich Mistrzów. Luke poszedł pod opiekę Obi-Wana, a ja pod opiekę Luminary, której byłam drugim padawanem, ale złamała pewne warunki dotyczące swojej rasy.
      Przez kolejne dwa lata żyła w Świątyni i w domu, w miłości rodziców, przyjaźni i w opiece Rady. Do czasu bitwy o Endor.
     Zygerrianie postanowi sobie na cel Ewoki, ich księżyc, ich świat. Moi rodzice zostali tam wysłani, moja mama jako negocjator polityczny, jak i do agresywnej negocjacji by zakończyć spór. W pewnym momencie, rodzice postanowili odłączyć od grupy, aby podzielić się z Kenobim zadaniem. Misją Padme i Anakina zostało skontaktowanie się z Ewokami. Na drugi dzień, po nocy spędzonej w wiosce, postanowili wybrać się do znalezionego punktu Zygerrian.
     Oboje zginęli przez jeden krok. Jeden krok i lekkie dotknięcie stopą bomby!
    Od dziesięciu lat... od dziesięciu lat jestem sama. Od dziesięciu lat wspominam ten straszny ból, który odczułam bawiąc się maskotką. Widzę przed oczami pogrzeb i palące się dwa zwiotczałe ciała.  Zostały obrazy, które powinny blaknąć, ale ja im nie pozwalam.
    Od dziesięciu lat połowniczo żyję w mieszkaniu, w którym nie czuję się jak w domu. W mieszkaniu, gdzie od lat pościel rodziców nie została przebrana, poduszki na sofach nie zostały przestawione. W mieszkaniu, którego w wieku pięciu lat zabroniliśmy z bratem sprzedać. W mieszkaniu, w którym czuję straszną pustkę. W apartamencie, gdzie od ścian odbija się dawny śmiech rodziców...
     Mam piętnaście lat i od piętnastu lat przyglądam się o dwa miesiące młodszej ode mnie wojnie. Patrzę na spór, którego wygranej w żaden sposób nie da się przewidzieć. Patrzę w okropne, sztuczne tornado, które zabrało mi rodziców.
     Czy teraz zabierze i mnie?
_____________________________________ 
Cześć, to ja - Mroczne Kiwi.
Po moim dramatycznym odejściu z poprzedniego bloga, zapraszam na kolejny!

NMBZW!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz